Przepustka do raju mrówek
Tłumy zdenerwowanych ludzi, oblegających konsulat RP we Lwowie pokazuje od wtorku ukraińska telewizja. "Mam 272 miejsce w kolejce. Dziś to już pewnie nic z tego nie wyjdzie" - powiedziała w relacji telewizyjnej kobieta w średnim wieku. Inni narzekają na całkowity brak informacji ze strony pracowników placówki.
Według nieoficjalnych informacji, w środę ma być we Lwowie ambasador Marek Ziółkowski, który zapozna się z sytuacją z wydawaniem wiz.
Według Pawłyszyna, za to co się dzieje winę ponosi nie tylko polska strona, która - jego zdaniem - nie jest przygotowana do nowej sytuacji. Winni są też Ukraińcy. "Nasi nie postarali się, aby polski konsulat został przeniesiony do przestronniejszego budynku, a przecież oni wiedzieli najlepiej, że zainteresowanie będzie ogromne, biorąc pod uwagę, iż najwięcej tzw. mrówek (osoby wielokrotnie przekraczające granicę ze znacznie tańszymi na Ukrainie papierosami i alkoholem) pochodzi z zachodniej Ukrainy".
Pawłyszyn uważa, że ukraińskie władze powinny były ponadto przeprowadzić szeroką kampanię informacyjną, aby ludzie wiedzieli z jakimi dokumentami należy stawiać się do konsulatu, a także, że otwarto dodatkową polską placówkę konsularną w Łucku. "Nic takiego nie zrobiono. To poważny błąd" - ocenił.
"Lwów jest najbliżej granicy z Polską i tu też jest najwięcej tzw. mrówek, czyli ludzi, którzy po kilka razy w tygodniu jeżdżą do Polski. Nagle w tym środowisku z nieznanych mi powodów wybuchła panika i wszyscy rzucili się po wizy. Konsulat pracuje stabilnie i wydaje średnio po 100 dokumentów dziennie" - tłumaczy sytuację konsul generalny w Kijowie Sylwester Szostak.
Tak dramatycznej sytuacji nie ma w innych konsulatach - w Charkowie i w Kijowie. Tam po wizy zgłasza się maksimum kilkadziesiąt osób dziennie, choćby dlatego, że ze względu na odległość, jeździ stamtąd mniej Ukraińców do Polski. W Kijowie działa też największa polska placówka konsularna w tym kraju, która deklaruje, że jest gotowa wydawać nawet po 700 wiz dziennie.
W nowej placówce w Łucku też nie ma tłumów, aczkolwiek - jak powiedział konsul Andrzej Drozd - zainteresowanie jest spore. Dziennie zgłasza się tam około stu osób. Według niego, wiele osób nie wie, że otwarto dodatkową placówkę konsularną w Łucku i tradycyjnie jedzie załatwiać takie sprawy do Lwowa. "Pewnie to jedna z przyczyn sytuacji, jaka wytworzyła się w tym mieście" - uważa.
Przygotowując się do wprowadzenia wiz władze RP zdecydowały się na otwarcie na Ukrainie dwóch nowych konsulatów: w Łucku i Odessie, obok istniejących wcześniej w Charkowie, Kijowie i Lwowie.
Według szacunków MSZ, po wprowadzeniu od 1 października obowiązku wizowego rocznie będzie wydawanych 555 tys. na Ukrainie, 320 tys. w Rosji i 280 tys. na Białorusi. Placówka w Kijowie ma wydawać 300 tys. takich dokumentów rocznie - najwięcej na świecie. Tyle że - co już pokazało życie - największy napór chętnych będzie nie na konsulat w Kijowie, a we Lwowie, który ma znacznie mniejsze możliwości.
em, pap