Kornel Morawiecki: Polska mogłaby być lepsza, gdyby Wałęsa przyznał się, że współpracował z SB

Dodano:
Kornel Morawiecki (fot. JAKUB NICIEJA / FOTONEWS / NEWSPIX.PL) Źródło: Newspix.pl
- Elity wiedziały, że Wałęsa współpracował z SB, a mimo to popierały zajmowanie przez niego kolejnych stanowisk – mówi Kornel Morawiecki, poseł Kukiz’15, w czasach PRL założyciel Solidarności Walczącej.

Eliza Olczyk, Wprost: Od lat mówił pan, że Lech Wałęsa współpracował z SB. Czy ma pan satysfakcję, że pana słowa znalazły potwierdzenie w szafie Czesława Kiszczaka?

Kornel Morawiecki: Pamiętam takie spotkanie z Wałęsą we Wrocławiu z 15 lat temu. Zacząłem go pytać – panie prezydencie, dlaczego pan nie powiedział o współpracy z SB? Gdyby pan powiedział, dżentelmeni o faktach nie dyskutują, to atmosfera wokół pana byłaby czysta. On wtedy odparł: panie Kornelu, jak Boga kocham, nie współpracowałem.

Ale w 1992 r. w oświadczeniu do PAP przyznał się do kontaktów z SB. Potem się z tego wycofał, potem znowu coś przyznał i znowu się wycofał.

Takich poszlak i świadectw było sporo. Zwłaszcza po tym, gdy nazwisko Wałęsy pojawiło się na tzw. krótkiej dwuosobowej liście Antoniego Macierewicza, której nie podano do publicznej wiadomości. Opublikowaliśmy ją w ulotce Solidarności Walczącej z 10 czerwca 1992 r., już po obaleniu rządu Jana Olszewskiego, pod tytułem „Agenci rządzą Polską”. Żadna z osób, do których się zwracałem, nie chciała się pod tym podpisać – ani Andrzej Gwiazda, ani Anna Walentynowicz. Ania mówiła, że przecież wszyscy wiedzą o współpracy Wałęsy z SB. Ale kto to wiedział? Społeczeństwo nie wiedziało i nawet 1992 r. tego nie zmienił. Bo gdyby ludzie usłyszeli wówczas od urzędującego premiera albo od ministra Macierewicza, że Wałęsa był tajnym współpracownikiem, to byłoby co innego. Ale nie usłyszeli. Po naszej publikacji pytano mnie: czy pan widział teczkę? Nie widziałem. Większość nazwisk agentów podał mi Wojciech Ziembiński, przyjaciel Jana Olszewskiego.

Co by to zmieniło, gdyby Lech Wałęsa w 1992 r. przyznał się do współpracy z SB?

Po pierwsze nie byłoby tego wieloletniego zamętu. Po drugie Polska mogłaby być lepsza. Bo jednak akt wyznania win i pokajania spowodowałby przemianę człowieka, który był prezydentem Polski.

Zbigniew Bujak uważa, że ludzie, którzy współpracowali z SB, a później zerwali współpracę, cieszyli się w Solidarności zaufaniem, bo wykazali się hartem ducha.

Ci, którzy postawili Wałęsę na piedestale nawet po ujawnieniu teczek Kiszczaka, próbują go usprawiedliwić. To jest smutne. Elity wiedziały, że Wałęsa współpracował z SB, a mimo to popierały zajmowanie przez niego kolejnych stanowisk. Budowały jego mit, ukrywając prawdę przed ogółem społeczeństwa. Czy ktoś, kto donosił na kolegów, jest godny kandydować na prezydenta Polski?

Wałęsa wygrał wybory prezydenckie bez poparcia większości elit solidarnościowych, które w 1990 r. wspierały kampanię Tadeusza Mazowieckiego.

Ale te same elity milczały o przeszłości Wałęsy. Ani Andrzej Gwiazda wówczas nic nie powiedział, ani Lech Kaczyński. Być może sądzili, że ponieważ Wałęsa zerwał współpracę, to wszystko będzie dobrze. (...)

Cały wywiad można przeczytać w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost”, który trafił do kiosków w poniedziałek, 29 lutego 2016 r. "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchania oraz na  AppleStore GooglePlay. Tygodnik jest dostępny również w formie e-wydania.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...