Minister finansów: Są miejsca, w których państwa nikt nie zastąpi
Dodano:
Minister finansów Mateusz Szczurek udzielił wywiadu „Dziennikowi Gazecie Prawnej”. Mówił w nim m.in. o reformie finansów publicznych. Podkreślił też, że „do końca kadencji dług spadnie poniżej poziomu 47 procent PKB według metodologii krajowej, a według unijnej zatrzyma się w okolicach 50 procent”.
– Nie uważam, że jakiekolwiek wydatki publiczne są szkodliwe i niepotrzebne. I że im jest ich mniej, tym lepiej. Są miejsca, w których państwa nikt nie zastąpi – zaczął minister. – Przykładem takiego miejsca jest służba zdrowia. Ona moim zdaniem nigdy nie będzie funkcjonowała właściwie na zasadach wolnorynkowych. Z tej prostej przyczyny, że pacjent zawsze będzie tutaj stroną zdecydowanie słabszą, która ma dostęp do niepomiernie mniejszej puli informacji, do tego nie płaci osobiście, ale przez ubezpieczyciela. I to się nie zmieni nawet wtedy, gdy nazwiemy go klientem i powiemy mu, że może swobodnie wybierać z oferty wielu dostawców usług medycznych – dodał.
Szczurek zaznaczył, że „jednocześnie są takie okresy i stany koniunktury, że łatwiej o sprzyjające wydatki publiczne”. W jego opinii wysokość wydatków państwa zależy od tego, co dzieje się w sektorze prywatnym. Nie bez znaczenia pozostają też ograniczenia zewnętrzne. Minister podkreślił, że „trzeba brać pod uwagę to, że Polska jest w Unii Europejskiej i w związku z tym ma procedurę nadmiernego deficytu”.
Szef resortu finansów negatywnie odniósł się koncepcji zwiększania wydatków państwa. Argumentuje to w ten sposób – Po pierwsze Polska jest mocno ograniczona kontekstem międzynarodowym. O ile w czasie najgłębszego kryzysu w latach 2009–2010 Komisja Europejska trochę bardziej przymykała oko na wzrost deficytu, teraz nacisk się zwiększył – powiedział. – Po drugie, koniunktura gospodarcza i popyt prywatny w perspektywie dwóch lat poprawia się na tyle, że zalecone nam przez Brukselę oszczędzanie nie zaszkodzi, ale pomoże. Więc w najbliższych dwóch latach na pewno będziemy mieli deficyt niższy niż obecnie. I to znacząco niższy – kontynuował. – W tym kontekście zupełnie chybione jest mówienie, że zmiany w OFE stworzą fiskalny luz i że te pieniądze będą przed wyborami wydane na walkę o głosy. To po prostu nie będzie możliwe. Również z powodu wiszącej nad naszym krajem procedury nadmiernego deficytu.
– Bliski jest mi taki pogląd, że jeżeli chcemy różnicować obciążenia podatkowe, czy to po stronie pracy, czy podatku VAT, musimy mieć pewność, że to czemuś służy – wypowiedział się na temat swojej wizji podatków. – To znaczy, że jeśli system jest komplikowany przez ulgi i dopłaty, podwyższenia i narzuty, to trzeba się dobrze zastanowić, dlaczego i czy to ciągle spełnia swoje funkcje. Przykładem mogą być gigantyczne różnice w klinie podatkowym, którego doświadczają pracujący, w zależności od tego, jaki tryb rozliczania podatków wybierają.
Szczurek podkreślił również wagę reformy finansów publicznych. Stwierdził, że „wbrew wyobrażeniom to proces bardzo niewdzięczny do opisu w mediach”. Polega on na wielu drobnych zmianach, które „trudno wytłumaczyć osobom nieinteresującym się szczegółami finansów publicznych”. Minister dodał – Chciałbym, byśmy wykonali kolejny krok po wprowadzeniu reguły wydatkowej, która ogranicza wydatki sektora finansów publicznych w dobrych czasach. Musi nim być odsztywnienie jak największej liczby wydatków budżetowych. Lista tych, których wzrost jest automatycznie powiązany np. z inflacją, płacą minimalną, uposażeniem referendarza sądowego itd., liczy ponad sto pozycji.
O sobie samym minister powiedział – Na pewno bliżej mi do Keynesa niż do ekonomicznych liberałów w stylu von Hayeka. Zwłaszcza w takim otoczeniu, w jakim Polska znajduje się dzisiaj. Z inflacją, która jest za niska i której NBP nie bardzo potrafi doprowadzić – od dołu – do celu inflacyjnego – dodał.
