Klub lejdis z PO, czyli posłanki od organizacji imprez
Dodano:
-Na początku w klubie lejdis działała przyszła ministra Joanna Mucha, ale ponieważ była za ładna, z zazdrości ją wykluczyły - mówi w rozmowie z tygodnikiem "Wprost" jeden z posłów Platformy Obywatelskiej.
Środowy poranek w Sejmie podczas ostatniego posiedzenia przed świętami. W jednej z sal zbiera się klub PO. Frekwencja jest minimalna. Zaledwie 20 osób z ponad 200. Ci, którzy przyszli, są zawiedzeni. – Zerwałam się o świcie, bo jestem obowiązkowa, przybiegłam, a tu się okazało, że posiedzenie zostało zwołane tylko po to, aby odczytać harmonogram prac Sejmu, który każdy może znaleźć na stronie internetowej. Zero dyskusji. Tak dalej być nie może. My, babki, robimy bunt – odgraża się moja rozmówczyni.
Jak się dowiaduje tygodnik „Wprost”, na pierwszym posiedzeniu władz klubu po Nowym Roku spora część kobiet z PO zażąda zmiany sposobu pracy oraz precyzyjnego podziału obowiązków. – Nie może być tak, że posłanki są potrzebne tylko wtedy, gdy facetom nie chce się harować nad jakąś niezbyt spektakularną ustawą albo gdy trzeba zaśpiewać kolędę dla premiera czy pójść i poprzeć Bronka. Koniec z tym! – mówi jedna z parlamentarzystek. Przypomniała tutaj słynną scenę, kiedy grupa posłanek PO złożyła na ręce Bronisława Komorowskiego list poparcia dla jego kandydatury w partyjnych prawyborach prezydenckich. Ten odpowiedział samodzielnie ułożoną fraszką: „Wielkie dzięki, ale przyznam, że gdy tyle pań dokoła, nie wybory mi się marzą, ale inne kwestie zgoła”. – Zabrakło tylko słynnego: Hohoho! Ta fraszka najlepiej obrazuje stosunek facetów w PO do kobiet. To takie upupiające – denerwuje się kilka pań.
Co na to męska część klubu? Jedni bagatelizują problem, twierdząc, że ich koleżanki przesadzają. Drudzy machają ręką, przekonując, że kobiety w PO wybitnie się nie udały, bo nic nie rozumieją z męskiej twardej polityki i same dały się zepchnąć do roli ozdóbek. – Pamięta pani klub lejdis? – pyta mnie jeden z parlamentarzystów. – A co to? – odpowiadam ze zdziwieniem. Dowiaduję się, że lejdis [nazwa wzięła się z filmu o takim tytule – red.] to grupa atrakcyjnych posłanek, której głównym zadaniem była organizacja wieczornych imprez.
Początek ubiegłej kadencji. Nowy Dom Poselski, nazywany sejmowym akademikiem. W hotelu połączonym z Sejmem podziemnym korytarzem mieszka większość parlamentarzystów. Jest późny wieczór. W jednej z sal wystrojone w seksowne sukienki posłanki czekają na gości honorowych imprezy. – Honorowi goście to ówczesny wicepremier Grzegorz Schetyna i rzecznik rządu Paweł Graś. Eleganckie dziewczyny, sporo alkoholu... Ech, to były balangi – z rozrzewnieniem wspomina uczestnik tamtych imprez. – Na początku w klubie lejdis działała przyszła ministra Joanna Mucha, ale ponieważ była za ładna, z zazdrości ją wykluczyły. Dla Joaśki stało się dobrze, bo jak traktować poważnie panie, które za dnia odwiedzają sklepy, aby zakupić nową kreację, potem paradują w ekstrawaganckich strojach po sejmowych korytarzach, a wieczorem się zajmują imprezowaniem – kończy poseł.
Jak posłowie PO traktują swoje koleżanki i jak one same traktują siebie nawzajem - o tym w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania
Jak się dowiaduje tygodnik „Wprost”, na pierwszym posiedzeniu władz klubu po Nowym Roku spora część kobiet z PO zażąda zmiany sposobu pracy oraz precyzyjnego podziału obowiązków. – Nie może być tak, że posłanki są potrzebne tylko wtedy, gdy facetom nie chce się harować nad jakąś niezbyt spektakularną ustawą albo gdy trzeba zaśpiewać kolędę dla premiera czy pójść i poprzeć Bronka. Koniec z tym! – mówi jedna z parlamentarzystek. Przypomniała tutaj słynną scenę, kiedy grupa posłanek PO złożyła na ręce Bronisława Komorowskiego list poparcia dla jego kandydatury w partyjnych prawyborach prezydenckich. Ten odpowiedział samodzielnie ułożoną fraszką: „Wielkie dzięki, ale przyznam, że gdy tyle pań dokoła, nie wybory mi się marzą, ale inne kwestie zgoła”. – Zabrakło tylko słynnego: Hohoho! Ta fraszka najlepiej obrazuje stosunek facetów w PO do kobiet. To takie upupiające – denerwuje się kilka pań.
Co na to męska część klubu? Jedni bagatelizują problem, twierdząc, że ich koleżanki przesadzają. Drudzy machają ręką, przekonując, że kobiety w PO wybitnie się nie udały, bo nic nie rozumieją z męskiej twardej polityki i same dały się zepchnąć do roli ozdóbek. – Pamięta pani klub lejdis? – pyta mnie jeden z parlamentarzystów. – A co to? – odpowiadam ze zdziwieniem. Dowiaduję się, że lejdis [nazwa wzięła się z filmu o takim tytule – red.] to grupa atrakcyjnych posłanek, której głównym zadaniem była organizacja wieczornych imprez.
Początek ubiegłej kadencji. Nowy Dom Poselski, nazywany sejmowym akademikiem. W hotelu połączonym z Sejmem podziemnym korytarzem mieszka większość parlamentarzystów. Jest późny wieczór. W jednej z sal wystrojone w seksowne sukienki posłanki czekają na gości honorowych imprezy. – Honorowi goście to ówczesny wicepremier Grzegorz Schetyna i rzecznik rządu Paweł Graś. Eleganckie dziewczyny, sporo alkoholu... Ech, to były balangi – z rozrzewnieniem wspomina uczestnik tamtych imprez. – Na początku w klubie lejdis działała przyszła ministra Joanna Mucha, ale ponieważ była za ładna, z zazdrości ją wykluczyły. Dla Joaśki stało się dobrze, bo jak traktować poważnie panie, które za dnia odwiedzają sklepy, aby zakupić nową kreację, potem paradują w ekstrawaganckich strojach po sejmowych korytarzach, a wieczorem się zajmują imprezowaniem – kończy poseł.
Jak posłowie PO traktują swoje koleżanki i jak one same traktują siebie nawzajem - o tym w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania