Byli szefowie szczecińskiej stoczni przed sądem (aktl.)
Podczas pierwszej rozprawy ograniczono się do odczytania aktu oskarżenia, co zajęło prokuratorowi parę godzin. Następną wyznaczono na 19 października.
Wszyscy oskarżeni zrezygnowali z przysługującego im prawa do ochrony wizerunku i zgodzili się na ujawnienie swoich nazwisk. Na ławie oskarżonych zasiedli były prezes holdingu Krzysztof Piotrowski oraz sześciu członków zarządu: Ryszard Kwidziński, Grzegorz Huszcz, Zbigniew Gąsior, Andrzej Żarnoch, Arkadiusz Goj i Marek Tałasiewicz. W toku śledztwa żaden z nich nie przyznał się do zarzutów. Wszyscy spędzili w areszcie parę miesięcy w 2002 roku.
Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu, która prowadziła śledztwo, zarzuciła byłym prezesom niegospodarność, nadużycie uprawnień i niedopełnienie obowiązków polegających m.in. na braku dbałości o interesy majątkowe Stoczni Szczecińskiej.
W toku śledztwa ustalono, że członkowie byłego zarządu od 1999 do 2000 roku, działając na szkodę Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA, jednocześnie działali na korzyść Grupy Przemysłowej - spółki, do której należało ok. 50 proc. udziału w całym holdingu i której byli udziałowcami.
W czasie gdy holding stracił ponad 68 mln 246 tys. zł, Grupa Przemysłowa zarobiła ponad 28 mln zł. Chodziło m.in. o to, że zobowiązania Grupy Przemysłowej regulowano ze środków finansowych stoczni.
Krzysztof Piotrowski powiedział przed rozprawą dziennikarzom, że upadłość firmy ogłoszono, mimo że przedsiębiorstwo było już w trakcie postępowania układowego z wierzycielami. Podkreślił, że w trakcie trwania tego postępowania wbrew prawu sprzedano majątek jednej ze spółek holdingu - Porty Petrol, której właścicielem został potem Jerzy Jędykiewicz (były "baron" SLD na Pomorzu, podejrzany m.in. o pranie pieniędzy - przyp. PAP).
W opinii Piotrowskiego chodziło o przejęcie całej firmy przez państwo, co miało charakter sprawy politycznej. Pytany przez dziennikarzy, czy w kulisach sprawy widzi analogie do sytuacji i zatrzymania byłego prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego, odpowiedział: "To się mieści w tej samej grupie". Wyraził też przypuszczenie, że o aresztowaniach członków zarządu stoczni wcześniej wiedzieli ówcześni ministrowie, w tym minister gospodarki Jacek Piechota.
Były prezes odniósł się też do samego aktu oskarżenia i stawianych mu zarzutów. "Po roku zmieniono oskarżenie, nie jestem już oskarżony o malwersacje, ale o przekroczenie uprawnień" - powiedział.
Stocznia Szczecińska Porta Holding SA w październiku 2001 roku utraciła płynność finansową, w marcu 2002 roku wstrzymała produkcję. Na przymusowe urlopy wysłano wtedy ok. 6 tys. pracowników. Latem 2002 r. zarząd firmy złożył wniosek o upadłość. Przez kilka miesięcy stoczniowcy organizowali wiece i marsze protestacyjne w obronie miejsc pracy. Ich protesty zaowocowały m.in. tym, że państwo zaangażowało się w ratowanie przedsiębiorstwa. Za symboliczną złotówkę jedną ze spółek odkupiła od holdingu państwowa Agencja Rozwoju Przemysłu, która utworzyła na tej bazie nowy podmiot - Stocznię Szczecińską Nową (SSN). Po ponad 2 latach starań Stocznia w połowie lipca tego roku kupiła część majątku po upadłym holdingu stoczniowym. Obecnie pracuje w niej około 5 tys. osób. Dla porównania we wszystkich spółkach upadłego holdingu zatrudnionych było ponad 11 tys. pracowników.
ss, pap