Królestwo pedofilii

Dodano:
Królestwo pedofilii (fot. sxc.hu) Źródło: FreeImages.com
Największy skandal w powojennej historii Zjednoczonego Królestwa: przez całe dekady w kraju działała siatka pedofilów z wyższych sfer. O jej istnieniu wiedział praktycznie cały establishment.
O mrocznej historii eleganckiego domu w południowo-zachodnim Londynie zdążyli już zapomnieć nawet sąsiedzi. Niegdysiejszy pensjonat Elm Guest House został zamieniony w apartamentowiec. Mieszkania po pół miliona funtów wyprzedano na pniu. Od lat budynek znajdował się na liście najlepszych lokalizacji w mieście.

Jednak jeszcze na początku lat 80. Elm Guest House uchodził za siedlisko grzechu. Torysi o homoseksualnej orientacji przyjeżdżali tu na dyskretne spotkania z kochankami, męskie prostytutki umawiały klientów. W 1982 r. przybytek zamknęła policja. Dopiero dziś na światło dzienne wypływają informacje, z których wynika, że niektórzy goście pensjonatu aranżowali tam wizyty chłopców z domów dziecka. Scotland Yard zbiera dziesiątki relacji od ofiar. Z przecieków trafiających do mediów Brytyjczycy dowiadują się, że rozmiar zbrodni przechodzi wszelkie wyobrażenia: zorganizowana grupa pedofilów istniała przez kilkadziesiąt lat, należeli do niej politycy i inni członkowie elit, dzieci napastowano nie tylko w Elm Guest House, ale też w budynkach rządowych, w szpitalach, przytułkach, w siedzibie BBC. Co więcej, przez lata do ministerstwa spraw wewnętrznych i na policję zgłaszali się kolejni świadkowie, których zeznania były w najlepszym przypadku lekceważone, a w najgorszym – sprawom ukręcano łeb. Kto ukręcał i kogo chronił, ma wyjaśnić zapowiedziane właśnie rządowe śledztwo.

ZNIKAJĄCE RAPORTY

W 1983 r., raptem kilkanaście miesięcy po nalocie na Elm Guest House, zmarły już konserwatywny deputowany Geoffrey Dickens przyniósł szefowi brytyjskiego MSW 50-stronicowy raport. Dokument miał zawierać nazwiska członków pedofilskiego kręgu i dowody ich przestępstw. Trafił do ministra w gabinecie Margaret Thatcher, późniejszego komisarza europejskiego, od kilkunastu lat członka Izby Lordów Leona Brittana. I tu ślad po raporcie się urywa. Mało tego, z dochodzenia wynika, że w ciągu kilkudziesięciu lat z archiwów Home Office zniknęło co najmniej 114 opracowań, których bohaterami byli pedofile z wyższych sfer. Istniało co najmniej 11 dokumentów opisujących działalność popularnej na przełomie lat 70. i 80. organizacji Paedophile Information Exchange – promującej „bliskość” między dorosłymi a dziećmi. Wszystkie raporty dotyczące PIE zostały zniszczone. Dziennikarskie śledztwa ustaliły, że organizacja cieszyła się popularnością po obu stronach sceny politycznej, chroniły ją lewicowe środowiska skoncentrowane na wolnościach obywatelskich, ale dostawała też wsparcie finansowe za czasów rządu Margaret Thatcher. Zanim PIE została rozwiązana w 1984 r., zdążyło do niej wstąpić co najmniej 180 osób. Grupa wydawała trzy magazyny poświęcone swojej działalności i ideologii, a nawet złożyła w Izbie Gmin projekt zmian w prawie, zmierzający do obniżenia progu wieku pozwalającego na utrzymywanie kontaktów seksualnych.

