Lider KOD: Rzuciłem iskrę, a ludzie się zapalili
Eliza Olczyk: Jakie to uczucie, kiedy się wyprowadza tłumy na ulicę?
Mateusz Kijowski: Nie sądzę, abym pociągnął za sobą tłumy. Po prostu znalazłem się w miejscu, w którym tłumy chciały przejść. Za namową Krzysztofa Łozińskiego rzuciłem iskrę, a ludzie się zapalili. W ciągu paru dni w Komitecie pojawiło się ok. 30 tys. osób. Masowe zgłoszenia trzeba było obsłużyć, powołać zespół administratorów, który zaczął przekuwać to w działalność nie tylko facebookową, ale i w świecie realnym. I gdybym nie zaczął tego organizować, to wszystko by przepadło.
Jak wygląda KOD w świecie realnym?
Jesteśmy na etapie rejestracji stowarzyszenia w KRS. Myślę, że w tej chwili mamy około 20-30 tys. osób zaangażowanych w naszą organizację w całej Polsce. Mamy regionalnych koordynatorów, którzy zarządzają zespołami roboczymi związanymi z organizowaniem akcji, edukacją, z monitorowaniem stanu prawnego, ze współpracą z mediami. Zespół edukacyjny na Mazowszu na przykład wyprodukował filmy o tym, co to jest demokracja, co to jest konstytucja. Tworzą je bardzo młodzi ludzie, którzy niebawem chcą powołać młodzieżówkę KOD. Ponadto tworzą się struktury akademickie. Ludzie mają potrzebę organizowania się w KOD. Uważają, że to jest coś ważnego. A ja już zajmuję się głównie promowaniem naszej idei.
Podobno porzucił pan nieźle płatną pracę w PZPN, żeby zająć się KOD?
Niezupełnie tak było. Moja firma informatyczna świadczy usługi różnym przedsiębiorstwom, w tym PZPN. Ale ponieważ PZPN uznał, że byłoby mu teraz nie na rękę, gdyby był kojarzony ze mną, rozstaliśmy się za obopólną zgodą. Przy czym nie była to wielka współpraca. Podawane w mediach kwoty są mocno zawyżone.
(...)
Pan serio uważa, że demokracja jest zagrożona?
Zdecydowanie tak. Trybunał Konstytucyjny został obezwładniony, a jest jedynym ciałem, które może ochronić obywateli przed dyktaturą większości. Bo przecież większość parlamentarna, jeżeli ma własnego prezydenta, może na przykład ogłosić nacjonalizację ziemi, zajęcie wszystkich pojazdów mechanicznych itp. i nikt nie będzie się mógł temu sprzeciwić. Niestety, po nowelizacji ustawy o TK możliwości jego działania są bardzo ograniczone. Bo gdyby się coś wydarzyło, to Trybunał będzie mógł zareagować po roku, dwóch czy trzech, gdyż musi rozpatrywać sprawy według kolejności ich zgłoszenia. A więc jeżeli zabiorą nam wszystkim samochody, to dopiero za dwa lata Trybunał orzeknie, że to było niezgodne z prawem.
Cały wywiad przeczytasz w najnowszym numerze "Wprost", który trafi do kiosków w poniedziałek, 11 stycznia 2016 r. E-wydanie tygodnika jest także dostępne od niedzieli od godz. 20:00. "Wprost" można zakupić także w wersji do słuchania oraz na AppleStore i GooglePlay.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.