Odlegli sąsiedzi
Dodano:
Chociaż Litwa, Łotwa, Estonia czy Węgry to nasze najbliższe sąsiedztwo, Polska zdaje się to ignorować i przyjaciół szuka daleko – głównie w Waszyngtonie i Brukseli.
Na ten problem uwagę zwrócili mi podczas pobytu w Kownie tamtejsi eksperci od polityki międzynarodowej. Zapytali mnie otwarcie – ile u Was mówi się o Litwie? Śledząc polskie media – bez różnicy czy będzie to prasa, telewizja czy radio – można dojść do przekonania, że Litwini, Łotysze, Estończycy, Białorusini, Ukraińcy i Węgrzy mieszkają na innym kontynencie, gdzieś obok Australijczyków. Tyle samo co mieszkańcy Antypodów mają uwagi w polskich środkach masowego przekazu – czyli praktycznie zero za wyjątkiem sytuacji niecodziennych. A przecież to nasza najbliższa zagranica, która domaga się uwagi i często w naszym kraju widzi oparcie. Bez wzajemności – wolimy interesować się śnieżycą w Stanach Zjednoczonych czy Carlą Bruni we Francji, ale nie sąsiadami.
W krajach tych, na Litwie w szczególności, wiele mówi się o Polsce. Przynajmniej na tle Europy Zachodniej, o Stanach Zjednoczonych nie wspominając. Eksperci wypowiadają się o naszej polityce, komentują sytuację wewnętrzną i działalność na arenie międzynarodowej. Rząd litewski oficjalnie mówi o partnerstwie strategicznym z Polską. Czy jednak nad Wisłą ktoś o tym słyszał? Komentatorzy i politycy marnują czas na błahe i nieistotne sprawy, jak choćby mityczne już wizy do Stanów Zjednoczonych. W konsekwencji ignorujemy naszych mniejszych sąsiadów przypominając sobie o nich, gdy jest jakaś potrzeba – głównie, gdy na forum Unii Europejskiej trzeba zrobić front za czymś lub przeciwko czemuś. To najprostsza droga, by państwa te z czasem utraciły nadzieję na lepsze relacje i przychyliły się do opinii niektórych komentatorów, przyrównujących działania polskiego rządu w stosunku do nich do działań Rosji.
W ten sposób sami pozbawiamy się szansy bycia unijnym adwokatem małych państw regionu, swoistym regionalnym liderem i wysłannikiem Unii Europejskiej w relacjach Wschód – Zachód. Oczywiście, taka polityka nie jest łatwa, co pokazuje szereg wydarzeń – niepowodzenia w kwestii Gruzji, klęska wspieranej przez Polskę „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie i pomysł, by państwo to weszło do NATO. Nie zawsze dobrze układają się relacje z Białorusią. Ale to nie powód, by pomysł ten porzucać – taka polityka wymaga cierpliwości. Świadczy o tym wieloletni wysiłek państw skandynawskich, by zbliżyć swoich sąsiadów do Unii Europejskiej. Polska jako jedno z nielicznych państw ma potencjał do przewodzenia. Litwa, Estonia, Łotwa czy Węgry mają więcej geostrategicznych, politycznych i gospodarczych interesów z Polską niż z Niemcami, Francją czy Wielką Brytanią. Wyciągnięcie ręki i wzmocnienie relacji zwiększy prawdopodobieństwo, że państwa starając się przeforsować jakąś sprawą na forum Unii Europejskiej poproszą nas o pomoc.
W ostatnich miesiącach tylko raz wsparliśmy naszych wschodnich partnerów. To między innymi dzięki Polsce NATO zajęło się kwestią stworzenia planów obronnych Litwy, Łotwy i Estonii. Przez sześć długich lat decydenci z Brukseli woleli wstrzymywać się od podejmowania decyzji. A niecierpliwość republik rosła – także i Polski, która prawdopodobnie ciągle nie ma pełnego i kompleksowego planu awaryjnego. W wyniku działania polskich władz sprawa ruszyła do przodu – plany obronne mają powstać.
