Sen o polskiej piłce II (sequel)

Dodano:
- Jasiu, Jasiu obudź się, nasz Miecio o Majstra gra – Wiesio od kilku minut gwałtownie potrząsał zmęczonym wieczorem kompanem. I rzeczywiście jak zwykle polscy kopacze pod koniec maja odprawiali ostatnie szychty przed zasłużonym urlopem.
- No patrz że, kurna, jak Miecio zasuwa, aż się spocił. Nie powinien tak się męczyć, w końcu z jego nadwagą, to może być niezdrowe – martwił się Miecio.

Coś dziwnego działo się z Mieciem. Zwykle przypominał żaglowiec. Dostojnie sunął po zielonej murawie. A teraz biegał jakby go szerszeń gonił. Przyjaciele z niepokojem wpatrzyli się w telewizor, przecierając przekrwione oczy.

- Co się dzieje? Chory czy coś? – zapytał Jasiu.

- Te już wiem – Mieciu trzasnął się w głowę -  którego dzisiaj mamy?... Maj się kończy, no pewnie to mu też ten kontrakt wygasa i kasiorka może się skończyć.

- O żesz Ty, to kto nam na piwko pożyczy? – Jasiu z Wiesiem aż zamarli z przerażenia. Bo Miecio swój chłop był, zawsze można było na niego liczyć. I wieczorkiem z piwkiem wpadł i szlugi zawsze przy sobie nosił. I to nie byle jakie zagraniczne. No i w potrzebie zawsze poratował.

A teraz kłopot, zespół Miecia ostatnio mniej wygrywał, a i jakieś pismaki się na niego uwzięły, że niby brzuch mu urósł.

- Mężczyzna ze szczyla się zrobił, to normalne, że trochę z przodu przybył – zawyrokował Wiesio.

- A pismaki dalej, że się nie przykłada na treningach i meczach, że trzeba go wyrzucić, bo już się nie nadaje i takie tam. To się Miecio przestraszył pewnie.

- Przecież nie mogą go wyrzucić, może i ma jakieś brzucho, ale za to kopnąć prosto umie, gdzie znajdą drugiego takiego w polskiej lidze? Jak się już taki jeden znajdzie to zaraz za granicę grzać ławę jedzie. Jakby tacy byli na zawołanie to Miecia dawno by już z klubu wyrzucili – powtórnie zawyrokował Wiesio.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...