Meksyk nad Wisłą
Dodano:
Niedawno poseł PiS Mariusz Kamiński stwierdził, że jeżeli wybory wygra Bronisław Komorowski, to Polska przemieni się w Meksyk. Bo w Meksyku była kiedyś partia, która „miała wszystko i pod pozorami demokracji rządziła przez 70 lat”. Otóż ja mam dokładnie odwrotną niż Kamiński nadzieję, że wreszcie cała władza przypadnie jednej partii czy koalicji.
„Dzisiaj prawdziwym zagrożeniem jest możliwość monopolu władzy przez PO. Będą mieli prezydenta, większość parlamentarną potrzebną do zmiany konstytucji, większość sejmików wojewódzkich, prezydentów największych miast. To trochę przypominałoby wariant meksykański” – straszył Kamiński w TOK FM. Z jego słów wynika, że grozi nam coś w rodzaju dyktatury. Oczami wyobraźni już widzę Tuska i Komorowskiego w ciemnych okularach, które zazwyczaj noszą południowoamerykańscy dyktatorzy. I Pawlaka, bo ma mundur. Co prawda jest to mundur pierwszego strażaka, ale zawsze.
A teraz zajmę się strzelistą myślą Kamińskiego na serio. Nie będę się nadmiernie znęcał, że już mieliśmy lata, w których cała władza należała do jednej formacji. Tak przecież było za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, gdy rządził potężny SLD do spółki z silnym PSL. I za prezydentury Lecha Kaczyńskiego, gdy rządził muskularny PiS ramię w ramię z Samoobroną i LPR. I jakoś wariant meksykański nie zaistniał, SLD i PiS nie przyhołubiły władzy na dziesięciolecia. Bo u nas partie zużywają się szybciej niż chińskie skarpetki, co zresztą świadczy o słabości polskiej demokracji.
Ale Kamiński dobrze wie, czym straszyć. Panuje u nas jakaś dziwaczna obawa przed oddaniem pełnej władzy w ręce jednej partii czy koalicji. W innych krajach wiadomo kto rządzi i kto ponosi pełną odpowiedzialność za skutki podejmowanych decyzji. W jednych jest to prezydent, w innych premier – i w tych ostatnich prezydent pełni rolę ładnego ozdobnika, jak brytyjska królowa. Do nielicznych wyjątków należy Francja z jej systemem kohabitacji, w którym prezydent i premier mogą pochodzić z innych partii ale jakoś ze sobą współpracują.
Otóż twórcy naszej Konstytucji próbowali skopiować model francuski. Tylko że kopia okazała się marna. Podzielenie władzy wykonawczej między urząd prezydenta i rząd spowodowało, że obydwa ośrodki kłócą się, który odpowiada za politykę zagraniczną czy siły zbrojne. Obydwa też wzajemnie blokują swoje działania. Rząd chce coś tam zreformować, ale prezydent reformę wetuje. Wtedy rząd oskarża prezydenta, że rzuca kłody pod nogi. A prezydent oskarża rząd, że mu podsyła ustawy do bani, które on musi wetować. I tak od lat w koło Macieju. Po prostu Meksyk, ale w znaczeniu: cyrk na kółkach.
Tę sytuację może zmienić przechwycenie pełni władzy przez jeden polityczny obóz. Będzie wtedy jasne, kto odpowiada za sytuację w kraju. I za rozpoczęcie prac nad liftingiem Konstytucji, czy też zupełnie jej nową wersją. Oczywiście wiem, że wyrażając te nadzieje mogę wyjść na osobnika naiwnego. Skoro już dwa razy mieliśmy sytuację, w których cała władza należała do jednego obozu a mimo tego system dwuwładzy przetrwał, to i za trzecim razem może tak być. Ale wtedy przynajmniej będę wiedział, kogo oskarżać o zaprzepaszczenie kolejnej szansy na zmianę Konstytucji.
A posła Kamińskiego proszę, aby tyle myślał, ile mówi. Jeszcze ze dwie takie wypowiedzi i sam wstąpię do grupy „Meksykańska fala w polskim Sejmie”, która buszuje na portalu Facebook. Jak sama nazwa wskazuje, ta licząca osiem tysięcy ludzi grupa domaga się, aby posłowie zrobili w Sejmie tzw. meksykańską falę... Muchas gracias, hasta luego.
A teraz zajmę się strzelistą myślą Kamińskiego na serio. Nie będę się nadmiernie znęcał, że już mieliśmy lata, w których cała władza należała do jednej formacji. Tak przecież było za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, gdy rządził potężny SLD do spółki z silnym PSL. I za prezydentury Lecha Kaczyńskiego, gdy rządził muskularny PiS ramię w ramię z Samoobroną i LPR. I jakoś wariant meksykański nie zaistniał, SLD i PiS nie przyhołubiły władzy na dziesięciolecia. Bo u nas partie zużywają się szybciej niż chińskie skarpetki, co zresztą świadczy o słabości polskiej demokracji.
Ale Kamiński dobrze wie, czym straszyć. Panuje u nas jakaś dziwaczna obawa przed oddaniem pełnej władzy w ręce jednej partii czy koalicji. W innych krajach wiadomo kto rządzi i kto ponosi pełną odpowiedzialność za skutki podejmowanych decyzji. W jednych jest to prezydent, w innych premier – i w tych ostatnich prezydent pełni rolę ładnego ozdobnika, jak brytyjska królowa. Do nielicznych wyjątków należy Francja z jej systemem kohabitacji, w którym prezydent i premier mogą pochodzić z innych partii ale jakoś ze sobą współpracują.
Otóż twórcy naszej Konstytucji próbowali skopiować model francuski. Tylko że kopia okazała się marna. Podzielenie władzy wykonawczej między urząd prezydenta i rząd spowodowało, że obydwa ośrodki kłócą się, który odpowiada za politykę zagraniczną czy siły zbrojne. Obydwa też wzajemnie blokują swoje działania. Rząd chce coś tam zreformować, ale prezydent reformę wetuje. Wtedy rząd oskarża prezydenta, że rzuca kłody pod nogi. A prezydent oskarża rząd, że mu podsyła ustawy do bani, które on musi wetować. I tak od lat w koło Macieju. Po prostu Meksyk, ale w znaczeniu: cyrk na kółkach.
Tę sytuację może zmienić przechwycenie pełni władzy przez jeden polityczny obóz. Będzie wtedy jasne, kto odpowiada za sytuację w kraju. I za rozpoczęcie prac nad liftingiem Konstytucji, czy też zupełnie jej nową wersją. Oczywiście wiem, że wyrażając te nadzieje mogę wyjść na osobnika naiwnego. Skoro już dwa razy mieliśmy sytuację, w których cała władza należała do jednego obozu a mimo tego system dwuwładzy przetrwał, to i za trzecim razem może tak być. Ale wtedy przynajmniej będę wiedział, kogo oskarżać o zaprzepaszczenie kolejnej szansy na zmianę Konstytucji.
A posła Kamińskiego proszę, aby tyle myślał, ile mówi. Jeszcze ze dwie takie wypowiedzi i sam wstąpię do grupy „Meksykańska fala w polskim Sejmie”, która buszuje na portalu Facebook. Jak sama nazwa wskazuje, ta licząca osiem tysięcy ludzi grupa domaga się, aby posłowie zrobili w Sejmie tzw. meksykańską falę... Muchas gracias, hasta luego.