"Nie ma ugrupowania, które nie miało celebrytów na listach"
Dodano:
- Polak nie ufa środowiskom politycznym, a to ma być takie obejście deficytu zaufania - powiedział w rozmowie z Wprost.pl dr hab. Rafał Chwedoruk, z Instytutu Nauk Politycznych UW, komentując wystawianie celebrtytów na listy wyborcze do Parlamentu Europejskiego.
Paweł Orlikowski, Wprost.pl: Była modelka Izabela Łukomska-Pyżalska wystartuje z drugiego miejsca na liście koalicji Twojego Ruchu i Europy Plus do europarlamentu. Wcześniej dowiedzieliśmy się o "jedynce" dla Weroniki Marczuk w Łódzkiem, z ramienia SLD. Czy to nie ośmiesza partii wystawiających takich celebrytów na listy wyborcze?
Dr hab. Rafał Chwedoruk: Jeśli szukamy różnych przyczyn delegitymizacji polskiej polityki, niskiego zaufania do polityków, partii i w ogóle instytucji publicznych, będziemy zmieniać ciąg wydarzeń historycznych. Gdzieś na tej liście powinny się znaleźć i takie epizody. Gdyby to były tylko epizody mające tylko ubarwić kampanię. Jest to jednak pewnego rodzaju regularność w polskiej polityce. Mówię o powszechności tego procederu. Nie ma w Polsce takiego ugrupowania, które by nie doświadczyło tego typu postaci na swoich listach.
Bliźniaczki w SLD z Napieralskim, Janusz Dzięcioł w PO, Sebastian Florek w SLD. Większość z takich politycznych celebrytów pojawia się i szybko znika z Sejmu. Czy nie szkoda miejsc na listach dla poważniejszych polityków?
Pocieszające jest to, że większość z takich celebrytów dostaje miejsca, które nie grożą mandatem. Oczywiście jest to niestety pochodną generalnych przemian w kulturze. W dobie globalizacji, kultura masowa jest oparta o media elektroniczne. Jest to kultura atakująca widza ogromną ilością bodźców. W krótkim czasie i w sposób permanentny. Polityk jest w stanie zrobić wszystko, aby zostać zauważonym w świecie mediów. W imię zasady: nie ważne jak, ważne żeby mówiono. Stąd wiara w to, że osoby spoza polityki wzbudzą zainteresowanie w zdepolityzowanym społeczeństwie. Polak nie ufa środowiskom politycznym, a to ma być takie obejście deficytu zaufania. Co może najbardziej dziwić to fakt, że stawianie na takie osoby trwa nadal. Przecież główne partie przeszły proces profesjonalizacji. Działają coraz poważniej. Wyjaśnieniem może tu być niska frekwencja. Taka osoba może zmobilizować dodatkowych wyborców.
Jednak osoby, o których dzisiaj wspominamy mają wysokie miejsca na listach. Mają szansę dostać się do Parlamentu Europejskiego. Czy mają one rzeczywiście tylko zwrócić uwagę wyborców, zwiększyć frekwencję? Czy może dzisiaj takie osoby budzą większe zaufanie społeczne niż zawodowi politycy?
Żyjemy w dobie pewnego kryzysu demokracji. Jest to jednak zjawisko globalne. Deficyt zaufania do świata polityki nie jest tylko problemem Polski. Jednak zaufanie do takich osób jest niemierzalne. Wszelkie rankingi zaufania nie mówią kompletnie o niczym. Zauważmy, że wśród trójki polityków budzących największą nieufność jest dwóch szefów największy partii politycznych w Polsce. Myślę, że tak naprawdę chodzi tylko o chwilę migawki. O to, żeby wyborca, traktowany jako konsument, choć na chwilę zwrócił na to uwagę. Dzisiaj w szpitalu nie jesteśmy pacjentem tylko klientem. Nie jesteśmy studentami, tylko podpisujemy umowę i jesteśmy klientem. Tak samo wyborca. Wszystko się komercjalizuje. Jest to forma reklamy. Celebryta występujący w reklamie zwraca uwagę na produkt. W tym przypadku celebryta reklamuje listę wyborczą.
Celebryci czasem jednak wygrywają. Wtedy muszą się zmierzyć z realną polityką. I co wtedy?
Pierwszym problemem jest dezidologizacja polityki. To jest takie pokazanie wyborcom, że tu nie chodzi o żadne idee, programy. Traktuje się wybory jak konkurs piękności. Jeśli chodzi o sprawność funkcjonowania, to wyobrażam sobie, że taki celebryta może zostać europosłem lub pełnić inną funkcję. Musi jednak spełnić pewien warunek. Przejść normalną drogę kariery politycznej, zapisać się do partii, zostać radnym dzielnicy, później miasta. Następnie kandydować na posła. Po drodze dowodząc swoich kompetencji. Myślę, że ideałem jest tutaj polityka w Niemczech, gdzie aby wystartować w wyborach, konieczna jest rekomendacja od różnych organizacji społecznych. Autentycznych, a nie zakładanych przez lokalnego biznesmena. To potwierdza zaangażowanie w aspekty życia publicznego. Natomiast w Polsce jesteśmy bardzo niecierpliwi. Paradoksalnie ofiarą takich działań padają celebryci, którzy są najbardziej kompetentni. Dodatkową refleksją jest to, że Polski wyborca nie jest wymagający. Nie kontroluje na co dzień polityków. Teraz będziemy się wyśmiewali z tych celebrytów. Po wyborach, a znając życie żadna z tych osób jednak nie dostanie się do europarlamentu, nikt już o tym nie będzie mówił i pamiętał.
