I ty, Unio, przeciw mnie?
Dodano:
Kanclerz Schröder nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Od kilku miesięcy jeździł po świecie i przekonywał, że Niemcom - z racji ich potęgi i roli w krzewieniu demokracji i pokoju - należy się miejsce Radzie Bezpieczeństwa. Chinom w zamian za poparcie obiecał zniesienie embarga na sprzedaż broni, USA łudził zasypaniem rowów atlantyckich. Na jego drodze stanął - wraz z całą machiną biurokratyczną - Parlament Europejski.
Kanclerz jednak mógł przeczuwać taki scenariusz. Propozycje włączenia UE do struktur Rady Bezpieczeństwa zgłaszali już nawet jego partyjni koledzy. Schröder przeszedł więc do ofensywy. Po zaprezentowaniu przez Kofiego Annana propozycji reform ONZ, niemiecki MSZ rozpoczął "fazę operacyjną". Niemcy i trzej inni starający się o stałe miejsce w RB ONZ - Brazylia, Indonezja i Japonia - chciałyby, by Zgromadzenie Narodowe jeszcze przed szczytem Unii Afrykańskiej na początku lipca przyjęły rezolucję ramową, decydującą o zwiększeniu liczby stałych i niestałych członków RB do liczby 25., bez imiennego wskazywania tych krajów. Wywarłoby to nacisk na kraje afrykańskie, które do tej pory jeszcze nie wskazały swoich kandydatów. W lipcu odbyłoby się kolejne głosowanie na którym wszystkie zainteresowane kraje mogłyby ubiegać się o członkostwo.
Niemcy zyskują w ten sposób na czasie odsuwając problem członkostwa UE w Radzie. Berlin będzie prawdopodobnie argumentował, że wejście do RB tak dużego organizmu jak UE osłabi ONZ - w Radzie decyzje podejmowane są jednomyślnie. Pojawił się nawet inny pomysł. Przez dziesięć lat członkiem Rady będą Niemcy, które potem przekażą swoje miejsce na rzecz Unii. Co ciekawe niemieckie przedstawicielstwo przy ONZ wyliczyło, że 11 krajów jest przeciwnych rozszerzeniu składu RB ONZ, a zwolenników jest już 120.
Kanclerz na wieść o stanowisku Parlamentu Europejskiego poczuł się zapewne jak zdradzony Juliusz Cezar. Kto pamięta, co krzyknął Brutus mordując Cezara wie czym kierowało się zgromadzenie.
Grzegorz Sadowski