Sąsiedzi o zamordowanej rodzinie: Normalni, bez patologii. Szok
Dodano:
- To był normalny dom. Żyli w zgodzie – TVN24 rozmawiał z sąsiadami zamordowanej na wrocławskim Gaju czteroosobowej rodziny którą dziś rano znaleziono martwą w mieszkaniu na wrocławskim Gaju. Według wstępnych ustaleń, to ojciec mógł zabić dwie córki i żonę, a następnie popełnić samobójstwo.
- Nic nie słyszałem, żadnych awantur. Nic. Nie wiem co się stało – mówił pan Ryszard, mieszkaniec bloku przy ul. Ślicznej we Wrocławiu. – Znałem gościa z widzenia. "Cześć, cześć" mówiliśmy sobie – wspomina ze łzami w oczach.
- To był normalny człowiek. Nie wiem co mu się stało – mówi. - Co mu się zrobiło? Nie mam pojęcia. Tyle lat żeśmy się znali. Płakać się chce. Tragedia – mówił.
Inny sąsiad, Władysław Danilczuk, znał rodzinę od wielu lat. - Co niedziela i teraz jak są majówki, chodzili pod wieczór całą rodziną za rączkę do kościoła – mówił. - W stosunku do mnie i jeszcze jak żyła moja mama, byli bardzo grzeczni i uczynni – dodał.
- Kłótni nie słyszałem tam. Pijaństwa nie widziałem – mówi i dopowiada, że nie jeden raz bywał u nich na przyjęciach urodzinowych. - Były tort, ciasta, kawa i herbata… Zwyczajnie. - podkreślał.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że zginęła tam cała rodzina: 39-letni mężczyzna, 38-letnia kobieta oraz ich dwie córki w wieku 16 i 13 lat. Matka i dzieci miały rany kłute, natomiast ojca odnaleziono powieszonego. Policja została wezwana przez sąsiadów. Z mieszkania rodziny przez kilka godzin dobiegała głośna muzyka. Na razie nie wiadomo co stało się przyczyną tragedii. Funkcjonariusze i prokuratorzy pracują na miejscu.
– Jestem w szoku. Pracowałam tu 15 lat jako dozorczyni, znam ich tyle lat. Nigdy bym się czegoś takiego nie spodziewała. Normalna, przyzwoita, układna rodzina. Dla mnie to szokujące – powiedziała jedna z sąsiadek.
- To był normalny człowiek. Nie wiem co mu się stało – mówi. - Co mu się zrobiło? Nie mam pojęcia. Tyle lat żeśmy się znali. Płakać się chce. Tragedia – mówił.
Inny sąsiad, Władysław Danilczuk, znał rodzinę od wielu lat. - Co niedziela i teraz jak są majówki, chodzili pod wieczór całą rodziną za rączkę do kościoła – mówił. - W stosunku do mnie i jeszcze jak żyła moja mama, byli bardzo grzeczni i uczynni – dodał.
- Kłótni nie słyszałem tam. Pijaństwa nie widziałem – mówi i dopowiada, że nie jeden raz bywał u nich na przyjęciach urodzinowych. - Były tort, ciasta, kawa i herbata… Zwyczajnie. - podkreślał.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że zginęła tam cała rodzina: 39-letni mężczyzna, 38-letnia kobieta oraz ich dwie córki w wieku 16 i 13 lat. Matka i dzieci miały rany kłute, natomiast ojca odnaleziono powieszonego. Policja została wezwana przez sąsiadów. Z mieszkania rodziny przez kilka godzin dobiegała głośna muzyka. Na razie nie wiadomo co stało się przyczyną tragedii. Funkcjonariusze i prokuratorzy pracują na miejscu.
– Jestem w szoku. Pracowałam tu 15 lat jako dozorczyni, znam ich tyle lat. Nigdy bym się czegoś takiego nie spodziewała. Normalna, przyzwoita, układna rodzina. Dla mnie to szokujące – powiedziała jedna z sąsiadek.