"Twardy szef BBN" - "Wprost" wspomina Aleksandra Szczygłę
Aleksander Szczygło był typem twardego faceta. Niewysoki, krótko ostrzyżony, z ciężką teczką w dłoni, zwykle szybkim krokiem przemierzał korytarze. Mówił krótkimi zdaniami, bez szczególnych upiększeń.
W pamięci najbardziej utkwiło mi spotkanie z nim w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Był jego szefem. Kilka tygodni po po ataku Rosji na Gruzję w 2008 r. zaczęliśmy rozmowę o polskiej misji w Iraku. Dla Szczygły temat był ewidentnie drażliwy. Nie mógł zrozumieć, dlaczego polskie firmy nie wysłały tam swoich misji gospodarczych, by załatwiać kontrakty. Moja sugestia, że to może być niebezpieczne ewidentnie zirytowała ówczesnego szef BBN ewidentnie. – Przecież nawet Czesi wysłali tam swoich ludzi i podpisują kontrakty. Jak jest niebezpiecznie to trzeba wynająć ochronę. Tak robią inni i odnoszą sukcesy. Nasi siedzą w swoich gabinetach i myślą, że wszystko załatwi wojskowy attache, a on przecież ma głównie inne zadania – powiedział ostro.
Potem ciągnął, że przecież mamy Irakijczykom wiele do zaoferowania, na przykład w uzbrojeniu. Gdy dopytywałem o co mu dokładnie chodzi, wystrzelił: – Polski sprzęt nieźle sprawdził się w wojnie Gruzji z Rosją. – Ma pan na myśli ręczne wyrzutnie rakiet? – zapytałem. Szczygło szeroko się uśmiechnął i zmienił temat.
Mariusz Staniszewski