Technologie, które wymyślili Polacy

Dodano:
Programista Źródło: Pixabay
Nasi informatycy to coś więcej niż Wiedźmin. Korzystasz z superszybkiego internetu LTE, cieszysz się, że Google działa szybciej? Tych technologii nie wymyślili Amerykanie, tylko Polacy.
Polski Steve Jobs? Wątpię, żeby udało nam się tutaj wykreować gwiazdę światowej informatyki. Gdyby urodził się w Polsce, nie zrobiłby takiej kariery. Miałby dostęp do zaledwie 38 mln potencjalnych klientów, a nie 300 mln jak w USA – mówi prof. Janusz Filipiak, twórca informatycznej spółki Comarch z Krakowa. – Mamy jednak coś, czego nie mają ani Amerykanie, ani Niemcy – dodaje po chwili. – Sporo młodych ludzi, którym jeszcze coś się chce. Na Zachodzie każdy siedzi zamknięty w swojej klatce. Młody Niemiec myśli, że jak jego tata nie miał wyższego wykształcenia, to on też nie będzie miał, no bo po co. A Polacy są głodni sukcesu, ambitni – mówi Filipiak.

Właśnie przygotowuje kolejną edycję letniego stażu dla najlepszych studentów informatyki w kraju. Co roku na 300 miejsc zgłasza się 1,5 tys. chętnych. Ci, którzy dostają ofertę od Filipiaka, są podkupywani przez zagraniczną konkurencję. Kilka lat temu zachodni koncern zaczął podbierać mu już nie stażystów, ale regularnych pracowników. Filipiak walnął wtedy pięścią w stół i kupił 100 samochodów renault. Mówił, że rozdał je chłopakom, żeby mu nie pouciekali z firmy. Prezesowi Comarchu nie ma się co dziwić. Unia Europejska szacuje, że tylko w tym roku na rynku zabraknie 0,5 mln pracowników z umiejętnościami cyfrowymi. Za pięć lat ta liczba może wzrosnąć nawet do miliona! Polski informatyk stał się więc najgorętszym towarem na globalnym rynku pracy. Dobrze wyedukowany, z ambicjami i sukcesami w międzynarodowych konkursach jest też najlepszą przynętą do przyciągania zagranicznych gigantów z branży IT nad Wisłę.

OTWORZYĆ OCZY NIEDOWIARKOM

– Wie pan, że w Nokii pracuje osoba, która wymyśliła SMS-a? I taki jeden pracownik robi nam lepszą reklamę niż miliony wydane na marketing. Dzięki niemu ściągają do nas najlepsi informatycy z całej Polski – chwali się Bartosz Ciepluch, dyrektor Europejskiego Centrum Oprogramowania i Inżynierii Nokia we Wrocławiu. Fiński producent komórek założył oddział w stolicy Dolnego Śląska na progu nowego millenium. Grupka pracowników urosła w ponadtrzytysięczną armię najlepszych informatyków w kraju. Mało kto wie, ale to we wrocławskiej Nokii powstał internet w technologii LTE. Dzisiaj punkt obowiązkowy w ofercie każdego liczącego się telekomu. Teraz Polacy pracują tam nad rozwojem sieci 5G, kolejnej już generacji superszybkiego mobilnego internetu. – Dzisiaj, żeby zobaczyć jakikolwiek filmik w internecie, trzeba poczekać, aż się załaduje. W sieci 5G nie będzie żadnego czekania. Klikasz „play” i oglądasz – tłumaczy Ciepluch. Technologia ma pojawić się w telefonach już za cztery lata.

Kilometr obok Nokii swój oddział ma norweska Opera, najbardziej znana z przeglądarki internetowej konkurującej z amerykańskimi Explorerem. To tutaj powstała technologia HbbTV, pozwalająca na przeglądanie stron internetowych na ekranie telewizora. – Co trzeci zestaw TV, który można podłączyć do internetu, ma nasze oprogramowanie – chwali się Krystian Kolondra, człowiek, który zrobił jedną z najbardziej oszałamiających karier w branży IT. Zaczynał od pracy w niemieckim Siemensie, później związał się z tajwańskim Benq. Firma zbankrutowała, więc wyjechał do Szwecji.

Znajomi powiedzieli mu, że w jednej ze sztokholmskich kamienic swoje biuro ma młody start-up. Szukali tam największych talentów. – Do komputera siadałem w kapciach, a przy wklepywaniu kolejnych linijek kodu popijałem yerba mate. – opowiada Kolondra. To tam trafił na numer dyrektora sprzedaży z Opery. – Zadzwoniłem i powiedziałem, że mam w Polsce sporo utalentowanych znajomych, więc dlaczego by nie otworzyć oddziału Opery we Wrocławiu – wspomina. Norwedzy się zgodzili. Pierwszą siedzibę Kolondra wyposażył ze swoich pieniędzy. – Dzięki własnej karcie kredytowej kupiłem kilometr światłowodu i sami zrobiliśmy sobie osieciowanie – mówi. Tak zaimponował Norwegom, że ci zrobili go wiceprezesem firmy. Dzisiaj zarządza grupą 400 informatyków z Norwegii, Szwecji, Japonii, USA i Polski.

