Co ukrywa prokurator?
W poniedziałek rzecznik Komendanta Głównego Policji Sławomir Cisowski po spotkaniu szefa MSWiA Krzysztofa Janika z komendantem głównym Antonim Kowalczykiem mówił, że policja w dniu przekazania materiałów dotyczących sprawy starachowickiej prokuraturze - 14 kwietnia - wskazała prokuratorowi, gdzie w dokumentacji znajduje się informacja o przecieku. Potwierdził to także informator PAP. Według niego, policja wskazała prokuratorowi zarówno tom, jak i strony, na których jest zapis rozmowy telefonicznej, z której wynika, że doszło do przecieku informacji o zamiarze zatrzymania samorządowców starachowickich.
Co innego twierdzi prokuratura. Zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik podczas poniedziałkowej konferencji prasowej twierdził, że policja nie poinformowała prokuratury o tym, że w śledztwie dotyczącym gangu ze Starachowic doszło do przecieku informacji. ani zaraz po zdarzeniu, ani w czasie przekazywania prokuratorowi prowadzącemu sprawę materiałów.
Według Olejnika, to prokurator prowadzący postępowanie sam analizując ponad tysiąc stron billingów telefonicznych i zapisów podsłuchów natrafił na przeciek. Wtedy dopiero wszczął odrębne postępowanie w tej sprawie. "Taki stan rzeczy spowodował rażące opóźnienie w rzetelnym i sprawnym rozpatrzeniu sprawy. Trzeba przecież działać niezwłocznie, a opóźnienie utrudniło to postępowanie" - oświadczył Olejnik.
26 i 27 marca funkcjonariusze kieleckiego CBŚ zatrzymali członków tzw. gangu starachowickiego - zajmujących się handlem kradzionymi samochodami, narkotykami i bronią. Zatrzymano też starostę starachowickiego Mieczysława S. (pod zarzutem wyłudzenia odszkodowania za rzekomo skradziony samochód) i wiceszefa rady powiatu Marka B., któremu zarzucono wyłudzenie i przestępstwo korupcyjne. Obaj to świętokrzyscy działacze SLD. Jak ujawniła "Rzeczpospolita" z policyjnego podsłuchu prowadzący śledztwo dowiedzieli się, że świętokrzyski poseł SLD Andrzej Jagiełło zadzwonił do starachowickich samorządowców i ostrzegł ich przed planowaną akcją CBŚ.
Poseł Andrzej Jagiełło potwierdził w liście do członków klubu SLD, że zadzwonił do starachowickiego starosty, ale "z zapytaniem, co narozrabiał, czy wziął jakieś łapówki itp., bo policja zajmuje się taką sprawą i grozi mu za to areszt". Powołał się przy tym na informacje uzyskane od wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki. Jak wyjaśniał "wymienił nazwisko Sobotki jako blef zmierzający do ewentualnego postraszenia starosty i uzyskania prawdziwej odpowiedzi".
em, pap