O co chodzi Kwiatkowskiemu?
Zagroził przy tym, że jeśli szef komisji śledczej nie zrzeknie się immunitetu do końca stycznia, to on podejmie kroki formalne zmierzające do uchylenia jego immunitetu przez Sejm. "Jestem przekonany, że skoro miał Pan odwagę publicznie pomawiać mnie o czyny, których nie popełniłem, to nie zabraknie Panu również odwagi do stawienia się przed sądem w tej sprawie" - podkreślił Kwiatkowski.
Właściwy do rozpatrzenia tej sprawy Sąd Rejonowy w Warszawie wezwał bowiem Kwiatkowskiego do przedstawienia zgody Sejmu na pociągnięcie Nałęcza do odpowiedzialności.
"W tej sytuacji zwracam się do Pana marszałka z prośbą o zrzeczenie się immunitetu w tej sprawie" - napisał Kwiatkowski.
Nałęcz przyznał, że jest zaskoczony tym pismem. "Prawdę mówiąc, nie wiem, o jaką sprawę chodzi panu Kwiatkowskiemu. Nie czuję się winny popełnienia żadnego przestępstwa opisanego w kodeksie karnym" - powiedział. Jeżeli nie poznam bliżej argumentacji prezesa TVP, nie będę mógł mu odpowiedzieć. "Lakoniczność tego listu jest dla mnie zaskoczeniem - podkreślił. - Jeśli zarzuca mi się popełnienie przestępstwa, to chciałbym wiedzieć kiedy, jakie to przestępstwo. Inaczej jestem w sytuacji osoby, która ma się tłumaczyć z jakiegoś przestępstwa, nie wiedząc, o co w ogóle chodzi. To absurdalne".
Według Nałęcza, z innych wypowiedzi Kwiatkowskiego wynikało, że miał on za złe szefowi komisji śledczej jego aktywność w podczas prac w komisji. "Ale nie popełniam tam żadnego przestępstwa. Wykonuję zadania, które Sejm na mnie nałożył. Nie jest moją winą, że w materiałach dowodowych nazwisko pana Roberta Kwiatkowskiego często jest wymieniane" - powiedział Nałęcz.
em, pap