"Inka": z Dębskim szłam na spacer

Dodano:
Halina G. "Inka" nie przyznała się do zarzutu pomocy w zabójstwie Jacka Dębskiego. Wyprowadzając go, nie wiedziałam, że Dębski ma zginąć, oświadczyła.
Odmawiająca dotąd zeznań na sali sądowej "Inka" zdecydowała się w końcu zeznawać. Jednak jej zeznań na wniosek obrony nie można było rejestrować. Sąd pozwolił jednak dziennikarzom zostać w sali. Do sądu przyszedł też mec. Tadeusz de Virion - polski obrońca "Baraniny", który chciał się przysłuchiwać rozprawie.

Halina G. w śledztwie złożyła obszerne wyjaśnienie, powiedziała, że zleceniodawcą zabójstwa był Jeremiasz B., pseud. Baranina", wskazała też mordercę, ale odmawiała zeznań w sądzie. Dopiero we wtorek - kiedy okazało się, że siedzący w austriackim areszcie "Baranina" stracił możliwość kierowania poczynaniami świadków i nie wpływa już na inne osoby, zmieniła zdanie.

W czwartek warszawski Sąd Okręgowy obejrzał zapis wideo z wizji lokalnej z udziałem "Inki", która relacjonuje w nim ostatnie chwile Jacka Dębskiego. "Inka" potwierdziła swoje wyjaśnienia przed sądem.

W czasie wizji lokalnej Halina G. przyznała, że w trakcie pobytu jej, Dębskiego oraz innych osób w warszawskim lokalu "Casa Nostra" Jeremiasz B., ps. Baranina dzwonił do niej kilkakrotnie i wydawał polecenia. Powiedział jej kiedy ma wyjść z Dębskim z lokalu, tłumaczył też, że Dębski "musi zostać ukarany, bo był nielojalny".

"Inka" nie powiedziała wówczas prawdy o zabójcy Dębskiego. Wskazywała wtedy na Adama R., podwładnego jednego ze stołecznych gangsterów, którego zwierzchnikiem był "Baranina". Później okazało się, że Adam R. zabił jej narzeczonego - również na polecenie Jeremiasza B.

W tamtym czasie (wizja lokalna odbywała się w czerwcu 2001, a do zabójstwa Dębskiego doszło w nocy z 11 na 12 kwietnia 2001) "Inka" chroniła jeszcze osobę, która naprawdę zabiła Dębskiego. Dopiero miesiąc później ujawniła, że zabójcą był Tadeusz M., ps. Sasza, zaufany płatny morderca na usługach "Baraniny".

Nastepnie "Inka" odczytała przed sądem swoje oświadczenie, w którym po raz pierwszym w tym procesie ustosunkowała się przed sądem do postawionego jej zarzutu. Mówiła, że nie miała świadomości, iż Dębski ma zginąć. Twierdzi, że gdyby to wiedziała, nie wyszłaby przed lokal, gdzie b. minister sportu został zastrzelony. Mówiła, że była niejako pracownikiem "Baraniny", wykonywała jego zlecenia, które zawsze były drobne i z pozoru mało ważne.

Jeremiasz B. otoczył ją opieką i utrzymywał w zamian za lojalność. Wytworzył wokół niej atmosferę ojcowskiego oparcia i zaufania, by - jak się potem okazało - to wykorzystać.

Swoje wcześniejsze wyjaśnienia, w tym także wskazanie niewłaściwej osoby jako zabójcy Dębskiego, "Inka" tłumaczyła bezwzględnością "Baraniny" i obawą o własne życie.

Zaprzeczyła też twierdzeniom jednego ze świadków, który zeznał przed sądem, że widział jak Halina G. rozmawiała z zabójcą i razem z nim uciekła z miejsca zbrodni.

Komentując oświadczenie "Inki" prokurator Andrzej Komosa powiedział jedynie, że znajduje w nim "mocne i słabe strony". Nie chciał mówić o szczegółach, podkreślając, że zrobi to w mowie końcowej.

em, pap

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...