Lepszy kryzys niż reformy
Dantejskie sceny działy się pod siedzibami banków. Izraelczycy, obawiając się, że wkrótce zabraknie pieniędzy, tłoczyli się w długich kolejkach chcąc podjąć fundusze z własnych kont - podaje serwis BBC.
Zamknięte były także parki i centra kulturalne.
To protest pracowników sektora publicznego przeciwko proponowanym przez rząd reformom. Łącznie do strajku przystąpiło 700 tysięcy osób, czyli 12 procent wszystkich Izraelczyków. Według szacunków, każdy dzień strajku będzie kosztować izraelską gospodarkę 400 milionów szekli.
Gospodarkę tego kraju dotknęła recesja nie notowana od 55 lat. Deficyt budżetowy wynosi tu 16 miliardów szekli.
Plan ratowania gospodarki przedstawił minister finansów Benjamin Netanjahu. Polega on na obcięciu wydatków budżetowych o 10 procent. W ten sposób udałoby się zaoszczędzić 11 miliardów szekli (2,4 miliarda dolarów). Minister chce także zmniejszyć o 10 procent zatrudnienie w sektorze budżetowym oraz zreformować system emerytalny.
Plan Netanjahu nie podoba się pracownikom sektora publicznego. Rozpoczęty w środę strajk jest jedną z form protestu. "Netanjahu zachowuje się jak dyktator" - powiedział w wystąpieniu radiowym Amir Perec, sekretarz generalny największego w Izraelu związku zawodowego, Histadrut.
em, pap