Umiesz liczyć? Licz na siebie!
Dodano:
"Koktajle Mołotwa i gaz na ulicach Aten", "Cała Hiszpania zaprotestuje przeciwko rządowej reformie", "Jeśli Grecja nie spłaci długów, upadnie system bankowy" - od dłuższego czasu tytuły newsów i artykułów o tematyce gospodarczej dotyczą wyłącznie strajków, kryzysu zadłużeniowego, resuscytacji strefy euro i innych kwestii dotyczące kondycji tzw. światowej gospodarki. Zgoda, takie tytuły przyciągają, poruszane problemy są istotne, ale ograniczanie ekonomii głównie do sfery makro bez wątpienia fałszuje obraz sytuacji. Rząd traci kontrolę nad jakimiś niezrozumiałymi dla nikogo wskaźnikami, stosunek czegoś do czegoś przekroczył dopuszczalne granice, nawet inflacja jest dla przeciętnego zjadacza chleba zjawiskiem dość abstrakcyjnym. Tymczasem ekonomia w żadnym wypadku nie jest nauką oderwaną od rzeczywistości.
Złośliwi mawiają (często, niestety, mają rację), że ekonomista to ktoś kto potrafi wytłumaczyć dlaczego jego wczorajsze prognozy dziś się nie sprawdziły. Nierzadko sprawdza się też stary, dobry kawał, że dwóch ekonomistów zgadza się tylko co do tego, że trzeci nie ma racji. Mimo to decyzje i opinie ekonomistów w realny sposób wpływają na to, jak prowadzona jest polityka gospodarcza kraju, a pośrednio również na to jaki jest np. poziom inwestycji. W pewnym stopniu od ekonomistów zależy więc poziom naszego życia. Proszę jednak nie odnosić mylnego wrażenia, że dobrobyt jest efektem zapisów w rządowych notatkach. W sprawnie działającej gospodarce rynkowej to zachowania pojedynczych graczy mają kluczowe znaczenie dla tego, czy Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej. I tak schodzimy do skali mikro.
Ekonomia pierwotnie oznaczała reguły zarządzania gospodarstwem domowym (z greckiego oikos – dom i nomos – prawo, reguła). Najważniejsze były decyzje i aktywność gospodarcza poszczególnych osób i rodzin. Dodajcie do tego przedsiębiorstwa prywatne a otrzymacie prawdziwe oblicze gospodarki. Banał? Być może. Ale w całym "pokryzysowym szumie" łatwo o tym zapomnieć.
Nieważne jest więc ile planów oszczędnościowych Grecja wprowadzi na siłę, przyjmując na klatę kolejne koktajle Mołotowa społecznego niezadowolenia. Chwilowe przygaszenie pożaru nie zagwarantuje długoterminowego bezpieczeństwa, jeśli wciąż będziemy chodzić z papierosem po magazynie pełnym łatwopalnych substancji. Oczywiście, rządy nie są bez winy, ale Grecy, Hiszpanie, Włosi czy inne państwa na skraju bankructwa nie wyjdą z kłopotów, jeśli nie zmieni się mentalność ich mieszkańców. I to nie tylko w kwestii płacenia podatków, ale przede wszystkim pod względem prywatnej przedsiębiorczości i pracowitości. Gospodarka nie tworzy się sama, a PKB nie rośnie od wypisywania czeków bez pokrycia. Krótko mówiąc - picie kawy nie wystarczy.
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Szczególnie w czasach, gdy przedsiębiorcy redukują etaty i obniżają pensje. Średnia motywacja do działania? Wręcz przeciwnie. I tu przechodzimy do meritum - inicjatywy, która była przyczynkiem do napisania niniejszego komentarza.
Jeśli zwiększająca się liczba obowiązków w pracy nie pociąga za sobą zadowalającego (no dobra, chociażby "sprawiedliwego") wzrostu pensji - załóżcie własną firmę. Nie macie kapitału początkowego i nie wiecie czy wasz pomysł się przyjmie? Zajrzyjcie na stronę www.kickstarter.com lub na polskie odpowiedniki (PolakPotrafi.pl, GoBeez.pl, itd.). Sami oceńcie coraz modniejszą ideę tzw. crowdfundingu, czyli finansowania społecznościowego. O co chodzi? Jak zwykle o kasę. Ale nie tylko. Wymienione strony to platformy internetowe, które pomagają skojarzyć kreatywnych twórców z osobami posiadającymi wolne środki. Dzięki temu garażowy wynalazca, który wpadł na genialny pomysł, nie musi się już użerać z wielkimi koncernami, które w zamian za zaangażowanie finansowe najprawdopodobniej przejmą również prawa patentowe, prawa do udziału w zyskach i prawa do kształtowania strategii dalszego rozwoju. Tymczasem na wspomnianych wyżej platformach internetowych wystarczy, że człowiek z pomysłem przedstawi swój projekt w intrygujący sposób, rozreklamuje go wśród znajomych i zagwarantuje atrakcyjne "nagrody". Osoba, która popiera daną inicjatywę (np. niebrudzące się okulary), przekazuje na jej rozwój określoną sumę, za którą otrzyma np. darmową parę innowacyjnych szkieł. Z kolei internauta, który pomoże w zakupie gitary dla nowo tworzonego zespołu rockowego, może np. otrzymać bilety na pierwszy koncert lub umieścić logo swojej firmy na koszulkach młodych artystów.
