Ucieczka z irackiego piekła
Polki zostaną jak najszybciej przewiezione do "pewnego ośrodka" w kraju. Dodał, że w ciągu kilku dni nie zostanie zdradzone miejsce ich pobytu ze względu na konieczność zapewnienia im spokoju.
"Każda z pań może robić co chce, my im oferujemy ośrodek na pół roku, panie mają tam zapewnioną opiekę lekarską, opiekę psychologa, a dla dzieci jest możliwość uczenia się w szkołach" - powiedział szef MSWiA. W jego ocenie "wszystko to, co mogliśmy zrobić, ze strony rządu polskiego zostało zrobione" - powiedział Kalisz na konferencji prasowej.
Polskie władze podkreślają, że kobiety ze względów bezpieczeństwa wyjechały z Iraku "tylko z reklamówką". Jakiekolwiek pakowanie mogłoby wzbudzić podejrzenia sąsiadów. "One po prostu wyszły na spacer" - mówią.
Przewiezienie Polek do Polski nie było łatwą operacją - twierdził Zemke. "W Iraku sytuacja bardzo się skomplikowała, mieliśmy sygnały, że paniami i ich dziećmi interesują się ci, którzy interesować nimi się nie powinni" - dodał. Przylot Polek do kraju "to był dosłownie ostatni moment, bo w Iraku kończy się ramadan i sytuacja może być tam teraz bardzo różna". Zemke mówił, że niełatwy był też sam start samolotu w Bagdadzie, ponieważ lotnisko, z którego samolot startował, było nieczynne i nie działały radary ani wieża kontrolna. W ocenie wiceszefa MON w operacji przewiezienia Polek znakomicie zachowali się także polscy dyplomaci oraz Amerykanie.
Jedna z Polek Ewa Sofi, która w Iraku mieszkała od 36 lat, powiedziała, że czuje się bardzo dobrze, jest spokojna i szczęśliwa. Dodała, że jest psychologiem i wierzy, iż znajdzie w Polsce pracę. "Być może otworzę gabinet psychologiczny, być może moja córka skończy jakiś kurs dodatkowy i razem otworzymy ten gabinet" - mówiła. Ostatnie miesiące w Iraku były bardzo ciężkie. "Przez ostatnie dwa tygodnie w ogóle nie wychodziłam z domu, bo po prostu się bałam" - podkreśliła.
"Czuło się presję na cudzoziemki, szczególnie po porwaniu naszej rodaczki czułyśmy się bezpośrednio zagrożone i bałyśmy się, że może nas spotkać jej los. Musiałyśmy zachować maksimum ostrożności, bo nawet po zakupy trudno było wychodzić" - powiedziała Danuta Nowak, technolog żywności. Dodała, że w Iraku miała bardzo dobre kontakty ze swoimi sąsiadami.
Pytane o to, kiedy przyjadą do Polski ich mężowie, odpowiadały, że na święta lub po Nowym Roku. Przyznały też, że nie kontaktowały się z rodzinami w Polsce, bo sądziły, że tak będzie bezpiecznie.
Większość Polek zamierza zostać w Polsce na stałe. Pytane o pierwszą rzecz, jaką zrobią w Polsce, mówiły, że chcą przede wszystkim się wyspać. "Nie przyjechałyśmy jednak do Polski na wczasy ani na wycieczkę, przyjechałyśmy tu żyć" - podkreśliła Danuta Nowak. Z kolei Ewa Sofi zdradziła, że pierwszą rzeczą jaką zrobi, będzie zakup telefonu komórkowego, z którego zadzwoni do męża w Iraku.
6-letni syn jednej z kobiet otrzymał w prezencie wielkiego misia-strażaka. Jak powiedział, nie będzie tęsknił za Irakiem, ale za kolegami ze szkoły. W ocenie córki Ewy Sofi, w Polsce jest bardzo ładnie, ale również bardzo zimno.
Polskie władze dotarły do naszych rodaczek mieszkających w Iraku i zaoferowały im możliwości powrotu do kraju po uprowadzeniu Teresy Borcz, którą porwano pod koniec października.
We wtorek rząd postanowił udzielić w Polsce czasowego schronienia obywatelom polskim i ich rodzinom zamieszkałym na stałe w Iraku. Osoby te mogą liczyć na rządową pomoc przez sześć miesięcy. Otrzymają zakwaterowanie, wyżywienie i opiekę lekarską, opiekę psychologa, a dzieci będą mogły kontynuować tu naukę.
em, pap