Jechać do Sopot

Dodano:
Podobał się państwu program Krzysztofa Skowrońskiego „Wywiad i Opinie”? Mnie bardzo, nie tylko dlatego, że co niedzielę mogłem stwierdzić, w jakiej kondycji po gorączce sobotniej nocy są znajomi publicyści.
Skowroński zapraszał do studia dziennikarzy różnych gazet i toczył z nimi luźną rozmowę o bieżących wydarzeniach. Dzięki temu można było np. na własne oczy i uszy przekonać się o nieograniczonym temperamencie Piotra Semki z „Rzeczpospolitej” czy o dyskretnym uroku Dominiki Wielowieyskiej z „Gazety Wyborczej”. Dziennikarze zwaśnionych mediów zwracali się do siebie po imieniu, kłócili się, żartowali, dokonywali ciekawych analiz. Często wychodziło im to lepiej niż na papierze.

Używam czasu przeszłego, bo – jak ujawnia „Dziennik” – program po wakacjach nie wróci na antenę TVP. Podobno Skowroński nie spełnił polecenia szefowej „Jedynki” Małgorzaty Raczyńskiej, by zorganizować debatę o Szariku i czterech pancernych. W ten sposób zniknie bodaj ostatnia wartościowa pamiątka po prezesurze Bronisława Wildsteina.

Kim jest Małgorzata Raczyńska? Jedni mówią o niej źle, inni bardzo źle. Mnie wystarczy wspomnienie którejś z rozrywkowych transmisji TVP. Przemawiając ze sceny, pani dyrektor użyła wówczas zwrotu „do Sopot” zamiast „do Sopotu”, co przynajmniej w Trójmieście uchodzi za obciach & żenadę. Po tej wypowiedzi natychmiast zrozumiałem, dlaczego pani Raczyńska bezlitośnie kosi wszystkie dobre programy, wprowadzając w ich miejsce peerelowskie gnioty. Proletariat już tak ma, że dobry smak budzi w nim obrzydzenie.

Jak powszechnie wiadomo, pani dyrektor jest długoletnią przyjaciółką braci Kaczyńskich. W związku z tym – podobnie jak Andrzej Urbański, Elżbieta Jakubiak czy Przemysław Edgar Gosiewski – została wysłana na pierwszą linię frontu. Zasada, że najtrudniejsze wyzwania powinni realizować zaufani ludzie, brzmi może sensownie, ale na dłuższą metę się nie sprawdza. Jeśli wielcy bracia chcą uniknąć ostatecznej kompromitacji, radzę im jak najszybciej wysłać panią Raczyńską na urlop do Sopot. Bo inaczej osobiście przyjadę do Warszawa i założę miasteczko protestacyjne pod kancelaria premiera.

Nie sądziłem, że kiedykolwiek to napiszę, ale nawet za prezesury Roberta Kwiatkowskiego telewizja publiczna emitowała lepsze programy niż dzisiaj. Z drugiej strony, przeskoczyć legendarnego „brunatnego Roberta” pod względem obciachu to duża sztuka. Obawiam się, że bracia Kaczyńscy zachłysnęli się tym sukcesem i na nic moje dobre rady. „Lance do boju, szable w dłoń. Bolszewika goń, goń, goń!” Nieważne, w jakiej konkurencji.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...