Zanim do tego dojdzie, pomysłodawca musi zebrać określone (przez niego) środki w określonym czasie. To najłatwiejszy sposób sprawdzenia atrakcyjności projektu - przy czym, czas trwania internetowych zbiórek najczęściej jest ustalony w regulaminie poszczególnych serwisów. Jeśli ktoś zadeklaruje poparcie dla projektu, któremu nie udało się "obronić" dzięki zebraniu odpowiedniej ilości środków - wówczas pieniądze są mu po prostu zwracane.
Sam portal zarabia na obsłudze płatności - najczęściej inkasując prowizję od pomyślnie zakończonej zbiórki. Projekty są naprawdę różne - często nieźle zwariowane. Polecam historię Scotta Wilsona, a także statystyki samego Kickstartera. Sprawdźcie jeśli chcecie pomóc początkującym przedsiębiorcom, a tym bardziej jeśli chcecie do nich dołączyć.
Śmiało - bądźmy przedsiębiorczy!
Ekonomia pierwotnie oznaczała reguły zarządzania gospodarstwem domowym (z greckiego oikos – dom i nomos – prawo, reguła). Najważniejsze były decyzje i aktywność gospodarcza poszczególnych osób i rodzin. Dodajcie do tego przedsiębiorstwa prywatne a otrzymacie prawdziwe oblicze gospodarki. Banał? Być może. Ale w całym "pokryzysowym szumie" łatwo o tym zapomnieć.
Nieważne jest więc ile planów oszczędnościowych Grecja wprowadzi na siłę, przyjmując na klatę kolejne koktajle Mołotowa społecznego niezadowolenia. Chwilowe przygaszenie pożaru nie zagwarantuje długoterminowego bezpieczeństwa, jeśli wciąż będziemy chodzić z papierosem po magazynie pełnym łatwopalnych substancji. Oczywiście, rządy nie są bez winy, ale Grecy, Hiszpanie, Włosi czy inne państwa na skraju bankructwa nie wyjdą z kłopotów, jeśli nie zmieni się mentalność ich mieszkańców. I to nie tylko w kwestii płacenia podatków, ale przede wszystkim pod względem prywatnej przedsiębiorczości i pracowitości. Gospodarka nie tworzy się sama, a PKB nie rośnie od wypisywania czeków bez pokrycia. Krótko mówiąc - picie kawy nie wystarczy.
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Szczególnie w czasach, gdy przedsiębiorcy redukują etaty i obniżają pensje. Średnia motywacja do działania? Wręcz przeciwnie. I tu przechodzimy do meritum - inicjatywy, która była przyczynkiem do napisania niniejszego komentarza.
Jeśli zwiększająca się liczba obowiązków w pracy nie pociąga za sobą zadowalającego (no dobra, chociażby "sprawiedliwego") wzrostu pensji - załóżcie własną firmę. Nie macie kapitału początkowego i nie wiecie czy wasz pomysł się przyjmie? Zajrzyjcie na stronę www.kickstarter.com lub na polskie odpowiedniki (PolakPotrafi.pl, GoBeez.pl, itd.). Sami oceńcie coraz modniejszą ideę tzw. crowdfundingu, czyli finansowania społecznościowego. O co chodzi? Jak zwykle o kasę. Ale nie tylko. Wymienione strony to platformy internetowe, które pomagają skojarzyć kreatywnych twórców z osobami posiadającymi wolne środki. Dzięki temu garażowy wynalazca, który wpadł na genialny pomysł, nie musi się już użerać z wielkimi koncernami, które w zamian za zaangażowanie finansowe najprawdopodobniej przejmą również prawa patentowe, prawa do udziału w zyskach i prawa do kształtowania strategii dalszego rozwoju. Tymczasem na wspomnianych wyżej platformach internetowych wystarczy, że człowiek z pomysłem przedstawi swój projekt w intrygujący sposób, rozreklamuje go wśród znajomych i zagwarantuje atrakcyjne "nagrody". Osoba, która popiera daną inicjatywę (np. niebrudzące się okulary), przekazuje na jej rozwój określoną sumę, za którą otrzyma np. darmową parę innowacyjnych szkieł. Z kolei internauta, który pomoże w zakupie gitary dla nowo tworzonego zespołu rockowego, może np. otrzymać bilety na pierwszy koncert lub umieścić logo swojej firmy na koszulkach młodych artystów.
Zanim do tego dojdzie, pomysłodawca musi zebrać określone (przez niego) środki w określonym czasie. To najłatwiejszy sposób sprawdzenia atrakcyjności projektu - przy czym, czas trwania internetowych zbiórek najczęściej jest ustalony w regulaminie poszczególnych serwisów. Jeśli ktoś zadeklaruje poparcie dla projektu, któremu nie udało się "obronić" dzięki zebraniu odpowiedniej ilości środków - wówczas pieniądze są mu po prostu zwracane.
Sam portal zarabia na obsłudze płatności - najczęściej inkasując prowizję od pomyślnie zakończonej zbiórki. Projekty są naprawdę różne - często nieźle zwariowane. Polecam historię Scotta Wilsona, a także statystyki samego Kickstartera. Sprawdźcie jeśli chcecie pomóc początkującym przedsiębiorcom, a tym bardziej jeśli chcecie do nich dołączyć.
Śmiało - bądźmy przedsiębiorczy!