Dostałem list od prezesa PiS
Dodano:
List podpisany przez Jarosława Kaczyńskiego wysłał mi wczoraj jeden z członków PiS. Nie był adresowany do mnie, ale znaczna jego część dotyczyła mediów. Dlatego biorę do siebie słowa prezesa PiS. Niniejszym chciałbym złożyć samokrytykę.
„(…) od czasu do czasu mamy do czynienia z momentami szczególnego natężenia skierowanych przeciwko nam akcji. Są to akcje o specyficznym charakterze, próbujące całkowicie nas zdezawuować, skłócić, podważyć pozycję kierownictwa partii, doprowadzić do kryzysu.” - pisze w liście Jarosław Kaczyński.
Jak każdy dziennikarz dorzuciłem do takich „akcji” swoje trzy grosze. Mea culpa. Prezes PiS wymienia kilka przykładów. Dzięki nim mogłem zrobić rachunek sumienia. Dla równowagi przytaczam też kilka dobrych (z punktu widzenia PiS) uczynków (czyli „akcji” uderzających w Platformę).
Grzech nr 1
„(...) po zwycięskich wyborach 2005 roku rozpętał się wobec nas atak, który Ryszard Legutko słusznie określił jako wściekliznę polityczną” - pisze w liście Jarosław Kaczyński.
Jeśli krytycyzm mediów wobec władzy określa się mianem ataku lub wścieklizny to przyznaję – atakowałem. Nie zawsze własnymi słowami. Miałem okazję zrobić pierwszy wywiad z Markiem Jurkiem, tuż po jego odejściu z PiS. Trudno oskarżyć Jurka o „wściekliznę polityczną”, a ostrych wobec PiS słów bynajmniej nie unikał.
Z drugiej strony - wściekły atak przeprowadziłem na Platformę z pomocą Andrzeja Olechowskiego. Jeden z trzech tenorów w wywiadzie powiedział po raz pierwszy, że przestaje rozumieć partię, którą zakładał.
Grzech nr 2
„Po przegranej w 2007 roku nadano ogromny rozgłos wystąpieniu z PiS grupy dysydentów i podtrzymywano go długo, uzyskując realne skutki w postaci spadku naszych sondaży.”- pisze Jarosław Kaczyński.
Nadawałem rozgłos grupie dysydentów. I podtrzymywałem go długo. Co więcej – w jednej z publikacji napisałem, że grupa dysydentów powiększy się o kolejnego posła.
Znacznie wcześniej szukałem dysydentów w szeregach Platformy, pytając w wywiadzie Donalda Tuska, kiedy wyrzuci z partii Jana Rokitę.
Grzech nr 3
„Gdy przeprowadziliśmy na początku 2009 roku zjazd programowy w Krakowie, próbowano go ośmieszyć, używając do tego Janusza Palikota i jego zapowiedzi udziału w nim. - pisze Jarosław Kaczyński.
Byłem na krakowskim kongresie. I rozglądałem się za Januszem Palikotem.
Byłem też na niejednym zjeździe Platformy. Z nie mniejszą ciekawością rozglądałbym się przykładowo za Nelly Rokitą, gdyby zapowiedziała swoją obecność.
Grzech nr 4
„(…) zaraz potem zaczęła się potężna kampania mająca skłócić i rozbić partię, wyolbrzymić spory, jakie miały miejsce na listach (skądinąd niewłaściwe i bardzo szkodliwe – powinniśmy z nich wyciągnąć wnioski na przyszłość), doprowadzić do głębokiego kryzysu.”- pisze Jarosław Kaczyński.
Poszkodowani posłowie PiS sami przychodzili do dziennikarzy na skargę. O walce o miejsca na listach słyszałem od kilku z nich. Jeden z prominentnych posłów PiS sam mnie zagadnął, by wyżalić się na partyjnych kolegów i kierownictwo. Przyznaje bez bicia, że zrobiłem z tych informacji użytek.
