Złapał Gazprom Łukaszenkę... (aktl.)
Wcześniej rosyjska kompania Transnafta i białoruski Biełtransgaz podpisały umowę o tymczasowym wznowieniu dostaw rosyjskiego gazu na Białoruś. Jak powiedział dyrektor generalny Transnafty Władimir Kondraczuk, "kontrakt podpisano na (dostawę) 640 mln metrów sześciennych po dotychczasowej cenie 46,68 dolara za 1000 metrów sześciennych". "Takiej ilości paliwa powinno wystarczyć Białorusi do końca miesiąca" - oświadczył.
Zanim doszło do podpisania umowy, prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka zapowiedział, że jego kraj pójdzie na ustępstwa w kwestiach cenowych i zgodzi się płacić Moskwie rynkowe stawki za gaz, ale może zrewidować umowy o tworzeniu państwa związkowego z Federacją Rosyjską.
"Trzeba zawrzeć porozumienie na warunkach Putina - skoro Putin chce żebyśmy płacili te pieniądze, to będziemy je zbierać - zaoszczędzimy na lekarstwach, zabierzemy je ofiarom katastrofy w Czarnobylu, kombatantom, którzy gnili w okopach (w czasie II wojny światowej). Co, nie zbierzemy tych 200 mln dolarów? Zbierzemy i zlikwidujemy problem - wtedy przestaną nami manipulować i nie będą nas szantażować" - powiedział przywódca Białorusi. "Przeżyjemy kłopoty gazowe, ale jeśli ktoś sobie tam w Moskwie myśli, że naród białoruski ugnie kark, to tak nie będzie" - odgrażał się.
Po jego oświadczeniu o rewizji umów do Mińska na rozmowy udaje się jeszcze w czwartek nadzorujący kompleks paliwowo-energetyczny wicepremier Rosji Wiktor Christienko.
W środę rosyjska spółka Transnafta poinformowała, że zakończyła dostawy na Białoruś, zaś kilka godzin później koncern Gazprom oskarżył białoruskiego monopolistę Biełtransgaz o podkradanie surowca płynącego tranzytem i odciął gaz. Rosja domaga się od Białorusi płacenia rynkowych cen za gaz, podczas gdy Mińsk twierdzi, że ma prawo kupować surowiec po obniżonych cenach (około 60 proc. cen rynkowych), takich, po których nabywają go rosyjscy odbiorcy. Moskwa domaga się też od Mińska zgody na prywatyzację Biełtransgazu.
"Jest to akt terroryzmu i to największy akt, kiedy w 20-stopniowy mróz, kraj i naród pozbawia się gazu. Do tego nie obcy naród, lecz taki, w żyłach którego płynie w połowie rosyjska krew. To bezmyślny i nieodpowiedzialny krok wobec narodu białoruskiego i tych krajów, które tranzytem przez Białoruś otrzymują rosyjski gaz" - zareagował na posunięcie Gazpromu Łukaszenka na spotkaniu z członkami rządu. Najpoważniejszą reakcją Mińska było jednak odwołanie "na konsultacje" białoruskiego ambasadora w Moskwie - krok, którego w praktyce dyplomatycznej dokonuje się w przypadku nagłego pogorszenia stosunków między dwoma krajami.
Rosja, zaskoczona tą reakcją Białorusi, oznajmiła, że nie zamierza podejmować podobnych kroków.
Wstrzymanie dostaw gazu na Białoruś, automatycznie przerwało tranzyt tego surowca do innych krajów, w tym Polski. Gazprom twierdził jednak, że dostarczy im gaz innymi trasami, jednak przyznał, że w całości nie byłby w stanie zrekompensować utraconych dostaw, a jak wynika z wypowiedzi rzecznika koncernu, w przypadku Polski byłaby to znikoma część zakontraktowanego surowca.
Prezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNIG) Marek Kossowski zapewnił , że mimo przerwy w dostawie gazu z Rosji przez Białoruś nie ucierpią odbiorcy indywidualni i komunalni. Według posiadanych przez niego informacji, gaz płynie na razie niestabilnie, gdyż potrzeba czasu na wyrównanie ciśnienia w magistralach przesyłowych Białorusi i Rosji. Kossowski ocenił, że po przerwaniu dostaw z Białorusi do dziennego zbilansowania zużycia gazu brakowało 5 mln metrów sześciennych gazu na dobę. "Jesteśmy przygotowani na zapewnienie potrzeb tych, którzy są najbardziej wrażliwi na przerwy w dostawach gazu, czyli dla ludności, odbiorców komunalnych i energetyki. W tych sektorach przerw w dostawach gazu nie będzie" - powiedział prezes na konferencji prasowej. Zaznaczył, że PGNiG zmniejszył dostawy gazu do zakładów chemicznych, jednak w takim zakresie, na jaki pozwalają podpisane wcześniej z tymi z firmami umowy handlowe.
"Odpowiedzialność za naruszenie zobowiązań Gazpromu wobec zagranicznych użytkowników rosyjskiego gazu w całości spoczywa na stronie białoruskiej" - uznało biuro prasowe Gazpromu.
Władze tworzonego przez Rosję i Białoruś państwa związkowego obawiają się o jego losy w obliczu obecnego konfliktu gazowego między Moskwą i Mińskiem. "Staje się jasne, że odwołanie ambasadora to początek radykalnych środków" - powiedział rzecznik sekretarza związku Rosji i Białorusi Pawła Borodina, Iwan Makuszok. "Dla związku jest to alarmujące. (...) Ważne jest, aby spory podmiotów gospodarczych nie przekładały się na stosunki między państwami" - dodał.
Rosja i Białoruś znajdują się w stanie tworzenia państwa związkowego, mającego w przyszłości mieć wspólną walutę i część wspólnych organów. W ciągu ostatnich lat dochodziło jednak między nimi do sporów dotyczących m.in. terminów wprowadzenia rubla rosyjskiego jako środka płatniczego oraz prywatyzacji białoruskiego monopolisty gazowego Biełtransgazu. Rozpoczęty w środę kryzys najczęściej komentuje się jako kolejny z takich konfliktów.
em, pap