Wina wina
Dodano:
Po deklaracji Stefana Niesiołowskiego: „Jeśli ktoś nie pił taniego wina, to dla mnie jest podejrzany”, w Kanie Galilejskiej zapanowało wielkie poruszenie. Goście dopiero wstali po wczorajszym weselu, a tu taka wiadomość!
Kiedy w południe do miasteczka przybył wóz transmisyjny TVN 24, większość mieszkańców ze wstydu pochowała się w domach i nie reagowała na pukanie. Tylko lokalny pijaczek, jak co dzień przesiadujący pod sklepem, chętnie udzielił wywiadu. – Pierwszego jabola wypiłem w piątej klasie podstawówki i jestem z tego dumny.
Tymczasem starosta weselny wezwał pana młodego do remizy i rozpoczął przesłuchanie: – Nie pytam, towarzyszu, o początek imprezy. Ale skąd, do cholery, mieliście drogie wino na jej końcu?!! Młody bronił się, jak potrafił. – Przecież w nocy sam pan mnie chwalił, panie starosto. Mówił pan: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”. – No, no – odrzekł starosta. – Nie mądrujcie się, bo traficie do kozy. A chyba nie chcecie, żeby żona została sama w drugą noc po ślubie.
Po tych słowach pan młody zmiękł i zaczął sypać. Śledztwo wykazało, że za dostarczenie drogiego wina odpowiada niejaki Jezus, który pojawił się na weselu w towarzystwie swojej matki i uczniów. Kiedy skończyły się zapasy, oskarżony skombinował aż sześć stągwi feralnego trunku. Rozżaleni mieszkańcy jeszcze długo po wyjeździe ekipy telewizyjnej komentowali: – Co za pech. Gdyby nie ten Jezus, skoczyłoby się na melinę, załatwiłoby się skrzynkę „Arizony” i byłoby OK. A tak wszyscy jesteśmy podejrzani.
Tymczasem starosta weselny wezwał pana młodego do remizy i rozpoczął przesłuchanie: – Nie pytam, towarzyszu, o początek imprezy. Ale skąd, do cholery, mieliście drogie wino na jej końcu?!! Młody bronił się, jak potrafił. – Przecież w nocy sam pan mnie chwalił, panie starosto. Mówił pan: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”. – No, no – odrzekł starosta. – Nie mądrujcie się, bo traficie do kozy. A chyba nie chcecie, żeby żona została sama w drugą noc po ślubie.
Po tych słowach pan młody zmiękł i zaczął sypać. Śledztwo wykazało, że za dostarczenie drogiego wina odpowiada niejaki Jezus, który pojawił się na weselu w towarzystwie swojej matki i uczniów. Kiedy skończyły się zapasy, oskarżony skombinował aż sześć stągwi feralnego trunku. Rozżaleni mieszkańcy jeszcze długo po wyjeździe ekipy telewizyjnej komentowali: – Co za pech. Gdyby nie ten Jezus, skoczyłoby się na melinę, załatwiłoby się skrzynkę „Arizony” i byłoby OK. A tak wszyscy jesteśmy podejrzani.