Polacy częściej głosują na twarze. Nie znają osób, które wybierają. Nie znają programów partii.
Pozostaje mieć nadzieję, że media dalej będą zainteresowane takimi osobami. I jeżeli wygrają wybory to zostaną zapytane o program partii. Mieliśmy już przykłady zawodowych polityków, którzy nie znali programu własnej partii. Warto zauważyć, że lektura takich programów wcale nie jest prosta. Programy największych polskich partii potrafią liczyć po paręset stron. Byłby to nie lada egzamin.
Skoro partie się profesjonalizują to takie działania będą coraz rzadsze, czy może paradoksalnie będzie coraz więcej celebrytów w polityce?
Być może politycy i partie będą odchodzili od takich działań. Zwłaszcza, jeżeli system partyjny jeszcze bardziej się ustabilizuje. Wtedy partie przestałyby się bać o swoje istnienie. Dzisiaj każda partia martwi się o przetrwanie. Niestety na arenie wyborczej pojawiają się kolejne pokolenia wychowywane w świecie internetu i gimnazjów. Czyli w świecie szybkich i krótkich doznań. Dzisiaj wszyscy chcą zaistnieć w świecie mediów elektronicznych. Stąd ogromna popularność wszelkich portali społecznościowych. Poważne osoby zachowują się zupełnie niepoważnie, tylko po to by zaistnieć. Kolejne pokolenia wyborców nie będą rozumiały w ogóle innego języka. Dawny model uprawiania polityki, gdzie charyzmatyczny przywódca przez kilkadziesiąt minut mówi o ważnych sprawach jest kompletnym anachronizmem. Niestety spodziewam się erozji takich zachowań. Tego, że politycy będą się upodabniali do celebrytów. Jaką wartość poznawczą ma interesowanie się urodzinami pani wicepremier? Chciałoby się rzec: sorry, takie mamy czasy. Jest to jednak taki wyścig do dna.
Czy dzisiaj karierę polityczną odnieść mogą tylko osoby, które będą stawały się celebrytami?
Wszystko na to wskazuje. Patrząc na polityków w krajach, które często są stawiane za wzór, widzimy takie tendencje. Dlatego można zatęsknić za czasami, gdzie przynajmniej mieliśmy złudzenia, że chodzi o coś więcej, niż tylko pragnienie czystej, nagiej władzy. Nasi politycy nie są wyjątkami. Jak popatrzymy po liderach polskich partii, to w większości jeszcze reprezentują tak zwaną starą szkołę.
Dr hab. Rafał Chwedoruk: Jeśli szukamy różnych przyczyn delegitymizacji polskiej polityki, niskiego zaufania do polityków, partii i w ogóle instytucji publicznych, będziemy zmieniać ciąg wydarzeń historycznych. Gdzieś na tej liście powinny się znaleźć i takie epizody. Gdyby to były tylko epizody mające tylko ubarwić kampanię. Jest to jednak pewnego rodzaju regularność w polskiej polityce. Mówię o powszechności tego procederu. Nie ma w Polsce takiego ugrupowania, które by nie doświadczyło tego typu postaci na swoich listach.
Bliźniaczki w SLD z Napieralskim, Janusz Dzięcioł w PO, Sebastian Florek w SLD. Większość z takich politycznych celebrytów pojawia się i szybko znika z Sejmu. Czy nie szkoda miejsc na listach dla poważniejszych polityków?
Pocieszające jest to, że większość z takich celebrytów dostaje miejsca, które nie grożą mandatem. Oczywiście jest to niestety pochodną generalnych przemian w kulturze. W dobie globalizacji, kultura masowa jest oparta o media elektroniczne. Jest to kultura atakująca widza ogromną ilością bodźców. W krótkim czasie i w sposób permanentny. Polityk jest w stanie zrobić wszystko, aby zostać zauważonym w świecie mediów. W imię zasady: nie ważne jak, ważne żeby mówiono. Stąd wiara w to, że osoby spoza polityki wzbudzą zainteresowanie w zdepolityzowanym społeczeństwie. Polak nie ufa środowiskom politycznym, a to ma być takie obejście deficytu zaufania. Co może najbardziej dziwić to fakt, że stawianie na takie osoby trwa nadal. Przecież główne partie przeszły proces profesjonalizacji. Działają coraz poważniej. Wyjaśnieniem może tu być niska frekwencja. Taka osoba może zmobilizować dodatkowych wyborców.
Jednak osoby, o których dzisiaj wspominamy mają wysokie miejsca na listach. Mają szansę dostać się do Parlamentu Europejskiego. Czy mają one rzeczywiście tylko zwrócić uwagę wyborców, zwiększyć frekwencję? Czy może dzisiaj takie osoby budzą większe zaufanie społeczne niż zawodowi politycy?
