Piechociński: Prokuratura nie gra czysto w sprawie afery taśmowej
Dodano:
Donald Tusk pojechał do związkowców i obiecał im, że Polska będzie kupowała polski węgiel, pominięto racje mojego resortu w zarządzaniu branżą. Później toczyła się klasyczna gra pozorów – mówi „Wprost” Janusz Piechociński, wicepremier, minister gospodarki.
Eliza Olczyk, Tomasz Wróblewski: Jest pan bohaterem ujawnionych ostatnio taśm nagranych w restauracji Sowa i Przyjaciele. Jak to jest się dowiedzieć, co koledzy z rządu naprawdę o panu myślą?
Janusz Piechociński: Stare taśmy zostały wrzucone w czasie kampanii wyborczej.
A czyja to wina? Gdyby sprawa – zgodnie z deklaracjami Donalda Tuska - została dawno wyjaśniona, a wszystkie taśmy opublikowane, to nie byłoby co wrzucać w kampanii.
Zgoda. Doskonale pamiętam tę deklarację, a państwo powinni pamiętać, że zapowiadałem zerwanie koalicji, jeżeli najbardziej skompromitowani bohaterowie taśm zostaną w rządzie. I dziś już ich nie ma. Dziś problem polega na tym, że prokuratura nie radzi sobie z tą sprawą. Jeżeli prokurator generalny za kilka miesięcy nie będzie miał nam nic do powiedzenia w sprawie afery taśmowej, bo nie wygasi żadnego jej wątku, to nie wiem, czy nie skończy się to jego dymisją. Zegar już tyka. Dla mnie marne postępy w wyjaśnianiu tej sprawy są dowodem na to, że prokuratura nie gra czysto, nie rozumie, jaki wymiar ma ta sprawa.
Może prokuratura jest bezsilna, bo cała ta afera jest sprawką służb, które prowadziły między sobą wojnę na podsłuchy i haki?
Nawet gdyby tak było, to i tak prokuratura powinna wyjaśniać wszystkie wątki po kolei. Pytam się: czy kelnerzy zakładający podsłuch w restauracji złamali prawo i czy jest już akt oskarżenia przeciwko nim, czy też stali się świadkami koronnymi? A co z przedsiębiorcą Markiem Falentą, który miał im zlecić nagrywanie rozmów VIP-ów? Czy działał na własną rękę, czy był agentem służb, czy może został świadkiem koronnym? Tego też nie wiemy, a w czerwcu minie rok od wybuchu afery podsłuchowej. Nie wiemy nawet, czy zamknięty został wątek książki o Janie Kulczyku, czy była próba wykupienia jej za 400 tys. zł, czy nie.
Stawia pan takie pytania na posiedzeniach rządu i co pan słyszy?
W rządzie się na ten temat nie dyskutuje, bo przecież nie wszystkie taśmy ujawniono. Nikt nie chce być podejrzewany, że inicjując dyskusję, występuje w interesie osób, których rozmowy jeszcze nie zostały upublicznione. Mam wrażenie, że wszyscy uczestniczymy w jakiejś grze służb, której elementem było sprawdzenie, czy polska polityka jest stabilna, czy też można ją przewrócić za pomocą kilku nagrań.
A co dalej?
Mamy świadomość, że ta sprawa kładzie się cieniem na demokracji i że od 11 miesięcy materiały z afery podsłuchowej są nieustannie przedmiotem gry. Przecież to nie jest przypadkowe, że tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich wyciągnięto właśnie tę taśmę, na której jest mowa o Bartłomieju Sienkiewiczu i jego rzekomym zleceniu podpalenia budki strażniczej przed ambasadą Rosji. Chodzi przecież o udowodnienie, że Platforma wcale nie jest tak racjonalna w kontaktach ze Wschodem, jak się reklamowała. Mamy też próbę przeczołgania PSL-u.
Słowa Elżbiety Bieńkowskiej, wówczas wicepremier, pod pana adresem są dalekie od życzliwości. Miała panu za złe, że podgrzewa pan sprawę zakupu Pendolino, a ona musi świecić oczami.
Nie mam o to żalu. Mogę zrozumieć poirytowanie Bieńkowskiej sprawą Pendolino, którą dostała w spadku i musiała się z niej tłumaczyć. Ja w kryzysie nie kupowałbym tego pociągu, tylko postawił na trochę wolniejsze, za to krajowe. Przy okazji można było wesprzeć rodzimych producentów. Ale rozumiem myślenie rządu, który chciał pokazać nową jakość. A taki kolejowy mercedes jak Pendolino dodawałby trochę ekskluzywności przaśnej polskiej codzienności.
