Co Nigel Farage powiedziałby o Romney’u i Santorumie?

Dodano:
Europoseł, a zarazem eurosceptyk Nigel Farage, lubi wyrażać swój entuzjazm wobec UE poprzez porównywanie Unii Europejskiej do Związku Radzieckiego, a strefy euro do „ekonomicznego więzienia”. Czasami pozwala sobie na nieco bardziej osobiste uwagi i wtedy nazywa przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana von Rompuya „człowiekiem o charyzmie ofiary losu”, a naszego premiera Donalda Tuska - „oderwanym od rzeczywistości marzycielem”. Ja jednak jestem ciekawa, co Farage miałby do powiedzenia na temat charyzmy i poczucia rzeczywistości kandydatów Partii Republikańskiej walczących w prawyborach o prawo do stawienia czoła Barackowi Obamie. Obawiam się, że ani Romney, ani Santorum, ani Gingrich nie usłyszeliby od brytyjskiego europosła zbyt wielu ciepłych słów.
W zeszłym tygodniu Amerykanie mogli emocjonować się przebiegiem tzw. Super Wtorku. Jest to dzień, w którym prawybory organizowane są w kilkunastu stanach, w związku z czym walczący o partyjną nominację kandydaci w ciągu 24 godzin mogą zapewnić sobie zwycięstwo – lub wszystko stracić. W 2000 roku w Super Wtorek głosowano w szesnastu stanach, a w 2008 roku – aż w dwudziestu czterech. Tym razem jednak Super Wtorek objął tylko 10 stanów – podobnie było w 2004 roku, ale wtedy miesiąc wcześniej zorganizowano Mini Super Wtorek w czasie którego w prawyborach wzięli udział wyborcy z siedmiu stanów. W tym roku Mini Super Wtorku nie było, a okrojony do dziesięciu stanów właściwy Super Wtorek nie dostarczył republikańskim wyborcom spodziewanych emocji. Teoretycznie republikańscy wyborcy mieli 6 marca dowiedzieć się wreszcie, który z polityków tej partii będzie najprawdopodobniej rywalizował w jesiennych wyborach prezydenckich z Barackiem Obamą – ale zamiast tego dowiedzieli się jedynie, że w tym roku Republikanie nie mają dobrego kandydata na prezydenta, a jeśli go mają, to z powodzeniem ukrywają go przed opinią publiczną.

W republikańskich prawyborach wciąż prowadzi uznawany za faworyta do nominacji były gubernator Massachusetts Mitt Romney, który może liczyć na głosy ponad dwa razy większej liczby delegatów niż drugi w kolejności Rick Santorum, jednak nie sposób nie zauważyć, że większość wielkich zwycięstw współzałożyciela Bain Capital przypadła na stany, które w jesiennych wyborach raczej poprą Demokratów (wyjątkiem jest prestiżowa wygrana Romney’a na Florydzie). Co więcej - Romney nie zachwycił sobą stanów Środkowego Zachodu - w Michigan wygrał o włos, mimo że jego ojciec był tam bardzo popularnym i szanowanym gubernatorem. Słaby wynik Romneya może mieć związek z tym, że republikański polityk na dowód swojego poparcia dla zlokalizowanego w Michigan przemysłu samochodowego wyliczył posiadane przez siebie auta (naturalnie amerykańskie!) i nadmienił, że jego żona też „jeździ paroma Cadillacami”, co nie mogło zachwycić wyborców w czasach gdy widmo wielkiego kryzysu wciąż krąży nad USA. W konserwatywnych stanach południowych były gubernator także nie radzi sobie najlepiej. Na południu swoje przyczółki mają jego konkurenci - Rick Santorum i Newt Gingrich. Gingrich, a przede wszystkim Santorum, z ich ultraprawicowymi poglądami na kwestie społeczne, są wymarzonymi rywalami dla Baracka Obamy. Gdyby któryś z nich pokonał Romney’a, wówczas Obama w czasie kampanii prezydenckiej na pewno zachęcałby swojego rywala do podzielenia się z Amerykanami poglądami na temat aborcji i antykoncepcji, co pozwoliłyby odciągnąć uwagę od niewygodnych dla obecnego prezydenta USA tematów (bezrobocie!). Czwartym do brydża w republikańskich prawyborach jest Ron Paul - człowiek, który być może trafia ze swoim przekazem do wyborców, gardzących politycznym mainstreamem, ale ci – jak się łatwo domyślić – nie stanowią większości.

Kiedy patrzy się na potencjalnych rywali Obamy trudno nie przyznać racji tym, którzy twierdzą, że w tym roku Grand Old Party zwyczajnie nie chce wygrać wyborów prezydenckich. Mój przyjaciel ze Stanów Zjednoczonych wielokrotnie dziwił się, dlaczego Partia Republikańska nie podchwyci hasła Obamy z poprzednich wyborów „Change We Need” – i nie doda, że zmianę zacząć trzeba od prezydenta. Barack Obama jest co prawda silnym kandydatem i ma duże szanse na reelekcję, ale nie jest niezniszczalny. Ktoś z charyzmą i wiedzą na temat gospodarki, byłby w stanie wygrać z obecnym prezydentem, który nie do końca poradził sobie ze skutkami kryzysu ekonomicznego. Tym kimś z całą pewnością nie jest jednak ani Mitt Romney o „charyzmie ofiary losu”, ani „oderwany od rzeczywistości marzyciel” Rick Santorum.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...