Żyjemy w dobie pewnego kryzysu demokracji. Jest to jednak zjawisko globalne. Deficyt zaufania do świata polityki nie jest tylko problemem Polski. Jednak zaufanie do takich osób jest niemierzalne. Wszelkie rankingi zaufania nie mówią kompletnie o niczym. Zauważmy, że wśród trójki polityków budzących największą nieufność jest dwóch szefów największy partii politycznych w Polsce. Myślę, że tak naprawdę chodzi tylko o chwilę migawki. O to, żeby wyborca, traktowany jako konsument, choć na chwilę zwrócił na to uwagę. Dzisiaj w szpitalu nie jesteśmy pacjentem tylko klientem. Nie jesteśmy studentami, tylko podpisujemy umowę i jesteśmy klientem. Tak samo wyborca. Wszystko się komercjalizuje. Jest to forma reklamy. Celebryta występujący w reklamie zwraca uwagę na produkt. W tym przypadku celebryta reklamuje listę wyborczą.
Celebryci czasem jednak wygrywają. Wtedy muszą się zmierzyć z realną polityką. I co wtedy?
Pierwszym problemem jest dezidologizacja polityki. To jest takie pokazanie wyborcom, że tu nie chodzi o żadne idee, programy. Traktuje się wybory jak konkurs piękności. Jeśli chodzi o sprawność funkcjonowania, to wyobrażam sobie, że taki celebryta może zostać europosłem lub pełnić inną funkcję. Musi jednak spełnić pewien warunek. Przejść normalną drogę kariery politycznej, zapisać się do partii, zostać radnym dzielnicy, później miasta. Następnie kandydować na posła. Po drodze dowodząc swoich kompetencji. Myślę, że ideałem jest tutaj polityka w Niemczech, gdzie aby wystartować w wyborach, konieczna jest rekomendacja od różnych organizacji społecznych. Autentycznych, a nie zakładanych przez lokalnego biznesmena. To potwierdza zaangażowanie w aspekty życia publicznego. Natomiast w Polsce jesteśmy bardzo niecierpliwi. Paradoksalnie ofiarą takich działań padają celebryci, którzy są najbardziej kompetentni. Dodatkową refleksją jest to, że Polski wyborca nie jest wymagający. Nie kontroluje na co dzień polityków. Teraz będziemy się wyśmiewali z tych celebrytów. Po wyborach, a znając życie żadna z tych osób jednak nie dostanie się do europarlamentu, nikt już o tym nie będzie mówił i pamiętał.
Polacy częściej głosują na twarze. Nie znają osób, które wybierają. Nie znają programów partii.
Pozostaje mieć nadzieję, że media dalej będą zainteresowane takimi osobami. I jeżeli wygrają wybory to zostaną zapytane o program partii. Mieliśmy już przykłady zawodowych polityków, którzy nie znali programu własnej partii. Warto zauważyć, że lektura takich programów wcale nie jest prosta. Programy największych polskich partii potrafią liczyć po paręset stron. Byłby to nie lada egzamin.
Skoro partie się profesjonalizują to takie działania będą coraz rzadsze, czy może paradoksalnie będzie coraz więcej celebrytów w polityce?
Być może politycy i partie będą odchodzili od takich działań. Zwłaszcza, jeżeli system partyjny jeszcze bardziej się ustabilizuje. Wtedy partie przestałyby się bać o swoje istnienie. Dzisiaj każda partia martwi się o przetrwanie. Niestety na arenie wyborczej pojawiają się kolejne pokolenia wychowywane w świecie internetu i gimnazjów. Czyli w świecie szybkich i krótkich doznań. Dzisiaj wszyscy chcą zaistnieć w świecie mediów elektronicznych. Stąd ogromna popularność wszelkich portali społecznościowych. Poważne osoby zachowują się zupełnie niepoważnie, tylko po to by zaistnieć. Kolejne pokolenia wyborców nie będą rozumiały w ogóle innego języka. Dawny model uprawiania polityki, gdzie charyzmatyczny przywódca przez kilkadziesiąt minut mówi o ważnych sprawach jest kompletnym anachronizmem. Niestety spodziewam się erozji takich zachowań. Tego, że politycy będą się upodabniali do celebrytów. Jaką wartość poznawczą ma interesowanie się urodzinami pani wicepremier? Chciałoby się rzec: sorry, takie mamy czasy. Jest to jednak taki wyścig do dna.
Czy dzisiaj karierę polityczną odnieść mogą tylko osoby, które będą stawały się celebrytami?
Wszystko na to wskazuje. Patrząc na polityków w krajach, które często są stawiane za wzór, widzimy takie tendencje. Dlatego można zatęsknić za czasami, gdzie przynajmniej mieliśmy złudzenia, że chodzi o coś więcej, niż tylko pragnienie czystej, nagiej władzy. Nasi politycy nie są wyjątkami. Jak popatrzymy po liderach polskich partii, to w większości jeszcze reprezentują tak zwaną starą szkołę.