Pani Steinbach i konserwatyzm
Dodano:
Przypadek Eriki Steinbach przypomina w dużej mierze fenomen kilku polskich polityków z gatunku krzykaczy i skandalistów. I ich, i panią Steinbach, wykreowały media, nagłaśniając ich wypowiedzi i ich osoby w charakterze ciekawostki zoologicznej. Gdyby jednak na tym się tylko skończyło, pół biedy – pan Bóg ma wszak różnych lokatorów. Problem pojawia się wtedy, gdy opinie (krzywdzące dla choćby zdrowego rozsądku i prawdy) wypowiadane przez te osoby są nagłaśniane.
Przez kilka lat słyszałam od niemieckich kolegów, że Erika Steinbach znana jest jedynie w Polsce. W Niemczech nikt jej natomiast nie zna, a jeśli już ktoś o niej słyszał, to uznaje ją za nieszkodliwą, hałaśliwą polityczną celebrytkę. I jest w tym sporo prawdy, bo Steinbach nie należała do politycznego mainstreamu, a jej wypowiedzi i działalność trafiały głównie do (zbulwersowanych) polskich odbiorców. Po kilku latach jednak sytuacja się zmieniła. Trudno polityka, którego broni publicznie kanclerz Niemiec, a szef dyplomacji niemieckiej również publicznie krytykuje, nazwać „nieznanym i nieznaczącym”. Może i rzeczywiście Steinbach nie ma wielkiego znaczenia politycznego (aczkolwiek i to wzrosło w ciągu ostatnich lat), ma natomiast coraz większe znaczenie medialne. Dla Niemców nie jest już postacią anonimową. I dlatego wypowiadane przez nią opinie nie są już nieszkodliwymi bzdurami, ale groźnymi kłamstwami. Steinbach mówi to, co może i niektórzy myślą, ale nikt ze względu na dobre obyczaje i polityczną poprawność nie powie publicznie. Nie można wykluczyć, że po cichu część społeczeństwa niemieckiego się z nią zgadza, jej słowa padają na podatny grunt. Tym bardziej, że młode pokolenie Niemców nie jest już tak obarczone balastem wyrzutów sumienia i moralnej odpowiedzialności za II wojnę światową jak generacja wcześniejsza. Podobnie, jak i w innych krajach europejskich (także w Polsce) nie brak nieuków, którzy nie mają pojęcia o historii i gotowi są uwierzyć, że to Polska napadła na Niemcy, a Hitler był polskim antysemitą. I dla nich słowa Steinbach nie są niczym szokującym.
Niedobrze, że kanclerz Merkel, która wiele zrobiła, by dać się poznać jako jeden z lepszych europejskich polityków, stanęła w obronie Eriki Steinbach. Nie powinna szastać swoim autorytetem w tak wątpliwym celu. Jak należy reagować na panią Steinbach? Dżin został już uwolniony z butelki i jedyne, co pozostaje, to ignorowanie (o ile jest to możliwe) lub, gdy pewne granice są przekroczone, stanowcze odcinanie się od wypowiedzi Eriki Steinbach – ale to prośba raczej pod adresem dziennikarzy i polityków niemieckich. Przykład kilku polskich krzykaczy napawa mnie jednak pesymizmem, Steinbach może w końcu wejść do niemieckiego mainstreamu i zyskać pewną popularność.
Na marginesie, ciekawie zabrzmiała wypowiedź szefowej Związku Wypędzonych na temat partii konserwatywnej. Pani Steinbach opowiada się za stworzeniem nowej niemieckiej partii, która będzie bardziej na prawo niż CDU (zasililiby ją zresztą politycy z konserwatywnego skrzydła CDU), lecz nie będzie miała nic wspólnego ze skrajną prawicą. Powołuje się przy tym na przykład innych krajów, gdzie partie o takim profilu istnieją. Na forum Parlamentu Europejskiego klubem, który je gromadzi jest frakcja Konserwatystów i Reformatorów. Jest to zatem logiczna dosyć wypowiedź. Pytanie, co według pani Steinbach jest wyznacznikiem konserwatywnego światopoglądu? Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie są to konserwatywne wartości etyczne i obyczajowe, lecz np. stosunek do problemu imigrantów i relatywizacja polityki historycznej. A to już budzi niepokój.
Niedobrze, że kanclerz Merkel, która wiele zrobiła, by dać się poznać jako jeden z lepszych europejskich polityków, stanęła w obronie Eriki Steinbach. Nie powinna szastać swoim autorytetem w tak wątpliwym celu. Jak należy reagować na panią Steinbach? Dżin został już uwolniony z butelki i jedyne, co pozostaje, to ignorowanie (o ile jest to możliwe) lub, gdy pewne granice są przekroczone, stanowcze odcinanie się od wypowiedzi Eriki Steinbach – ale to prośba raczej pod adresem dziennikarzy i polityków niemieckich. Przykład kilku polskich krzykaczy napawa mnie jednak pesymizmem, Steinbach może w końcu wejść do niemieckiego mainstreamu i zyskać pewną popularność.
Na marginesie, ciekawie zabrzmiała wypowiedź szefowej Związku Wypędzonych na temat partii konserwatywnej. Pani Steinbach opowiada się za stworzeniem nowej niemieckiej partii, która będzie bardziej na prawo niż CDU (zasililiby ją zresztą politycy z konserwatywnego skrzydła CDU), lecz nie będzie miała nic wspólnego ze skrajną prawicą. Powołuje się przy tym na przykład innych krajów, gdzie partie o takim profilu istnieją. Na forum Parlamentu Europejskiego klubem, który je gromadzi jest frakcja Konserwatystów i Reformatorów. Jest to zatem logiczna dosyć wypowiedź. Pytanie, co według pani Steinbach jest wyznacznikiem konserwatywnego światopoglądu? Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie są to konserwatywne wartości etyczne i obyczajowe, lecz np. stosunek do problemu imigrantów i relatywizacja polityki historycznej. A to już budzi niepokój.