– Moją ambicją jest zwiększenie swobody poszczególnych ministerstw w kształtowaniu wydatków, za które są odpowiedzialne. Żeby nie trzeba było tłumaczyć, że wydatek musi wzrosnąć, bo zwiększyła się cena kwintala żyta. Ten ogrom wydatków sztywnych jeszcze bardziej przeszkadza w świecie nowej reguły wydatkowej, która narzuca limit wydatków – podsumował minister finansów.
kl, Dziennik Gazeta Prawna
Szczurek zaznaczył, że „jednocześnie są takie okresy i stany koniunktury, że łatwiej o sprzyjające wydatki publiczne”. W jego opinii wysokość wydatków państwa zależy od tego, co dzieje się w sektorze prywatnym. Nie bez znaczenia pozostają też ograniczenia zewnętrzne. Minister podkreślił, że „trzeba brać pod uwagę to, że Polska jest w Unii Europejskiej i w związku z tym ma procedurę nadmiernego deficytu”.
Szef resortu finansów negatywnie odniósł się koncepcji zwiększania wydatków państwa. Argumentuje to w ten sposób – Po pierwsze Polska jest mocno ograniczona kontekstem międzynarodowym. O ile w czasie najgłębszego kryzysu w latach 2009–2010 Komisja Europejska trochę bardziej przymykała oko na wzrost deficytu, teraz nacisk się zwiększył – powiedział. – Po drugie, koniunktura gospodarcza i popyt prywatny w perspektywie dwóch lat poprawia się na tyle, że zalecone nam przez Brukselę oszczędzanie nie zaszkodzi, ale pomoże. Więc w najbliższych dwóch latach na pewno będziemy mieli deficyt niższy niż obecnie. I to znacząco niższy – kontynuował. – W tym kontekście zupełnie chybione jest mówienie, że zmiany w OFE stworzą fiskalny luz i że te pieniądze będą przed wyborami wydane na walkę o głosy. To po prostu nie będzie możliwe. Również z powodu wiszącej nad naszym krajem procedury nadmiernego deficytu.
– Bliski jest mi taki pogląd, że jeżeli chcemy różnicować obciążenia podatkowe, czy to po stronie pracy, czy podatku VAT, musimy mieć pewność, że to czemuś służy – wypowiedział się na temat swojej wizji podatków. – To znaczy, że jeśli system jest komplikowany przez ulgi i dopłaty, podwyższenia i narzuty, to trzeba się dobrze zastanowić, dlaczego i czy to ciągle spełnia swoje funkcje. Przykładem mogą być gigantyczne różnice w klinie podatkowym, którego doświadczają pracujący, w zależności od tego, jaki tryb rozliczania podatków wybierają.
Szczurek podkreślił również wagę reformy finansów publicznych. Stwierdził, że „wbrew wyobrażeniom to proces bardzo niewdzięczny do opisu w mediach”. Polega on na wielu drobnych zmianach, które „trudno wytłumaczyć osobom nieinteresującym się szczegółami finansów publicznych”. Minister dodał – Chciałbym, byśmy wykonali kolejny krok po wprowadzeniu reguły wydatkowej, która ogranicza wydatki sektora finansów publicznych w dobrych czasach. Musi nim być odsztywnienie jak największej liczby wydatków budżetowych. Lista tych, których wzrost jest automatycznie powiązany np. z inflacją, płacą minimalną, uposażeniem referendarza sądowego itd., liczy ponad sto pozycji.
O sobie samym minister powiedział – Na pewno bliżej mi do Keynesa niż do ekonomicznych liberałów w stylu von Hayeka. Zwłaszcza w takim otoczeniu, w jakim Polska znajduje się dzisiaj. Z inflacją, która jest za niska i której NBP nie bardzo potrafi doprowadzić – od dołu – do celu inflacyjnego – dodał.
– Moją ambicją jest zwiększenie swobody poszczególnych ministerstw w kształtowaniu wydatków, za które są odpowiedzialne. Żeby nie trzeba było tłumaczyć, że wydatek musi wzrosnąć, bo zwiększyła się cena kwintala żyta. Ten ogrom wydatków sztywnych jeszcze bardziej przeszkadza w świecie nowej reguły wydatkowej, która narzuca limit wydatków – podsumował minister finansów.
kl, Dziennik Gazeta Prawna