Przemyt i prostytucja poprawiają PKB
Z jednej strony można uznać, że nielegalne pieniądze i tak są w gospodarce. Nie można zatem udawać, że nie wpływają na PKB. Z drugiej zaś – dla państwowej kasy to wyłącznie zapis księgowy. Poprawimy sobie samopoczucie, ale pieniędzy nie przybędzie. Oczywiste jest, że z działalnością przestępczą należy walczyć, jednak z punktu widzenia obywateli i podatników lepiej byłoby, aby sprawą skuteczniej zajmowały się powołane do tego instytucje o charakterze policyjnym. Bo zaraz się okaże, że walka z „czarną strefą” się nie opłaca. Im jest ona wyższa, tym lepiej wyglądają statystyki. Teza może absurdalna, ale czyż nie absurdalny wydaje się pomysł, aby poprawiać wskaźniki dzięki przestępcom? Gdyby Kolumbia lub Meksyk do swojego PKB wliczały zyski z przemysłu narkotykowego, trafiłyby do grona najbogatszych państw świata.
Samochód za paragon
Jak obliczyć sumę dochodów z prostytucji? Przed analitykami GUS nie lada wyzwanie. Urzędnicy już wymyślili, że podzielą panie uprawiające nierząd na kategorie: prostytutki uliczne, te pracujące w agencjach i poza agencjami. Przeanalizują także roczną liczbę dni, które prostytutki spędzają w pracy (od 150 do 300), oraz koszty, jakie ponoszą w celu uzyskania przychodu. Statystycy chcą sprawdzić, ile kobiety zatrudnione w podziemnym przemyśle erotycznym wydają na ubrania, kosmetyki, wynajem lokalu, badania lekarskie, a także na reklamę.Prostytucja to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Pieniędzy będących jedynie zapisem księgowym można przecież poszukać w innych obszarach. Na razie nie wspomina się o przychodach z paserstwa, kradzieży, sprzedaży dzieł objętych prawem autorskim czy oszustw internetowych. Szacunkowe kwoty dotyczące działalności przestępczej w Polsce mogą się okazać ogromne.
Pokusa, aby dzięki „czarnej strefie” poprawiać statystyki, będzie wielka. W zależności od potrzeb wystarczy dopisać kilkanaście lub kilkadziesiąt miliardów złotych i zmniejszy się relacja długu do PKB czy deficyt sektora finansów. To może mieć krytyczne znaczenie, ponieważ niespełnianie kryteriów zapisanych w pakcie stabilności i rozwoju, takich jak deficyt finansów poniżej 3 proc. w relacji do PKB, skutkuje wszczęciem postępowania przez Komisję Europejską. Stąd prosta droga do wstrzymania dopływu unijnych dotacji. Rada UE zobowiązała Polskę do przedstawienia planu działań, które pozwolą na ograniczenie deficytu sektora finansów publicznych w 2015 r. poniżej 3 proc. PKB. Rząd taki plan przesłał. Z nowości znalazła się w nim propozycja loterii paragonowej. Co miesiąc wśród osób odbierających paragony mają być losowane nagrody pieniężne oraz nagroda główna – samochód osobowy.
Ministerstwo chce w ten sposób przede wszystkim zwiększyć wpływy podatkowe z sektora usługowego. Złośliwi pytają, czy nagrody będą zwolnione z podatku. Kto, jak, gdzie i za ile będzie się zajmował rejestracją i weryfikacją milionów paragonów, które spragnieni nagród Polacy będą wysyłali zachęceni wizją zdobycia samochodu lub pieniędzy? Na te pytania nie ma szczegółowych odpowiedzi. Pomysł jednak może chwycić. Polacy przecież kochają gry losowe.
Wcale nie tak bezrobotni
Zamiast liczyć nieosiągalne pieniądze z przestępstw lub budować skomplikowane i kosztowne konstrukcje prawne, może warto się przyjrzeć szarej strefie i zająć się skuteczniej ściąganiem należnych podatków. Wartość szarej strefy w naszej gospodarce według Banku Światowego wynosi 400 mld zł. Dziura z tytułu niezapłaconego podatku VAT wynosi od 36 do 58 mld zł, jak wyliczają analitycy z PwC. To gigantyczna „lewa kasa”, która realnie istnieje w gospodarce. Co więcej, powstaje w wyniku niejasnych przepisów, zbyt wysokich podatków i często opieszałości podatkowych organów.
Na razie rząd nie zrobił zbyt wiele, aby przynajmniej część tej kwoty odzyskać. Do rozwoju szarej strefy przyczyniają się np. podwyżki podatków cenotwórczych, takich jak VAT i akcyza. Z analizy wpływów budżetowych z ostatnich lat widać, że te zabiegi przyniosły gospodarce więcej szkody niż zysków. Jeszcze kilka dużych podwyżek akcyzy na mocne alkohole i okaże się, że statystycznie Polacy to naród abstynentów. Przemyt zaś i nielegalna produkcja bimbru będą przeżywać prawdziwy boom. Dobrym przykładem jest też rynek pracy. Oficjalnie stopa bezrobocia rejestrowanego w urzędach pracy wyniosła w marcu 13,5 proc. Z Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności wynika jednak, że stopa bezrobocia to ok. 10 proc. Różnica między tymi liczbami pokazuje jasno, jak wiele osób w Polsce pracuje na czarno. Główną przyczyną jest wysokie opodatkowanie pracy. Część pracodawców i pracowników woli się rozliczać pod stołem. Pracodawca oszczędza, a pracownik wie, że dostanie więcej lub że w ogóle zarobi.
Bez wątpienia jest to jeden z tych obszarów, gdzie można by rozpocząć sensowną walkę z szarą strefą. Nie da się jej zlikwidować całkowicie, ale na pewno można ją ograniczać. W Polsce skala zjawiska przybrała niepokojące rozmiary – nielegalna gospodarka to niemal 25 proc. PKB. W Szwajcarii czy Austrii szara strefa stanowi 7 proc. PKB, w Czechach i Niemczech określa się ją na mniej niż 15 proc. Minister finansów Mateusz Szczurek zdaje sobie sprawę z powagi problemu. Jak mówił niedawno: „Szara strefa zaburza konkurencję i należy z nią walczyć”. Święte słowa. Na początek będą jednak igrzyska, samochody do wygrania i sztucznie policzone dochody z przemytu.
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay