Czas na ciszę

Dodano:
W obliczu takiej tragedii wszystkie słowa wydają się niestosowne, albo za małe, zbyt płaskie albo zbyt napuszone.
Są takie chwile, których się nie zapomina i sytuacje, których wspomnienie pozostanie żywe. Sytuacje, którym towarzyszą tak silne emocje, że nawet po latach pamiętamy dokładnie, co czuliśmy, gdzie byliśmy, co robiliśmy w momencie, gdy to się działo. Ja dzisiaj miałam szczęście być jeszcze w Krakowie. Szczęście, bo taką tragedię o wiele silniej przeżywa się w Polsce, wśród bliskich i obcych, ale współrodaków. Czuje się wtedy bliskość z nawet obcymi ludźmi. Pod Wawelem, na mszy świętej zgromadziły się tłumy i tak, jak po śmierci Ojca Świętego, ludzie nie wstydzili się łez i nie istniały bariery pokoleniowe, pochodzeniowe czy polityczne.
Żal wszystkich, którzy zginęli i każdego z osobna, niezależnie od orientacji politycznej i stanowiska - pamiętajmy też o członkach załogi i oficerach BOR i osobach towarzyszących. Fakt, że oprócz Prezydenta i jego żony zginął szef sztabu generalnego i czołówka polskiej armii, niepokoi i przeraża tym bardziej, że nie tak przecież dawno temu w katastrofie lotniczej zginęła elita polskiego lotnictwa.
Podobnie, jak część z Państwa, znałam osobiście wiele z ofiar. Zdarzało mi się latać z Prezydentem w podróże zagraniczne. Najbliższych współpracowników Prezydenta spotykaliśmy w Brukseli, przy okazji szczytów. Dzisiaj sobie wspominam zwłaszcza konferencję prasową, po szczycie w Brukseli w czerwcu 2007 roku, na którym ustalano szczegóły, związane z traktatem lizbońskim. Prezydent po kilkunastogodzinnych, bardzo trudnych, negocjacjach pojawił się na konferencji koło czwartej nad ranem. My, dziennikarze padaliśmy ze zmęczenia, a Prezydent w naprawdę świetnej formie miał jedno z lepszych wystąpień medialnych...
Z grona tych wszystkich osób, które zginęły, chciałam wymienić zwłaszcza te, których śmierć jest szczególnie symboliczna - nie wspominam o Prezydencie Kaczyńskim i generale Gągorze bo to oczywiste. To ostatni prezydent Polski na uchodźstwie, Ryszard Kaczorowski. Jest w tym jakieś zrządzenie losu, że ten starszy pan, zamiast dokonać żywota wśród bliskich, zginął w drodze do miejsca, które było też symbolem całej jego generacji: wymordowanej lub zmuszonej do emigracji. To Anna Walentynowicz, której ostatnie lata nie szczędziły rozczarowań, a która dopisała bohaterskie zakończenie do swojego życia. To wreszcie Andrzej Przewoźnik, dzięki któremu polskie miejsca pamięci na Wschodzie zostały ocalone od zniszczenia i zapomnienia. Przez całe lata Przewoźnik upominał się nie tylko o Katyń, ale też m.in. cmentarz Orląt Lwowskich. W najbliższy wtorek miał na zaproszenie Bogusława Sonika otwierać w Parlamencie Europejskiem wystawę, poświęconą tragedii katyńskiej. I to jeszcze wreszcie członkowie rodzin katyńskich, którzy zginęli niemal w tym samym miejscu, co przed laty ich bliscy.
Teraz można i należy tylko współczuć rodzinom wszystkich ofiar, łączyć się w modlitwie i zastanawiać się, dlaczego lasy smoleńskie są tak tragiczne dla Polski i Polaków. Na analizy polityczne czas powinien przyjść po żałobie.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...