Lewica chce się jednoczyć, a polityk SLD nie chce Barbary Nowackiej
Dodano:
Jeszcze nie zakończyły się rozmowy o porozumieniu na lewicy pod auspicjami OPZZ, a działacze Sojuszu już zgłaszają nowe pomysły na zjednoczenie środowisk.
Andrzej Szejna, szef świętokrzyskiego SLD, uważa, że partia powinna zwołać jak najszybciej nadzwyczajny kongres – własny i innych środowisk. Powinien on przesądzić o porozumieniu, zatwierdzić wspólne listy kandydatów do Sejmu, wybrać liderów zjednoczonej lewicy oraz nazwę, która później byłaby nazwą komitetu wyborczego wyborców, a nie partii politycznych. Dodaje, że kongres powinien wskazać też kandydata na premiera – wicemarszałka Sejmu Jerzego Wenderlicha z SLD. Dlaczego nie Barbarę Nowacką z Twojego Ruchu? – Stawianie na kobietę wyglądałoby na kopiowanie pomysłów PiS i PO – twierdzi Szejna.
Pomysł zamierza zgłosić na najbliższym posiedzeniu zarządu krajowego SLD. Jego zdaniem lewica powinna wrócić do sytuacji z początku lat 90., kiedy SLD był koalicją partii i organizacji społecznych. Wprowadziła ona wielu posłów do Sejmu w 1991 r., w 1993 r. zdobyła władzę i dopiero w 1999 r. przekształciła się w jednolitą partię. Stało się tak nie bez powodu. Wedle nowych przepisów w wyborach mogły uczestniczyć tylko partie i ich koalicje albo komitety wyborców. Te ostatnie nie miały prawa do finansowania z budżetu. Według Szejny należy jednak machnąć ręką na pieniądze, pochować szyldy partyjne i powołać komitet wyborców. – Trzeba przyspieszyć proces porozumienia na lewicy, niech wszyscy odłożą swoje szyldy na półkę, zapomną o parytetach i ułożą listy wyborcze z takich ludzi, którzy mają największe szanse na zdobycie mandatu – mówi „Wprost”.
Partie, które prowadzą rozmowy o porozumieniu, mogłyby powołać koalicyjny komitet wyborczy, ale w takiej formule zjednoczona lewica musiałaby zdobyć 8 proc. głosów, żeby wejść do Sejmu. Komitetowi wyborców wystarczy 5 proc głosów. Szkopuł w tym, że obecni posłowie SLD chcą gwarancji, iż ponownie dostaną jedynki na listach w swoich okręgach, co może być rafą, o którą rozbije się całe porozumienie lewicy. Przy koncepcji Szejny nie jest to problem, bo z pewnością obecni posłowie są bardziej rozpoznawalni od działaczy np. partii Zielonych czy Unii Pracy. Jaki jednak interes w takim rozwiązaniu miałyby mniejsze partie, skoro zostałyby sprowadzone do roli wypełniaczy niebiorących miejsc na wspólnych listach?
Tekst ukazał się w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost, który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju od poniedziałku rano.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
Pomysł zamierza zgłosić na najbliższym posiedzeniu zarządu krajowego SLD. Jego zdaniem lewica powinna wrócić do sytuacji z początku lat 90., kiedy SLD był koalicją partii i organizacji społecznych. Wprowadziła ona wielu posłów do Sejmu w 1991 r., w 1993 r. zdobyła władzę i dopiero w 1999 r. przekształciła się w jednolitą partię. Stało się tak nie bez powodu. Wedle nowych przepisów w wyborach mogły uczestniczyć tylko partie i ich koalicje albo komitety wyborców. Te ostatnie nie miały prawa do finansowania z budżetu. Według Szejny należy jednak machnąć ręką na pieniądze, pochować szyldy partyjne i powołać komitet wyborców. – Trzeba przyspieszyć proces porozumienia na lewicy, niech wszyscy odłożą swoje szyldy na półkę, zapomną o parytetach i ułożą listy wyborcze z takich ludzi, którzy mają największe szanse na zdobycie mandatu – mówi „Wprost”.
Partie, które prowadzą rozmowy o porozumieniu, mogłyby powołać koalicyjny komitet wyborczy, ale w takiej formule zjednoczona lewica musiałaby zdobyć 8 proc. głosów, żeby wejść do Sejmu. Komitetowi wyborców wystarczy 5 proc głosów. Szkopuł w tym, że obecni posłowie SLD chcą gwarancji, iż ponownie dostaną jedynki na listach w swoich okręgach, co może być rafą, o którą rozbije się całe porozumienie lewicy. Przy koncepcji Szejny nie jest to problem, bo z pewnością obecni posłowie są bardziej rozpoznawalni od działaczy np. partii Zielonych czy Unii Pracy. Jaki jednak interes w takim rozwiązaniu miałyby mniejsze partie, skoro zostałyby sprowadzone do roli wypełniaczy niebiorących miejsc na wspólnych listach?
Tekst ukazał się w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost, który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju od poniedziałku rano.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay