Obława na terrorystów (aktl.)
Policja potwierdziła też, że w piątek przeszukano w Londynie domy przy Harrow Road i w dwóch innych miejscach. Nikogo nie aresztowano. Wkrótce potem poinformowała jednak, że po południu w Stockwell na południu Londynu aresztowano mężczyznę w związku ze śledztwem w sprawie czwartkowych zamachów. Kolejnego mężczyznę policja zatrzymała na na mocy prawa antyterrorystycznego w Birmingham w środkowej Anglii. Do zatrzymania doszło na dworcu kolejowym. Przejęto również co najmniej dwie walizki. Dworzec kolejowy Snow Hill, drugi co do wielkości w mieście, został ewakuowany i odgrodzony przez policję. Nie wiadomo, czy aresztowany ma związek z czwartkowymi atakami w Londynie.
Szef londyńskiej policji Ian Blair zaapelował o spokój, zapewniając, że sytuacja jest pod kontrolą, podkreślił jednak, że brytyjska policja stoi przed "najpoważniejszym w historii wyzwaniem operacyjnym". "Wczorajsze incydenty noszą znamiona podobieństwa do zamachów bombowych z 7 lipca" - powiedział jego zastępca Andy Hayman. Wyjaśnił, że użyte w czwartek urządzenia wybuchowe były umieszczone w ciemnych torbach lub plecakach, które pozostawiono na trzech stacjach metra i w autobusie. Według Haymana, ujawniono też inne "interesujące szczegóły", które mogą pomóc w śledztwie. Wstępne badania wykazały, że w każdym z czterech miejsc bomby "zostały zdetonowane tylko częściowo". "Na tym etapie wydaje się, że urządzenia zawierały materiał wybuchowy domowej roboty" - powiedział Hayman.
Brytyjskie media już wcześniej mówiły o podobieństwach tych dwóch ataków. - Trzy z czterech zachowanych ładunków mają prawdopodobnie takie same rozmiary i wagę jak bomby użyte w zamachach z 7 lipca, które kosztowały życie 56 osób. Wydaje się także - podała BBC - że zastosowano te same substancje chemiczne. Czwarta bomba miała być mniejsza i zamknięta w plastikowym pojemniku.
Według analityków, na których powołuje się BBC, materiał zebrany na trzech stacjach metra i w autobusie, które miały być celami ataków, może być nieocenionym źródłem informacji o krwawych zamachach sprzed dwóch tygodni. Szef Scotland Yardu sir Ian Blair nazwał zachowane w całości ładunki wybuchowe "czymś bardzo pomocnym".
Zdaniem BBC, podobnie jak 7 lipca zamachowcy nieśli bomby w plecakach. Z nieznanych powodów do eksplozji ładunków nie doszło. Dlaczego - wyjaśnią dalsze badania. Wstępnie przyjmuje się, że były źle, w pośpiechu skonstruowane. Wybuchły tylko detonatory - stąd charakterystyczny dźwięk i zapach, o którym mówi wielu świadków.
Zamachowcy zdołali zbiec. Według niektórych świadków sprawiali wrażenie "przerażonych" i "zaskoczonych", kiedy zorientowali się, że nie doszło do eksplozji.
Podobnie jak po zamachach 7 lipca, władze zaapelowały o udostępnienie policji zdjęć i filmów wykonanych w czwartek w pobliżu miejsc zamachów za pomocą amatorskich aparatów i kamer, a także telefonów komórkowych. ks, em, pap
Czytaj też: Nowe zamachy w Londynie