Pod koniec lat 70. członkami PIE zajęli się nawet naukowcy. Z ich badań wyłania się obraz ludzi, którzy nie mają sobie nic do zarzucenia. „Dla Adama entuzjazm do rozmowy o pedofilskich zainteresowaniach jest oczywisty. Bardziej otwarcie niż inni wyraża swoją miłość do dzieci i nie waha się okazywać jej, gdy tylko nadarza się okazja” – piszą autorzy o jednym z rozmówców. „Peter martwił się, czy przedstawimy w naszych badaniach pełny obraz sprawy, i potem sam się kontaktował, by dostarczać kolejnych informacji. Wydawało się, że z łatwością dyskutuje o pedofilskim stylu życia, opisując szczegółowo jego międzynarodowe aspekty, zwłaszcza jeśli chodzi o kraje, w których wiek nie jest czynnikiem, jak na Filipinach. Sprawia wrażenie, jakby był agentem biura podróży dla swoich przyjaciół o pedofilskich skłonnościach” – notują o innym.

KONIEC STARYCH ELIT

Po rozwiązaniu PIE środowisko pedofilskie nie poszło w rozsypkę, a jedynie mocniej się zakamuflowało. W ostatnich latach media prześwietlały pojedyncze przypadki, głównie osób już nieżyjących, jak legendarny prezenter BBC Jimmy Savile czy deputowany Partii Liberalnej Cyril Smith. To jedynie wierzchołek góry lodowej. – Powiedziałbym, że szukamy nawet 20 albo i więcej osób, które wiedziały o całej sprawie i nic z tym nie robiły – twierdzi Peter McKelvie, aktywista organizacji broniących praw dzieci i walczących z pedofilią. To właśnie dociekania McKelviego doprowadziły dwa lata temu do uruchomienia pierwszych śledztw policyjnych w sprawie domniemanego kręgu pedofili z wyższych sfer. Według niego wśród sprawców było co najmniej dziesięciu wysoko postawionych, czynnych i emerytowanych, polityków. Ich nazwiska McKelvie przekazał policji. Śledztwo trwa. Zmowę milczenia elit próbowano przerywać kilkakrotnie. Choćby dwa lata temu, kiedy premier David Cameron w trakcie audycji na żywo w programie „This Morning” na antenie stacji ITV dostał od prowadzącego listę osób podejrzanych o pedofilskie nadużycia. – Słyszałem wiele nazwisk. Niektórzy z tych ludzi żyją, inni już zmarli. Myślę, że to ważne, żeby każdy, kto ma informacje o aktach pedofilii, szedł z nimi na policję – wił się szef rządu. – Jeśli nie będziemy ostrożni w tych sprawach, takie plotki mogą przekształcić się w polowanie na czarownice, zwłaszcza wymierzone w gejów – dorzucił.

Według wielu komentatorów sprawy nie uda się do końca wyjaśnić bez radykalnego kroku: amnestii dla urzędników i policjantów, którzy przymykali oko na wybryki wysoko postawionych pedofilów. Bez tego emerytowani detektywi Scotland Yardu będą milczeć, bojąc się oskarżeń o współudział w kamuflowaniu działań polityków. Podobnie pracownicy domów dziecka, szpitali, BBC i urzędów, którzy najprawdopodobniej musieli wiedzieć wiele, ale – dla pieniędzy, karier czy świętego spokoju – zachowywali milczenie.

Na kryzysie tracą zarówno torysi, jak i laburzyści, bo wydaje się, że cały establishment przez lata naciskał na hamulce w sprawie śledztwa i krył pedofilów. Dla Brytyjczyków afera jest kolejnym – po skandalach z nadużyciami finansowymi deputowanych i podsłuchiwaniem telefonów przez dziennikarzy – dowodem na to, że ich państwo nie działa. Nie ma współpracy między instytucjami, organy ścigania i sądy reagują opieszale i są politycznie zależne. Najtrudniejsze sprawy skrzętnie zamiata się pod dywan. W kraju o kilkusetletnich tradycjach demokratycznych, gdzie duma z instytucji państwa to część narodowej tożsamości, zupełna utrata zaufania do politycznej elity jest kataklizmem. Upadek moralny starych elit cieszy narodowców Nigela Farage’a i inne antyestablishmentowe ugrupowania. To oni w dużej mierze tworzyć będą całkiem nowy polityczny krajobraz Wielkiej Brytanii. Szkoda, że – przynajmniej na razie – nie oferują prawie nic poza kontestacją.

Tekst ukazał się w numerze 29 /2014 tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest  także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore  GooglePlay

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...