Dni siewu, dni degustacji
Dodano:
Najpierw wiadomość dobra: dwa najbliższe dni (29 i 30 kwietnia 2009) sprzyjają pozytywnym wrażeniom w czasie degustacji wina. Wiadomość zła: wraz z nadejściem długiego weekendu (dokładnie 30.04 o godz. 21:00) zaczyna się dla degustatorów okres raczej słaby.
Kilka lat temu w czasie długiego świątecznego popołudnia u dalekiej rodziny wpadł mi w ręce „Kalendarz działkowca”. Z braku lepszego zajęcia zacząłem go wertować ze zdumieniem stwierdziwszy, że zawiera mnóstwo informacji, z jakich korzystają progresywni, biodynamiczni winiarze (a przecież to właśnie ich uważa się dziś za enoawangardę). Co więcej, zagadnięta w temacie ciotka przyznała, że sadząc rzodkiewkę i zbierając pomidory zawsze zwraca uwagę na to, w jakiej fazie jest akurat księżyc. Dodała też, że robią tak wszystkie jej koleżanki z działkowych ogródków.
Od 50 lat najpopularniejszym kalendarzem biodynamicznym są „Dni siewu” Marii Thun. Na podstawie cyklu księżyca i gwiazd autorka dzieli kolejne doby na dni „owocu”, „kwiatu”, „korzenia” i „liścia”. Pierwsze dwa rodzaje dni mają jakoby sprzyjać, między innymi, doznawaniu pozytywnych wrażeń w czasie degustacji. W dni „korzenia” i „liścia” wino nie będzie nam raczej smakowało.
Całą sprawę można traktować z przymrużeniem oka, albo śmiertelnie poważnie. Nie można jednoznacznie stwierdzić, że wina robione przez biodynamików są lepsze od tych, które powstają w winiarniach „zwykłych”. Wielu krytyków biodynamiki utrzymuje, że to modna zagrywka marketingowa. Z drugiej strony znam wielu fenomenalnych winiarzy, którzy z pewnością nie wyglądają na czarodziejów, ani mistyków, ale drogą biodynamiki podążają, a ich wina po prostu znakomicie smakują, uprawy są zaś zrównoważone i zdrowe i obywają się bez interwencji sztucznych środków.
Jak dotąd, żaden z biodynamików nie odmówił mi natomiast degustacji swych win zasłaniając się kalendarzem lunarnym. Tymczasem... Media doniosły, że dwie wielkie sieci handlowe odpowiedzialne za sprzedaż ok. jednej trzeciej wszystkich win na rynku brytyjskim – Tesco i Marks & Spencer – zdecydowały się na ruch bez precedensu. Krytycy winiarscy będą zapraszani na degustacje win (obie sieci mają mnóstwo „własnych” etykiet win butelkowanych przez producentów specjalnie dla nich) tylko w dni „kwiatu” i „owocu”. Mistyka? Raczej nie. Każdy biodynamik odpowie, że wino to żywy organizm, który reaguje na fazy księżyca podobnie jak rośliny, czy ludzie. Ciekawe, czy handlowcy posuną się dalej i do każdej butelki dodawać będą szczegółowe instrukcje, kiedy najlepiej opróżnić jej zawartość.
Żeby przekonać się ile w tym wszystkim racji najlepiej kupić dwie butelki tego samego wina oraz kalendarz „Dni siewu” Marii Thun i spróbować – jednej w dzień „korzenia”, drugiej w dzień „kwiatu”. Jest wprawdzie mnóstwo innych czynników (zmęczenie, choroba, odmienne menu, stres, etc.), które mogą mieć wpływ na naszą percepcję wina w danym dniu, niemniej jakąś część prawdy o naszej podatności na wpływ księżyca poznamy. In vino veritas?
Od 50 lat najpopularniejszym kalendarzem biodynamicznym są „Dni siewu” Marii Thun. Na podstawie cyklu księżyca i gwiazd autorka dzieli kolejne doby na dni „owocu”, „kwiatu”, „korzenia” i „liścia”. Pierwsze dwa rodzaje dni mają jakoby sprzyjać, między innymi, doznawaniu pozytywnych wrażeń w czasie degustacji. W dni „korzenia” i „liścia” wino nie będzie nam raczej smakowało.
Całą sprawę można traktować z przymrużeniem oka, albo śmiertelnie poważnie. Nie można jednoznacznie stwierdzić, że wina robione przez biodynamików są lepsze od tych, które powstają w winiarniach „zwykłych”. Wielu krytyków biodynamiki utrzymuje, że to modna zagrywka marketingowa. Z drugiej strony znam wielu fenomenalnych winiarzy, którzy z pewnością nie wyglądają na czarodziejów, ani mistyków, ale drogą biodynamiki podążają, a ich wina po prostu znakomicie smakują, uprawy są zaś zrównoważone i zdrowe i obywają się bez interwencji sztucznych środków.
Jak dotąd, żaden z biodynamików nie odmówił mi natomiast degustacji swych win zasłaniając się kalendarzem lunarnym. Tymczasem... Media doniosły, że dwie wielkie sieci handlowe odpowiedzialne za sprzedaż ok. jednej trzeciej wszystkich win na rynku brytyjskim – Tesco i Marks & Spencer – zdecydowały się na ruch bez precedensu. Krytycy winiarscy będą zapraszani na degustacje win (obie sieci mają mnóstwo „własnych” etykiet win butelkowanych przez producentów specjalnie dla nich) tylko w dni „kwiatu” i „owocu”. Mistyka? Raczej nie. Każdy biodynamik odpowie, że wino to żywy organizm, który reaguje na fazy księżyca podobnie jak rośliny, czy ludzie. Ciekawe, czy handlowcy posuną się dalej i do każdej butelki dodawać będą szczegółowe instrukcje, kiedy najlepiej opróżnić jej zawartość.
Żeby przekonać się ile w tym wszystkim racji najlepiej kupić dwie butelki tego samego wina oraz kalendarz „Dni siewu” Marii Thun i spróbować – jednej w dzień „korzenia”, drugiej w dzień „kwiatu”. Jest wprawdzie mnóstwo innych czynników (zmęczenie, choroba, odmienne menu, stres, etc.), które mogą mieć wpływ na naszą percepcję wina w danym dniu, niemniej jakąś część prawdy o naszej podatności na wpływ księżyca poznamy. In vino veritas?