Dla równowagi - sporów doszukiwałem się i w rządzie, opisując konflikt Macieja Nowickiego z jego zastępcą, który się skończył odejściem Nowickiego z ministerstwa środowiska.
Niestety, nie są to wszystkie moje „grzechy”. Nie mogę też przyrzec poprawy i poprosić o rozgrzeszenie, bo nie widzę w nich niczego złego. Za to przepraszam najbardziej.
Grzegorz Łakomski
Jak każdy dziennikarz dorzuciłem do takich „akcji” swoje trzy grosze. Mea culpa. Prezes PiS wymienia kilka przykładów. Dzięki nim mogłem zrobić rachunek sumienia. Dla równowagi przytaczam też kilka dobrych (z punktu widzenia PiS) uczynków (czyli „akcji” uderzających w Platformę).
Grzech nr 1
„(...) po zwycięskich wyborach 2005 roku rozpętał się wobec nas atak, który Ryszard Legutko słusznie określił jako wściekliznę polityczną” - pisze w liście Jarosław Kaczyński.
Jeśli krytycyzm mediów wobec władzy określa się mianem ataku lub wścieklizny to przyznaję – atakowałem. Nie zawsze własnymi słowami. Miałem okazję zrobić pierwszy wywiad z Markiem Jurkiem, tuż po jego odejściu z PiS. Trudno oskarżyć Jurka o „wściekliznę polityczną”, a ostrych wobec PiS słów bynajmniej nie unikał.
Z drugiej strony - wściekły atak przeprowadziłem na Platformę z pomocą Andrzeja Olechowskiego. Jeden z trzech tenorów w wywiadzie powiedział po raz pierwszy, że przestaje rozumieć partię, którą zakładał.
Grzech nr 2
„Po przegranej w 2007 roku nadano ogromny rozgłos wystąpieniu z PiS grupy dysydentów i podtrzymywano go długo, uzyskując realne skutki w postaci spadku naszych sondaży.”- pisze Jarosław Kaczyński.
Nadawałem rozgłos grupie dysydentów. I podtrzymywałem go długo. Co więcej – w jednej z publikacji napisałem, że grupa dysydentów powiększy się o kolejnego posła.
Znacznie wcześniej szukałem dysydentów w szeregach Platformy, pytając w wywiadzie Donalda Tuska, kiedy wyrzuci z partii Jana Rokitę.
Grzech nr 3
„Gdy przeprowadziliśmy na początku 2009 roku zjazd programowy w Krakowie, próbowano go ośmieszyć, używając do tego Janusza Palikota i jego zapowiedzi udziału w nim. - pisze Jarosław Kaczyński.
Byłem na krakowskim kongresie. I rozglądałem się za Januszem Palikotem.
Byłem też na niejednym zjeździe Platformy. Z nie mniejszą ciekawością rozglądałbym się przykładowo za Nelly Rokitą, gdyby zapowiedziała swoją obecność.
Grzech nr 4
„(…) zaraz potem zaczęła się potężna kampania mająca skłócić i rozbić partię, wyolbrzymić spory, jakie miały miejsce na listach (skądinąd niewłaściwe i bardzo szkodliwe – powinniśmy z nich wyciągnąć wnioski na przyszłość), doprowadzić do głębokiego kryzysu.”- pisze Jarosław Kaczyński.
Poszkodowani posłowie PiS sami przychodzili do dziennikarzy na skargę. O walce o miejsca na listach słyszałem od kilku z nich. Jeden z prominentnych posłów PiS sam mnie zagadnął, by wyżalić się na partyjnych kolegów i kierownictwo. Przyznaje bez bicia, że zrobiłem z tych informacji użytek.
Dla równowagi - sporów doszukiwałem się i w rządzie, opisując konflikt Macieja Nowickiego z jego zastępcą, który się skończył odejściem Nowickiego z ministerstwa środowiska.
Niestety, nie są to wszystkie moje „grzechy”. Nie mogę też przyrzec poprawy i poprosić o rozgrzeszenie, bo nie widzę w nich niczego złego. Za to przepraszam najbardziej.
Grzegorz Łakomski