Galeria Kulczyk

Dodano:
Nie jestem pewien, czy współcześni artyści potrafią namalować samolocik na niebie, bo – o ile mi wiadomo – nigdy tego nie próbowali. Wiem tylko, że potrafią kupić w sklepie akwarium i krucyfiks oraz zestawić te rekwizyty tak, by szokowały posłów LPR-u.
Kiedy przeczytałem, że Grażyna Kulczyk wystawia w poznańskim Starym Browarze prywatną kolekcję sztuki współczesnej, mało mi cygaro do koniaku nie wpadło. Czyżby ktoś naprawdę wydawał ciężkie pieniądze z własnej kieszeni na tony stalowych instalacji, akwariów, łopat, kół od roweru i archaicznych już dziś kaset wideo? Na szczęście moje dziennikarskie śledztwo wykazało, że pani Grażyna kolekcjonuje nie tylko wykwity sztuki konceptualnej, ale też marginalne dzieła Jacka Malczewskiego, Brunona Schulza czy Jerzego Nowosielskiego, które na tle dokonań Katarzyny Kozyry, Doroty Nieznalskiej czy Roberta Rumasa prezentują się niemal jak freski Fra Angelico.

Niemniej niepokój pozostał. Inwestycje w sztukę współczesną wiążą się bowiem z poważnym ryzykiem. Upływający czas bezlitośnie oddziela ziarno od plew i to, co w naszej epoce cieszyło się medialną popularnością, wkrótce może się okazać artystycznym gniotem. Niestety, podejrzewam, że właśnie taki los spotka połowę kolekcji pani Grażyny. Nędzna pociecha, że kolekcjonerka nie doświadczy tego osobiście. Faktem jest, że doświadczą tego jej wnuki, a przecież należy założyć, że dobro rodziny leży pani Grażynie na sercu.

Wyobraźmy sobie Polskę za 50 lat. Niby niewiele się zmieniło. Wciąż trwa proces w sprawie korupcji w rodzimym futbolu, a wiekowe autorytety: Jadwiga Staniszkis i Krzysztof Cugowski, liczą na koalicję PiS z PO. Ale Oskar Kulczyk, który decyduje się w końcu spieniężyć instalację Nieznalskiej trafia na nieprzewidziane trudności. Po sprzedaniu dzieła starcza mu na węgiel i dwa bochenki chleba.

Skąd ta kasandryczna wizja? Otóż cała wartość dawnego malarstwa wynikała z umiejętności artystycznych, odróżniających twórcę od przeciętnego zjadacza chleba. Jej kapitałem były doskonała kompozycja, precyzyjnie wykonany detal czy obraz odsłaniający skalę wyobraźni. Nieznalska, Kozyra czy Rumas takiego kapitału nie oferują, bo tworzą instalacje, które mógłby wymyślić przeciętny publicysta. W ramach wystawy pani Kulczyk oglądamy sale biblioteki, aktu, rzeźby cielesnej, perwersyjną, mody, religii, przedmiotu i muzealną. Dawnym mistrzom takie uszczegółowienie nie było potrzebne, bo każde ich dzieło odnosiło się do całości świata i było czytelne bez dodatkowych kontekstów.

Nie jestem pewien, czy współcześni artyści potrafią namalować samolocik na niebie, bo – o ile mi wiadomo – nigdy tego nie próbowali. Wiem tylko, że potrafią kupić w sklepie akwarium i krucyfiks oraz zestawić te rekwizyty tak, by szokowały posłów LPR-u. Nie znaczy to, że nie popieram sztuki współczesnej. Wręcz przeciwnie. Kilka obrazów takiego Wilhelma Sasnala chętnie powiesiłbym sobie w łazience albo w kuchni. Sztuka konceptualna wydaje mi się bowiem niezrównanym uzupełnieniem mebli z IKEI, które z żoną preferujemy. Podoba mi się także architektoniczny projekt Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, bo zasadniczo lubię hipermarkety. Dla pani Grażyny Kulczyk mam tylko jedną radę: na przyszłość proszę nie przepłacać. Dywanik w IKEI kosztuje 15 PLN. A jeśli naprawdę chce pani inwestować w sztukę, proszę postawić na Nikifora Krynickiego. Niby prostak, ale za 50 lat jego obrazki sprzedawać się będą nie taniej, niż dzisiaj. Wnuk wyżyje, mąż nie przeklnie z czyśćca, a i rodzina zasłuży się dla polskiej kultury.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...