Nie czuje się pan urażony epitetem, jakim określiła pana Bieńkowska?
(...)
Cała rozmowa w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost" , który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
Janusz Piechociński: Stare taśmy zostały wrzucone w czasie kampanii wyborczej.
A czyja to wina? Gdyby sprawa – zgodnie z deklaracjami Donalda Tuska - została dawno wyjaśniona, a wszystkie taśmy opublikowane, to nie byłoby co wrzucać w kampanii.
Zgoda. Doskonale pamiętam tę deklarację, a państwo powinni pamiętać, że zapowiadałem zerwanie koalicji, jeżeli najbardziej skompromitowani bohaterowie taśm zostaną w rządzie. I dziś już ich nie ma. Dziś problem polega na tym, że prokuratura nie radzi sobie z tą sprawą. Jeżeli prokurator generalny za kilka miesięcy nie będzie miał nam nic do powiedzenia w sprawie afery taśmowej, bo nie wygasi żadnego jej wątku, to nie wiem, czy nie skończy się to jego dymisją. Zegar już tyka. Dla mnie marne postępy w wyjaśnianiu tej sprawy są dowodem na to, że prokuratura nie gra czysto, nie rozumie, jaki wymiar ma ta sprawa.
Może prokuratura jest bezsilna, bo cała ta afera jest sprawką służb, które prowadziły między sobą wojnę na podsłuchy i haki?
Nawet gdyby tak było, to i tak prokuratura powinna wyjaśniać wszystkie wątki po kolei. Pytam się: czy kelnerzy zakładający podsłuch w restauracji złamali prawo i czy jest już akt oskarżenia przeciwko nim, czy też stali się świadkami koronnymi? A co z przedsiębiorcą Markiem Falentą, który miał im zlecić nagrywanie rozmów VIP-ów? Czy działał na własną rękę, czy był agentem służb, czy może został świadkiem koronnym? Tego też nie wiemy, a w czerwcu minie rok od wybuchu afery podsłuchowej. Nie wiemy nawet, czy zamknięty został wątek książki o Janie Kulczyku, czy była próba wykupienia jej za 400 tys. zł, czy nie.
Stawia pan takie pytania na posiedzeniach rządu i co pan słyszy?
W rządzie się na ten temat nie dyskutuje, bo przecież nie wszystkie taśmy ujawniono. Nikt nie chce być podejrzewany, że inicjując dyskusję, występuje w interesie osób, których rozmowy jeszcze nie zostały upublicznione. Mam wrażenie, że wszyscy uczestniczymy w jakiejś grze służb, której elementem było sprawdzenie, czy polska polityka jest stabilna, czy też można ją przewrócić za pomocą kilku nagrań.
A co dalej?
Mamy świadomość, że ta sprawa kładzie się cieniem na demokracji i że od 11 miesięcy materiały z afery podsłuchowej są nieustannie przedmiotem gry. Przecież to nie jest przypadkowe, że tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich wyciągnięto właśnie tę taśmę, na której jest mowa o Bartłomieju Sienkiewiczu i jego rzekomym zleceniu podpalenia budki strażniczej przed ambasadą Rosji. Chodzi przecież o udowodnienie, że Platforma wcale nie jest tak racjonalna w kontaktach ze Wschodem, jak się reklamowała. Mamy też próbę przeczołgania PSL-u.
Słowa Elżbiety Bieńkowskiej, wówczas wicepremier, pod pana adresem są dalekie od życzliwości. Miała panu za złe, że podgrzewa pan sprawę zakupu Pendolino, a ona musi świecić oczami.
Nie mam o to żalu. Mogę zrozumieć poirytowanie Bieńkowskiej sprawą Pendolino, którą dostała w spadku i musiała się z niej tłumaczyć. Ja w kryzysie nie kupowałbym tego pociągu, tylko postawił na trochę wolniejsze, za to krajowe. Przy okazji można było wesprzeć rodzimych producentów. Ale rozumiem myślenie rządu, który chciał pokazać nową jakość. A taki kolejowy mercedes jak Pendolino dodawałby trochę ekskluzywności przaśnej polskiej codzienności.
Nie czuje się pan urażony epitetem, jakim określiła pana Bieńkowska?
(...)
Cała rozmowa w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost" , który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.