Londyn pełen Polaków
Dodano:
Londyn przywitał nas piękną pogodą. :-) Słońce, błękitne niebo i sierpniowe temperatury kontrastowały z drzewami w większości pozbawionymi liści.
Za to Warszawa pożegnała nas iście londyńską mgłą. Tak gęstą, że przez dwa dni z Okęcia nie odlatywały i nie lądowały żadne samoloty. Po trzech godzinach czekania na decyzję, czy nasz samolot poleci, koło 9. usłyszeliśmy, że dziś jednak żaden samolot LOT nigdzie nie wystartuje. Co gorsza, mglista pogoda miała utrzymać się do czwartku. Nie mogliśmy ryzykować. Szybko zdecydowaliśmy, że spróbujemy dostać się do Londynu via Berlin. Pociąg dojeżdżał do stolicy Niemiec nieco ponad godzinę przed odlotem ostatniego samolotu do Londynu. Gdyby więc pociąg się spóźnił, ryzykowaliśmy nocleg w Berlinie, co by oznaczało, że w ogóle możemy nie mieć czasu na szukanie Polaków w stolicy Albionu.
Oczywiście pociąg się spóźnił, ale okazało się, że także berlińscy taksówkarze potrafią łamać wszystkie przepisy, jeśli w grę wchodzi lot dwóch Polaków do Londynu. Zdążyliśmy prawie w ostatniej chwili.
W zasadzie szukanie Polaków na Wyspach Brytyjskich jest dziecinnie proste. Wystarczy wyjść na ulicę i po chwili słychać już znajomą mowę. Albo wejść do dowolnego pubu i poprosić po polsku o piwo. Zawsze ktoś nam odpowie piękną mową Mickiewicza.
Młodych Polaków spotyka się tu dosłownie wszędzie, niemal w każdym wagonie metra, w każdym autobusie - czytających Grocholę, polskie tłumaczenie Coelhlo, ubranych w polskie ubrania. Na przyjezdnych, takich jak my, duże wrażenie robią polskie, napisane kredą na tablicach wystawionych przed sklepy, informacje: "Sprzedajemy polskie piwo", "Prawdziwy polski chleb", "Polska wędlina", Polski smalec", itp. Wiele lat temu takie napisy można było spotkać jedynie w pobliżu POSK (Polski Ośrodek Społeczno Kulturalny). Dziś to codzienność Londynu.
Najwięcej polskich towarów można dostać w sklepach prowadzonych przez… Hindusów, Pakistańczyków czy Turków. Obrotni kupcy szybko zorientowali się w skali migracji Polaków na wyspy i rozpoczęli import polskich produktów. Wcześniej można je było dostać w nielicznych kiedyś polskich sklepach, ale były one drogie i traktowane jako egzotyka. Teraz na polskim piwie, chlebie, paluszkach, ptasim mleczku, szynce czy gazetach (w każdym sklepie z rodzimymi produktami można dostać także tygodnik "Wprost" oraz cały wybór polskiej prasy) zarabiają azjaci.
Również coraz więcej hipermarketów dostrzega już siłę nabywczą blisko miliona naszych rodaków na wyspach. Jedna z sieci (obecna także w Polsce) ma w swoich sklepach półkę z polskimi produktami - Na razie to półka, ale niedługo nasze wyroby po prostu wejdą do standardowej oferty - mówią nowi mieszkańcy wysp z nad Wisły.
Londyn jest naprawdę polskim miastem. I nie chodzi tu tylko o tradycyjnie polskie rejony jak Ealing. Polską mowę słychać wszędzie, od Stratford na wschodzie, do Hammersmith na zachodzie. - Jak tak dalej pójdzie brytyjskim posłem do Parlamentu Europejskiego zostanie jakiś Jan Kowalski - żartuje kilku młodych ludzi w pubie „na Ealingu”. Można powiedzieć, że właśnie o to chodziło w rozszerzeniu Unii Europejskiej.