Szeroko pojmowani „sąsiedzi” Polski duże nadzieje wiązali z prezydentem Lechem Kaczyńskim, który starał się prowadzić aktywną politykę wschodnią (Ukraina, Gruzja, Mołdawia). Po jego śmierci i zawirowaniach na szczytach władzy teraz nadzieją obdarzono prezydenta Bronisława Komorowskiego. Nie dlatego, że dał się poznać jako zwolennik większej aktywności na kierunku wschodnim, ale dlatego, że małe państwa Europy Środkowo-Wschodniej będą wspierać każdego, kto może sprawić, że Polska stanie się ich pewnym przyjacielem i oparciem.
W krajach tych, na Litwie w szczególności, wiele mówi się o Polsce. Przynajmniej na tle Europy Zachodniej, o Stanach Zjednoczonych nie wspominając. Eksperci wypowiadają się o naszej polityce, komentują sytuację wewnętrzną i działalność na arenie międzynarodowej. Rząd litewski oficjalnie mówi o partnerstwie strategicznym z Polską. Czy jednak nad Wisłą ktoś o tym słyszał? Komentatorzy i politycy marnują czas na błahe i nieistotne sprawy, jak choćby mityczne już wizy do Stanów Zjednoczonych. W konsekwencji ignorujemy naszych mniejszych sąsiadów przypominając sobie o nich, gdy jest jakaś potrzeba – głównie, gdy na forum Unii Europejskiej trzeba zrobić front za czymś lub przeciwko czemuś. To najprostsza droga, by państwa te z czasem utraciły nadzieję na lepsze relacje i przychyliły się do opinii niektórych komentatorów, przyrównujących działania polskiego rządu w stosunku do nich do działań Rosji.
W ten sposób sami pozbawiamy się szansy bycia unijnym adwokatem małych państw regionu, swoistym regionalnym liderem i wysłannikiem Unii Europejskiej w relacjach Wschód – Zachód. Oczywiście, taka polityka nie jest łatwa, co pokazuje szereg wydarzeń – niepowodzenia w kwestii Gruzji, klęska wspieranej przez Polskę „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie i pomysł, by państwo to weszło do NATO. Nie zawsze dobrze układają się relacje z Białorusią. Ale to nie powód, by pomysł ten porzucać – taka polityka wymaga cierpliwości. Świadczy o tym wieloletni wysiłek państw skandynawskich, by zbliżyć swoich sąsiadów do Unii Europejskiej. Polska jako jedno z nielicznych państw ma potencjał do przewodzenia. Litwa, Estonia, Łotwa czy Węgry mają więcej geostrategicznych, politycznych i gospodarczych interesów z Polską niż z Niemcami, Francją czy Wielką Brytanią. Wyciągnięcie ręki i wzmocnienie relacji zwiększy prawdopodobieństwo, że państwa starając się przeforsować jakąś sprawą na forum Unii Europejskiej poproszą nas o pomoc.
W ostatnich miesiącach tylko raz wsparliśmy naszych wschodnich partnerów. To między innymi dzięki Polsce NATO zajęło się kwestią stworzenia planów obronnych Litwy, Łotwy i Estonii. Przez sześć długich lat decydenci z Brukseli woleli wstrzymywać się od podejmowania decyzji. A niecierpliwość republik rosła – także i Polski, która prawdopodobnie ciągle nie ma pełnego i kompleksowego planu awaryjnego. W wyniku działania polskich władz sprawa ruszyła do przodu – plany obronne mają powstać.
Szeroko pojmowani „sąsiedzi” Polski duże nadzieje wiązali z prezydentem Lechem Kaczyńskim, który starał się prowadzić aktywną politykę wschodnią (Ukraina, Gruzja, Mołdawia). Po jego śmierci i zawirowaniach na szczytach władzy teraz nadzieją obdarzono prezydenta Bronisława Komorowskiego. Nie dlatego, że dał się poznać jako zwolennik większej aktywności na kierunku wschodnim, ale dlatego, że małe państwa Europy Środkowo-Wschodniej będą wspierać każdego, kto może sprawić, że Polska stanie się ich pewnym przyjacielem i oparciem.