Podpalił dom z rodziną dla odszkodowania? Sąd przedłuża areszt
Dodano:
Jak informuje TVN24, Sąd Apelacyjny w Katowicach utrzymał w mocy decyzję ws. aresztowania podejrzanego o podpalenie domu w Jastrzębiu-Zdroju, w pożarze którego zginęła oskarżonego i czworo ich dzieci. Dariusz P. ma ponadto trafić na obserwację psychiczną na okres 1 miesiąca.
Obserwacja ma stwierdzić, czy w chwili podpalenia mieszkania mężczyzna był poczytalny, a to z kolei będzie podstawą do wymierzenia ewentualnego wyroku. Wcześniej biegli wskazali, że nie są w stanie orzec o poczytalności Dariusza P. na podstawie obserwacji w warunkach ambulatoryjnych.
Do zdarzenia doszło w maju 2013 r. Podejrzenie na Dariusza P., prowadzące do jego aresztowania, padło w marcu 2014 r. Prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna.
„Trzeba też pamiętać, że postępowanie jest w toku i w toku przedłużonego postępowania będzie przeprowadzony jeden z niezwykle istotnych dowodów – dowód z opinii sądowo-psychiatrycznej, gdzie biegli psychiatrzy będą mogli w sposób pełny wypowiedzieć się na temat poczytalności podejrzanego w chwili popełnienia czynu. Zważywszy na ten dowód (...) niezbędne jest dalsze stosowanie tymczasowego aresztowania wobec podejrzanego” - mówił sędzia Ziaja - tym bardziej, jak dodał, że nie ustały przesłanki, by nadal stosować ten środek zapobiegawczy.
Niezależnie od przewodu sądowego, prokuratura jest pewna, że to właśnie Dariusz P. podłożył ogień w domu, w którym spała jego żona i dzieci. Jako motyw wymienia się chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia, które P. wykupił rodzinie na krótko przed tragedią. Według mediów prowadził on zakład produkujący meble, miał poważne długi.
Bez wątpliwości udowodniono, że mieszkanie na pewno zostało podpalone, a wypadek nie był dziełem przypadku. Biegły z zakresu pożarnictwa stwierdził, że ogień pojawił się w domu w sześciu miejscach niemal jednocześnie. Rolety były zasunięte i zablokowane w taki sposób, by nie można ich było otworzyć. W domu nie było też śladów włamania. Z innej opinii biegłych, którzy badali logowania telefonu podejrzanego, wynika, że P. - wbrew swym twierdzeniom - w czasie pożaru był w pobliżu domu. Później przyznał, że utrudniał śledztwo i sam wysyłał sobie sms-y z pogróżkami świadczące o tym, jakoby podpalaczem był ktoś inny.
Mimo tego, Dariusz P. wciąż nie przyznaje się do winy i konsekwentnie twierdzi, że jest niewinny.
TVN24, Wprost
Do zdarzenia doszło w maju 2013 r. Podejrzenie na Dariusza P., prowadzące do jego aresztowania, padło w marcu 2014 r. Prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna.
„Trzeba też pamiętać, że postępowanie jest w toku i w toku przedłużonego postępowania będzie przeprowadzony jeden z niezwykle istotnych dowodów – dowód z opinii sądowo-psychiatrycznej, gdzie biegli psychiatrzy będą mogli w sposób pełny wypowiedzieć się na temat poczytalności podejrzanego w chwili popełnienia czynu. Zważywszy na ten dowód (...) niezbędne jest dalsze stosowanie tymczasowego aresztowania wobec podejrzanego” - mówił sędzia Ziaja - tym bardziej, jak dodał, że nie ustały przesłanki, by nadal stosować ten środek zapobiegawczy.
Niezależnie od przewodu sądowego, prokuratura jest pewna, że to właśnie Dariusz P. podłożył ogień w domu, w którym spała jego żona i dzieci. Jako motyw wymienia się chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia, które P. wykupił rodzinie na krótko przed tragedią. Według mediów prowadził on zakład produkujący meble, miał poważne długi.
Bez wątpliwości udowodniono, że mieszkanie na pewno zostało podpalone, a wypadek nie był dziełem przypadku. Biegły z zakresu pożarnictwa stwierdził, że ogień pojawił się w domu w sześciu miejscach niemal jednocześnie. Rolety były zasunięte i zablokowane w taki sposób, by nie można ich było otworzyć. W domu nie było też śladów włamania. Z innej opinii biegłych, którzy badali logowania telefonu podejrzanego, wynika, że P. - wbrew swym twierdzeniom - w czasie pożaru był w pobliżu domu. Później przyznał, że utrudniał śledztwo i sam wysyłał sobie sms-y z pogróżkami świadczące o tym, jakoby podpalaczem był ktoś inny.
Mimo tego, Dariusz P. wciąż nie przyznaje się do winy i konsekwentnie twierdzi, że jest niewinny.
TVN24, Wprost