Poleży sobie na dnie
Moskwa znów zapewniła, że leżąca na głębokości prawie 200 metrów jednostka nie stanowi żadnego zagrożenia. Nie ma "niebezpieczeństwa jądrowego i radiacyjnego" - oświadczył wiceminister ds. energetyki atomowej Siergiej Aptipow.
Według niego, na wycofanym ze służby okręcie reaktory były wyłączone już w 1989 r., a wszelkie rury i sekcje kablowe - hermetycznie zaspawane. Antipow podkreślił, że absolutnie niemożliwy jest "samozapłon" reaktora.
W rejonie zatopionego okrętu w poniedziałek kontynuowano poszukiwania, które na razie nie przyniosły wyników. W akcji bierze udział pięć statków i dwa śmigłowce.
W chwili wypadku okręt K-159 był holowany do utylizacji. Na pokładzie znajdowało się 10 osób. Zdołał się uratować tylko jeden członek załogi - kapitan. W pierwszych godzinach poszukiwań znaleziono ciała dwóch marynarzy. Ratownicy przypuszczają, że siedmiu pozostałych zatonęło wraz z okrętem.
Do tragedii doszło podczas sztormu, gdy zerwały się liny łączące okręt z pontonami. Jednostka straciła stabilność i zatonęła w odległości trzech mil na północny zachód od wyspy Kildin.
Minister obrony Rosji Siergiej Iwanow zasugerował w niedzielę, że przyczyną zatonięcia okrętu była ludzka lekkomyślność.
rp, pap