Jak redaktor Kawiński gola Realowi strzelił

Dodano:
Tak właśnie było. Strzeliłem gola Realowi Madryt. Jako czołowy strzelec Czerwonych Diabłów. Nie podoba się komuś? Jego problem – a ja wiem, że strzeliłem gola Ikerowi Casillasowi. Nie, nie przyśniło mi się to. Nie byłem pod wpływem substancji psychoaktywnych. Nie zająłem się pisaniem literatury sci-fi. Po prostu w grze FIFA 12 wszystko jest możliwe.
A było to tak:

Wybrałem jedną z trzech dostępnych w grze ścieżek (mamy do wyboru: karierę managera klubu, zawodnika i mieszaną): karierę zawodnika. W świecie futbolu pojawił się dzięki temu Maciej Kawiński. 171 cm wzrostu, 85 kg wagi, bierze dwieście na klatę, jest szybszy od Usaina Bolta i zwinniejszy niż łasica. Zawodnik doskonały. Pozycja – snajper. Przynależność klubowa – Manchester United. Gwiazdor Kawiński już na testach zademonstrował niezwykłe umiejętności strzeleckie. Kawiński to piłkarz co się zowie – wykańcza akcje celnym trafieniem, wspiera swoich kolegów z formacji defensywnej, znakomicie rozgrywa i – last but not east - widzi wszystko na boisku.

Nic dziwnego więc, że Maciej Kawiński, lat 24, narodowości polskiej, został bardzo szybko podstawowym zawodnikiem drużyny z Old Traford. Sezon rozpoczął znakomicie. Kilka goli w derbach z Manchesterem City. Potem było tylko lepiej, chociaż niestety bramkom towarzyszyły też często żółte i czerwone kartki. Wiecie, jak to jest – emocje. I jakoś się potoczyło. Aż do finału Ligi Mistrzów. Na Czerwone Diabły czekał Real Madryt.

Postanowiłem uczynić to wydarzenie wyjątkowym. Ustawiłem najwyższy poziom trudności i znacznie zwiększyłem czas trwania połowy. To już nie była kilkuminutowa potyczka, ale regularna wojna. Kontroler grzał się w moich dłoniach, gałki sterujące omal nie wyleciały z orbit, wszystkie mięśnie utrzymywały stan napięcia.

Mecz był ciężki, a przeciwnik w wyjątkowo dobrej formie. Cristiano Ronaldo i Kaka nie dawali mi spokoju. Piłkę odbierali mi Pepe i Sergio Ramos. Ale tej jednej akcji nie powstrzymali. Bramkarz Realu wybił piłkę dalekim wykopem. Przechwycił ją Evra. Podał do Giggsa. Ten przelobował piłkarza drużyny przeciwnej. Piłka zatrzymała się na wysokości pola bramkowego Ikera Casillasa. Obrońcy ruszyli. Ale szybszy był Javier Hernandez, który sprytnie dośrodkował. Piłka znalazła się prawym rogu pola karnego, tuż przy nodze Kawińskiego. Przy mojej nodze. O Jezu! Co robić? Strzelać? Kiwać? Podać? No dobra. Raz kozie śmierć. Zamach. Silny strzał po ziemi. Gol! Nie! Słupek. Co się dzieje? Gdzie piłka? Jest. Ma ją Rooney. Nie ma jak strzelić. Podaje. Piłkę przejął Kawiński. 20 metrów do bramki. Zbliżają się Królewscy. Strzelam! Mocno. Precyzyjnie. Gol!!! Gol!!! Gol!!! Piękny gol. Prosto w okienko. Bramkarz nie mógł nic poradzić. Czerwone Diabły się cieszą. Kawiński szaleje. Szkoda tylko, że to dopiero czwarta bramka dla Manchesteru a Real ma ich w tym samym momencie pięć. Sędzia chwilę później odgwizduje koniec spotkania. Tym razem się nie udało.

Czy warto zagrać w FIFĘ 12, żeby przeżyć takie chwile? Warto. Niestety, najnowsza edycja kultowej gry to także cała masa błędów i niedociągnięć. Sama oprawa gry jest znakomita. Nie ma się do czego przyczepić - są tryby kariery, multiplayer, świetna grafika (kapitalnie oddane twarze i sylwetki zawodników), oddająca klimat muzyka. Ale o pomstę do nieba woła sterowanie. W porównaniu z poprzednimi edycjami gry Electronic Arts dodało tzw. taktyczną obronę, która zmusza gracza do zachowania szczególnego skupienia, gdyż odebranie piłki zawodnikowi nie jest już takie proste. Nie wystarczy trzymać jeden przycisk. Teraz musimy postarać się o właściwy dystans do zawodnika z piłką, by drugim przyciskiem spróbować odebrać mu futbolówkę. Wydaje się proste, ale w praktyce trzeba się nieźle nagimnastykować, co może odebrać przyjemność z gry.

Tak samo jest z tzw. podwójnym kryciem. Przy pomocy prawego bumpera w XBOX czy R1 w PS3 przeciwnika może blokować zawodnik naszej drużyny, którym aktualnie nie sterujemy. W praktyce można sobie przy tym wyłamać palce, a sztuczka ta jest na tyle nieskuteczna, że nie korzystałem z niej zbyt często.

Na pewno FIFA 12 to spora dawka realizmu. Zawodnicy zachowują się jak żywi. Realistyczne jest też tempo gry, siła strzałów, zachowania zawodników po faulu, a także tryb współpracy pomiędzy zawodnikami. Ale zdarzają się fatalne błędy, które wielu graczom dostarczą niemiłych doznań. Zresztą, zobaczcie sami:



Mimo tych wszystkich niedociągnięć FIFA 12 to najlepsza gra tego typu na rynku. Pro Evolution Soccer został daleko w tyle. Chociaż najnowsze rozwiązania nie są jeszcze dopracowane, a wręcz mogą irytować, kierunek rozwoju jest dobry. Czekając na lepsze stawiam więc grze FIFA 12 słabą czwórkę – żeby jej autorzy nie osiedli na laurach.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...