FABRYKA INFORMATYKÓW

Pytam Kolondry, dlaczego akurat informatycy z Polski mają takie sukcesy w tworzeniu nowych technologii. Samsung w swoich czterech ośrodkach badawczych zatrudnia przecież 2 tys. Polaków. Tworzą oprogramowanie do najnowszych modeli smartfonów. 150 inżynierów z polskiego Google pracuje nad tym, żeby wyniki wyszukiwania z najpopularniejszej wyszukiwarki na świecie przychodziły zawsze o ułamek sekundy wcześniej. Tydzień temu gigant z Mountain View podjął decyzję, że to warszawska Praga zostanie lokalizacją dla kampusu Google, gdzie będą się wykluwać najlepsze start-upy. – Nigdzie indziej w regionie nie zatrudniamy więcej informatyków niż w Polsce, więc ta decyzja była dla nas naturalna – komentuje Piotr Zalewski z Google Polska.

– Zagraniczni giganci instalują się w Polsce, bo dajemy duży dostęp do dobrze wykształconej kadry. Dla mnie absolwent informatyki po Uniwersytecie Wrocławskim niewiele różni się od absolwenta amerykańskiego Stanfordu, Berkeley czy MIT. Do pracy mogę brać ich w ciemno – mówi Kolondra. Dodatkowy atut to na przykład język: angielski w wydaniu polskiego studenta brzmi o wiele lepiej niż informatyka z indyjskiego Bangalore. Liczą się też pieniądze: zagraniczne koncerny mają w Polsce dostęp do unijnej kasy na innowacje. Jest nawet atut filozoficzny: polscy programiści lepiej radzą sobie w rozwiązywaniu trudnych problemów, bo tego nauczyła ich skomplikowana historia naszego kraju. Mają talent do kombinowania, w pozytywnym sensie. – W Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Skandynawii absolwent ogólniaka nie pójdzie na informatykę, bo to za ciężkie studia. Wybierze zarządzanie albo finanse. W banku dostanie takie same pieniądze jak informatyk, ale nie będzie musiał spędzać kilkunastu godzin dziennie na tworzeniu kolejnych linijek kodu. Młodym Polakom przede wszystkim się chce – mówi prof. Filipiak. – Nic w tym dziwnego, skoro sektor IT generuje w Europie 5 proc. PKB (dla porównania – rolnictwo 3 proc.), a w przyszłości na pewno ten udział będzie jeszcze większy – zauważa Agnieszka Rynkowska z polskiego oddziału Microsoftu. Zapotrzebowanie na absolwentów jest tak duże, że firmy wręcz polują na najzdolniejszych.

CZEKAJĄC NA POLSKIEGO JOBSA

Ciepluch z Nokii nazywa siebie poszukiwaczem skarbów. Za potencjalnymi pracownikami rozgląda się już na zajęciach trzeciego roku studiów. Na Politechnice Wrocławskiej organizuje tzw. speed recruitments, czyli ekspresowe rozmowy o pracę. – Student siada naprzeciwko naszego pracownika, ten zadaje mu kilka pytań i po udzieleniu odpowiedzi dostaje krótką informację zwrotną: nadaje się do pracy u nas albo się nie nadaje. Mówimy, nad czym jeszcze musi popracować – tłumaczy Ciepluch.

Microsoft postawił na konkursy. Podczas ostatnich finałów Imagine Cup w Seattle Polskę reprezentował rzeszowski zespół Power of Vision. Stworzyli kontroler umożliwiający niepełnosprawnym obsługę Windowsa przy użyciu ruchów głowy i mimiki twarzy. Projekt, sfinansowany przez Microsoft, jest wprowadzany na rynek. Skoro mamy w Polsce tylu informatycznych geniuszy, to dlaczego jeszcze nie dorobiliśmy się polskiego Steve’a Jobsa? – pytam moich rozmówców. Jedni odpowiadają, że to tylko kwestia czasu. Że ktoś taki musi się w końcu pojawić. Inni mówią, że jak już się pojawi, to pewnie ucieknie do Stanów. Tam będzie miał więcej klientów i lepsze warunki do prowadzenia biznesu. Większość przyznaje jednak, że Jobsa na polską miarę już odnaleźliśmy. To polski przemysł gier komputerowych, który bije rekordy popularności na całym świecie.

(Wprost 20/2015)

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...