Wersja Jana Kulczyka. Jak doszło do afery taśmowej?
Dodano:
Uważał, że był celem afery podsłuchowej. I nie odrzucał hipotezy, że został nagrany z powodu swoich planów biznesowych na Ukrainie. Podejrzewał, że o nagraniach mogło wiedzieć więcej osób, niż to wynika z akt sprawy.
Jan Kulczyk nie odrzucał hipotezy, że wciągnięcie go w aferę podsłuchową mogło mieć związek z jego najnowszym projektem połączenia energetycznego Polski z Ukrainą. To stara idea importu taniego prądu ze Wschodu, który można sprzedawać z zyskiem w Polsce i w innych krajach Unii Europejskiej. Kulczyk do tego biznesu podszedł po raz drugi. Za pierwszym razem, ponad 10 lat temu, negocjował w tej sprawie z Rosjanami. Wówczas pomysł unicestwił wybuch afery Orlenu i ujawnienie słynnego wiedeńskiego spotkania z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem. Tym razem firma Kulczyka Polenergia rozmawia z Ukraińcami.
Jan Kulczyk dopuszczał możliwość, że Rosjanie, którzy do niedawna kontrolowali cały rynek energetyczny na Wschodzie, są zainteresowani torpedowaniem wszelkich inicjatyw, które mogą być korzystne dla Ukrainy. Według hipotezy miliardera ujawnienie nagrań kelnerów wpisuje się w tę politykę, a afera taśmowa mogła wybuchnąć pod dyktando rosyjskich interesów. Wskazywał na zbieżność dwóch dat. 11 czerwca 2014 r. Polenergia podpisała list intencyjny z ukraińskim Energoatomem w sprawie produkcji energii jądrowej. Tego dnia pierwsze taśmy z podsłuchów miał już Piotr Nisztor. Publikacja ukazała się 16 czerwca. Według Kulczyka to nie musiał być przypadek.
Gdyby przyjąć taką hipotezę, nagrania kelnerów powstały z inspiracji i pod kontrolą rosyjskich służb. Z Rosjanami musiała także współpracować osoba (albo grupa osób), której kelnerzy przekazywali nagrany materiał. W takim scenariuszu trzeba założyć, że taśmy miały służyć do szantażu i w końcu trafić do mediów – w odpowiednim momencie, korzystnym dla rosyjskich interesów. Cel? Zdestabilizować polski rząd, podważyć wiarygodność Kulczyka i sparaliżować jego ukraińskie przedsięwzięcie. Czy takie podejrzenia są choćby częściowo racjonalne? Sam premier Donald Tusk w sejmowym wystąpieniu, mówiąc o scenariuszu afery taśmowej, stwierdził, że był pisany „cyrylicą”.
Teza o rosyjskim spisku była bardzo wygodna dla rządu Tuska. Pozwalała – przynajmniej czasowo – na odwrócenie uwagi opinii publicznej od skandalicznej treści rozmów najważniejszych polskich urzędników. Służby nie znalazły jednak dowodów potwierdzających, że za aferą taśmową stali Rosjanie. Jednak plotki na ten temat nadal żyły w drugim obiegu, a podsycały je medialne doniesienia – bardziej lub mniej wiarygodne.
Fragmenty książki "Jan Kulczyk. Biografia niezwykła" Cezarego Bielakowskiego i Piotra Nisztora.
Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost”, który trafił do kiosków w poniedziałek, 2 listopada 2015 r. E-wydanie tygodnika będzie dostępne w niedzielę o godz. 20:00. "Wprost" można zakupić także w wersji do słuchaniaoraz na AppleStore i GooglePlay.
Jan Kulczyk dopuszczał możliwość, że Rosjanie, którzy do niedawna kontrolowali cały rynek energetyczny na Wschodzie, są zainteresowani torpedowaniem wszelkich inicjatyw, które mogą być korzystne dla Ukrainy. Według hipotezy miliardera ujawnienie nagrań kelnerów wpisuje się w tę politykę, a afera taśmowa mogła wybuchnąć pod dyktando rosyjskich interesów. Wskazywał na zbieżność dwóch dat. 11 czerwca 2014 r. Polenergia podpisała list intencyjny z ukraińskim Energoatomem w sprawie produkcji energii jądrowej. Tego dnia pierwsze taśmy z podsłuchów miał już Piotr Nisztor. Publikacja ukazała się 16 czerwca. Według Kulczyka to nie musiał być przypadek.
Gdyby przyjąć taką hipotezę, nagrania kelnerów powstały z inspiracji i pod kontrolą rosyjskich służb. Z Rosjanami musiała także współpracować osoba (albo grupa osób), której kelnerzy przekazywali nagrany materiał. W takim scenariuszu trzeba założyć, że taśmy miały służyć do szantażu i w końcu trafić do mediów – w odpowiednim momencie, korzystnym dla rosyjskich interesów. Cel? Zdestabilizować polski rząd, podważyć wiarygodność Kulczyka i sparaliżować jego ukraińskie przedsięwzięcie. Czy takie podejrzenia są choćby częściowo racjonalne? Sam premier Donald Tusk w sejmowym wystąpieniu, mówiąc o scenariuszu afery taśmowej, stwierdził, że był pisany „cyrylicą”.
Teza o rosyjskim spisku była bardzo wygodna dla rządu Tuska. Pozwalała – przynajmniej czasowo – na odwrócenie uwagi opinii publicznej od skandalicznej treści rozmów najważniejszych polskich urzędników. Służby nie znalazły jednak dowodów potwierdzających, że za aferą taśmową stali Rosjanie. Jednak plotki na ten temat nadal żyły w drugim obiegu, a podsycały je medialne doniesienia – bardziej lub mniej wiarygodne.
Fragmenty książki "Jan Kulczyk. Biografia niezwykła" Cezarego Bielakowskiego i Piotra Nisztora.
Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost”, który trafił do kiosków w poniedziałek, 2 listopada 2015 r. E-wydanie tygodnika będzie dostępne w niedzielę o godz. 20:00. "Wprost" można zakupić także w wersji do słuchaniaoraz na AppleStore i GooglePlay.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.