Tragedia na drodze do Morskiego Oka. "Gdyby leżał koń, do pomocy byłyby tysiące"
Dodano:
Tragiczna historia na drodze do Morskiego Oka. Turysta w trakcie jazdy dorożką zasłabł. Świadkowie zdarzenia mówią, że pogotowie przyjechało na miejsce bardzo późno po wielokrotnych wezwaniach. Turysta zmarł - podaje TVN24.
- Nikt nie chciał mi pomóc. Krzyczałem, że gdyby leżał koń, to do pomocy byłoby was tysiące, a jak człowiek umiera, to nie ma nikogo - relacjonował fiakier Jan Hodorowicz, który wiózł turystę.
Turystę miał ratować fiakier oraz inny turysta. Do mężczyzny wezwano pogotowie. Jednak jak donoszą świadkowie wydarzenia dyspozytor z Krakowa nie potrafił zlokalizować Palenicy Białczyńskiej. Na karetkę miano czekać kilkadziesiąt minut. Świadkowie dodają, że dzwonili na pogotowie kilkukrotnie.
Lekarze zaprzeczają tym informacjom. Twierdzą, że karetka przyjechała z Zakopanego już po 20 minutach, a turyście w międzyczasie nikt nie udzielał pomocy.
Lekarze przez godzinę usiłowali reanimować turystę. Przyleciał po niego helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Niestety nie udało się go uratować.
Fakty TVN
Turystę miał ratować fiakier oraz inny turysta. Do mężczyzny wezwano pogotowie. Jednak jak donoszą świadkowie wydarzenia dyspozytor z Krakowa nie potrafił zlokalizować Palenicy Białczyńskiej. Na karetkę miano czekać kilkadziesiąt minut. Świadkowie dodają, że dzwonili na pogotowie kilkukrotnie.
Lekarze zaprzeczają tym informacjom. Twierdzą, że karetka przyjechała z Zakopanego już po 20 minutach, a turyście w międzyczasie nikt nie udzielał pomocy.
Lekarze przez godzinę usiłowali reanimować turystę. Przyleciał po niego helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Niestety nie udało się go uratować.
Fakty TVN