Jutro jedziemy poza stolicę Wielkiej Brytanii.
W Londynie Polacy są w zasadzie wszędzie i choć są widoczni, nikogo tutaj specjalnie nie dziwi, że na ulicach słychać inny język niż angielski. To miasto zawsze przyciągało imigrantów. W innych mniejszych ośrodkach, gdzie nasi rodacy również szukają szczęścia, imigranci znacznie bardziej rzucają się w oczy. Zobaczymy jak układają się tam relacje między Brytyjczykami i ich nowymi sąsiadami.
Oczywiście pociąg się spóźnił, ale okazało się, że także berlińscy taksówkarze potrafią łamać wszystkie przepisy, jeśli w grę wchodzi lot dwóch Polaków do Londynu. Zdążyliśmy prawie w ostatniej chwili.
W zasadzie szukanie Polaków na Wyspach Brytyjskich jest dziecinnie proste. Wystarczy wyjść na ulicę i po chwili słychać już znajomą mowę. Albo wejść do dowolnego pubu i poprosić po polsku o piwo. Zawsze ktoś nam odpowie piękną mową Mickiewicza.
Młodych Polaków spotyka się tu dosłownie wszędzie, niemal w każdym wagonie metra, w każdym autobusie - czytających Grocholę, polskie tłumaczenie Coelhlo, ubranych w polskie ubrania. Na przyjezdnych, takich jak my, duże wrażenie robią polskie, napisane kredą na tablicach wystawionych przed sklepy, informacje: "Sprzedajemy polskie piwo", "Prawdziwy polski chleb", "Polska wędlina", Polski smalec", itp. Wiele lat temu takie napisy można było spotkać jedynie w pobliżu POSK (Polski Ośrodek Społeczno Kulturalny). Dziś to codzienność Londynu.
Najwięcej polskich towarów można dostać w sklepach prowadzonych przez… Hindusów, Pakistańczyków czy Turków. Obrotni kupcy szybko zorientowali się w skali migracji Polaków na wyspy i rozpoczęli import polskich produktów. Wcześniej można je było dostać w nielicznych kiedyś polskich sklepach, ale były one drogie i traktowane jako egzotyka. Teraz na polskim piwie, chlebie, paluszkach, ptasim mleczku, szynce czy gazetach (w każdym sklepie z rodzimymi produktami można dostać także tygodnik "Wprost" oraz cały wybór polskiej prasy) zarabiają azjaci.
Również coraz więcej hipermarketów dostrzega już siłę nabywczą blisko miliona naszych rodaków na wyspach. Jedna z sieci (obecna także w Polsce) ma w swoich sklepach półkę z polskimi produktami - Na razie to półka, ale niedługo nasze wyroby po prostu wejdą do standardowej oferty - mówią nowi mieszkańcy wysp z nad Wisły.
Londyn jest naprawdę polskim miastem. I nie chodzi tu tylko o tradycyjnie polskie rejony jak Ealing. Polską mowę słychać wszędzie, od Stratford na wschodzie, do Hammersmith na zachodzie. - Jak tak dalej pójdzie brytyjskim posłem do Parlamentu Europejskiego zostanie jakiś Jan Kowalski - żartuje kilku młodych ludzi w pubie „na Ealingu”. Można powiedzieć, że właśnie o to chodziło w rozszerzeniu Unii Europejskiej.
Jutro jedziemy poza stolicę Wielkiej Brytanii.
W Londynie Polacy są w zasadzie wszędzie i choć są widoczni, nikogo tutaj specjalnie nie dziwi, że na ulicach słychać inny język niż angielski. To miasto zawsze przyciągało imigrantów. W innych mniejszych ośrodkach, gdzie nasi rodacy również szukają szczęścia, imigranci znacznie bardziej rzucają się w oczy. Zobaczymy jak układają się tam relacje między Brytyjczykami i ich nowymi sąsiadami.