Kaźmierczak o planach ZPP: Teraz liczy się presja opinii publicznej na polityków
Martyna Nowosielska, WPROST: Na czym dokładnie miałaby polegać zmiana systemu podatkowego proponowana przez ZPP?
Cezary Kaźmierczak: Główna idea, która temu przyświeca to to, żeby politycy dostali to samo, co dostają do tej pory – takie same wpływy, aby bezpieczeństwo finansów państwowych nie było zagrożone. Po drugie, żeby były to podatki prorozwojowe i żeby ruszyła gospodarka i do tego się sprowadza tak naprawdę ta 25-procentowa podwyżka dla wszystkich pracowników płac netto. Trzecie założenie to takie, żeby wszystkie podatki były proste i jednoznaczne, nie podlegające interpretacjom – takie, które każdy sam może sobie obliczyć. Podwyżka ta nie będzie się wiązała ze zmianą całkowitych kosztów pracy. Jeśli do tej pory pracownik kosztował pracodawcę 5 tys. złotych, to on dalej kosztuje pracodawcę 5 tys. złotych, ale pracownik zamiast 3 tys. złotych na rękę będzie dostawał 3750 złotych, a rząd zamiast 2 tys. złotych – 1250 złotych.
Skoro rząd będzie dostawał mniej pieniędzy z podatków to jak to wpłynie na budżet państwa?
Oczywiście te brakujące pieniądze trzeba skądś uzupełnić. Proponujemy uzupełnienie ich między innymi podatkiem przychodowym zamiast CIT. Wprowadzamy zryczałtowany CIT w wysokości 1,49 proc. Jeżeli chodzi o CIT, to trzeba pamiętać, że ponad 60 proc. spółek prawa handlowego w Polsce nie płaci podatku CIT. Różnica pokazująca tą skalę optymalizacji podatkowej wygląda w ten sposób, że spółki prawa handlowego z udziałem kapitału zagranicznego płacą 0,6 proc. obrotu, a polskie małe i średnie przedsiębiorstwa też oczywiście optymalizują podatki, ale nie mają aż takich możliwości więc płacą 3,6 proc. w stosunku do obrotu. To pokazuje skalę optymalizacji.
Czy poza zmianą pensji na rękę dla pracownika po tej reformie systemu podatkowego pracowników i pracodawców będą czekały jeszcze inne zmiany?
Pracodawca płaci tyle samo co płacił, pracownik otrzymuje więcej, zlikwidowane są składki na ZUS itd. Dzisiaj i tak już znaczną część ZUS-u płaci się z budżetu państwa. Duże zmiany proponujemy też w zakresie działalności gospodarczej osób fizycznych. Przede wszystkim wprowadzamy nową kategorię działalności gospodarczej, tzw. małą działalność gospodarczą. To są obroty prowadzone na imię i nazwisko, obroty w skali do 60 tys. rocznie z opłatą wyłącznie 15 proc. od sprzedaży. To jest absolutnie nienormalna i niemoralna sytuacja, w której krawcowa we wschodniej Polsce zarabiająca miesięcznie tysiąc złotych, bo taki ma obrót, musi płacić rządowi 1100 złotych podatku ZUS. Dla zwykłej działalności gospodarczej też całkowicie zmieniamy system podatkowy. Wprowadzamy ryczałt ewidencjonowany, który w Polsce funkcjonuje i pół miliona firm z niego korzysta. Chcemy wprowadzić go dla wszystkich – od 3 do 15 proc. od obrotu. Podatek od usług publicznych zamiast VAT-u, podatku emerytalnego, podatku na NFZ w wysokości jednej czwartej średnich zarobków – na dzień dzisiejszy 550 zł. Jest to więc połowa tego, co płaci się do tej pory. Oprócz tego wprowadzamy jednolity, podwyższony o 0,25 proc. VAT – będzie wynosił 16,25 proc. 1 proc. VAT to ok. 7 miliardów, więc 0,25 proc. pomoże pokryć ubytki z tytułu mniejszych przychodów z pracy. Podwyższamy też podatek od zysków kapitałowych i od dywidend do 19 na 25 proc. nie licząc optymalizacji podatkowych.
Jaki ZPP ma pomysł na to, żeby z tą propozycją przebić się do rządu?
Zainteresowanie polityków już to wzbudziło – dostaję maile i telefony w tej sprawie od znaczących osób w polityce. To jest kwestia presji opinii publicznej. Politycy zostali poinformowani. Ja liczę na dziennikarzy, którzy o to zapytają. Na stole leżą dwie rzeczy –podwyżka o 25 proc. pensji dla polskich pracowników, którą można zrobić jeśli skutecznie opodatkuje się zachodnie koncerny, które nie płacą podatków w Polsce. Według Komisji Europejskiej skala wyprowadzania CIT-u to 46 miliardów. Niech politycy mają odwagę powiedzieć, dlaczego nie chcą tego zrobić. Poza tym 25 proc. więcej pieniędzy na rynek to jest gwarantowany 6-8 procentowy wzrost gospodarczy. Ruszą te wszystkie odkładane od dawna remonty i inne potrzeby, które były odkładane z powodu braku pieniędzy. Dla osoby, która zarabia 3 tys. złotych, dodatkowe 750 zł miesięcznie to znaczna kwota.
Mówi pan, że politycy powinni się tą sprawą zainteresować, ale jak pan ocenia szanse na to, że do realizacji tego pomysłu rzeczywiście dojdzie?
Jak kiedyś działałem w opozycji, to mówiono mi, że jestem wariatem, bo Związek Radziecki będzie istniał wiecznie. Jeszcze do niedawna, kiedy domagaliśmy się zlikwidowania składek ZUS i płacenia ich z budżetu państwa, to byliśmy nazywani przez ostatnie 10 lat wariatami oraz oszołomami. Teraz pani premier powiedziała, że ZUS powinno się zlikwidować. Kiedyś było to samo z podatkiem liniowym – kiedy o nim mówiliśmy wyzywano nas od oszołomów i wariatów, a teraz de facto mamy w Polsce podatek liniowy. Więc tak na to patrzę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.