Polska przestanie istnieć po Euro 2012
Dodano:
Tytuł, drodzy czytelnicy, można rozumieć dwojako. Pierwsze skojarzenie jakie się nasuwa, to wizja totalnego fucked-upu związanego z Euro 2012.
Widzicie to oczyma wyobraźni? Infrastruktura nawala. Niemcy nie wiedzą jak poruszać się po popękanych autostradach i zszokowani porzucają swoje Volva i BMW na poboczach dróg, by z tobołkami zwieszonymi z kijów na stadiony dostać się piechotą. Francuzi do pociągów wchodzą wyłącznie przez okna. Skandynawowie do pociągów w ogóle nie wchodzą, bo myślą, że wszystkie są towarowe. Baza noclegowa jak w pięciogwiazdkowych hotelach w Tunezji. Dwa tysiące euro za dobę w motelu, w którym wieczorem, po włączeniu światła z sufitu rozbiegają się karaczany. Z gastronomią też kiepsko. Wszystkie koty, psy i gołębie wyłapane, więc dania mięsne nie są okazałe. Wróbla jeszcze da się gdzieś znaleźć. Służby nieprzygotowane. Żaden policjant nie zna angielskiego i nie wiedzą jak pijanym Brytolom uzmysłowić niestosowność obsikiwania pomników papieża. Takich opracowań z pewnością będzie wiele – im bliżej rozpoczęcia turnieju, tym więcej.
Tytuł jednak nie powyższego dotyczy, gdyż osobiście mam piłkę i całe Euro 2012 w miejscu, z którego znacznej większości ludzi wyrastają nogi. Nie jestem pewien nawet, czy wiem co to jest spalony. Mógłbym więc powiedzieć, że nadaję się na ministra sportu, ale tak nie powiem. Nie chcę dołączyć do stada zasapanych chłopów w przyciasnych spodniach. Modna stała się maniera krytykowania Joanny Muchy. Teraz każdy wie ile w Polsce jest lig hokeja na trawie i gdzie odbywa się najbliższy puchar off-golfa. No i każdy wie ile kosztował Narodowy. I każdy wie ile Rafał Kapler dostanie odprawy. Chociaż czynniki oficjalne udają, że nie dostanie nic. A sam zainteresowany udaje niezainteresowanego. Dobrze musi się żyć w Polsce managerom. Muszą mieć spore zasoby, skoro nie mają zdania na temat swojej premii w wysokości pół miliona złotych. Minister Michał Boni twierdzi, że specjaliści powinni być wysoko wynagradzani. I co do zasady ja się zgadzam - tylko co do wysokości gaż byśmy mieli, z ministrem, odmienne zdania. Tutaj też się pojawia kwestia tego, kim jest specjalista. Można by odnieść wrażenie, że specjalista to jest po prostu ten, kto dostaje spore pieniądze. A to, czy jest specjalistą, to już kwestia drugorzędna. Proponowałbym więc przywrócenie pierwotnego porządku.
Specjalistą jest ten, kto się na czymś zna. Chociaż znowu sprawa staje się śliska. Bo nagle specjalistami staliby się wszyscy profesjonalni Polacy, którzy ze znajomości sportu narodowego i związanych z nim kwestii pobocznych uczynili sport narodowy. Tak się na tym wszyscy znają, tak się fiksują na punkcie narodowego fetyszu autostrad, tych kolei, przejezdności miast, że jak już zakończy się Euro 2012, naród ogarnie wielki spleen. Wszystko się już rozstrzygnie. Po małyszomanii, kubicomanii przejdzie nam również euromania. Ta pierwsza i druga przeminęły, powodując wiele spustoszenia w witalnych siłach narodu. Jednak dopiero pustka po tej ostatniej będzie niepomierna. Kapler dostanie odprawę, Joanna Mucha nie będzie już w centrum zainteresowania, minister Sławomir Nowak wróci do roli modela. I jak tu żyć?
Cała machina medialno-ekspercko-polityczno-jakaśtam od dłuższego czasu jest nastawiona głównie na Euro. Po tym wielkim przesileniu, kiedy zostanie już rozegrany ostatni mecz, narodowe siły powstańczego zrywu sflaczeją, opadną. Będą się z nimi działy wszystkie te rzeczy, którym mają przeciwdziałać preparaty dla mężczyzn tak nachalnie reklamowane w przerwie meczu Polska-Portugalia. Nic już nie zostanie do skomentowania. Nie będzie żadnego deadline’u, żadna UEFA nie pochwali, ani nie zgani, a i inwestycji już nie będzie po co robić, bo obcokrajowcy się zmyją. Tylko na krakowski rynek czasami wpadnie jakaś grupa pijanych Angoli poświecić przed miejskim monitoringiem pośladkami.
Polska liczy się tylko i wyłącznie do Euro. Śledząc medialny przekaz można odnieść wrażenie, że po turnieju nie będzie już niczego. Państwo polskie zamieniło się w administratora sportowej imprezy. Rzeczpospolita Piłkarska. Priorytetem nie są już obywatele tylko PR, kierowany do obcokrajowców, co by znowu wiochy nie narobić. A to rzecz dla Polaka ważna niezmiernie. Obywatel w tych przedtudniejowych dniach został zastąpiony przez kibica. Ten ocenia nie tylko grę piłkarzy, ale również krytycznym okiem spogląda na całą infrastrukturę. Żeby mu było ładnie, schludnie, szybko, tanio i łatwo. Kibic jest najważniejszy. Kibic ucieleśnia to, co jest esencją nastawionej na marketing pop-polityki. Jest tępym konsumentem, żądnym piwa, plemiennych emocji, pięknych kobiet i środków na pobudzenie erekcji (aby po spożyciu pośród tych piękności nie utracić rezonu).
Po kibicach choćby powódź. Po Euro choćby koniec Polski. Za niecałe 100 dni.
Tytuł jednak nie powyższego dotyczy, gdyż osobiście mam piłkę i całe Euro 2012 w miejscu, z którego znacznej większości ludzi wyrastają nogi. Nie jestem pewien nawet, czy wiem co to jest spalony. Mógłbym więc powiedzieć, że nadaję się na ministra sportu, ale tak nie powiem. Nie chcę dołączyć do stada zasapanych chłopów w przyciasnych spodniach. Modna stała się maniera krytykowania Joanny Muchy. Teraz każdy wie ile w Polsce jest lig hokeja na trawie i gdzie odbywa się najbliższy puchar off-golfa. No i każdy wie ile kosztował Narodowy. I każdy wie ile Rafał Kapler dostanie odprawy. Chociaż czynniki oficjalne udają, że nie dostanie nic. A sam zainteresowany udaje niezainteresowanego. Dobrze musi się żyć w Polsce managerom. Muszą mieć spore zasoby, skoro nie mają zdania na temat swojej premii w wysokości pół miliona złotych. Minister Michał Boni twierdzi, że specjaliści powinni być wysoko wynagradzani. I co do zasady ja się zgadzam - tylko co do wysokości gaż byśmy mieli, z ministrem, odmienne zdania. Tutaj też się pojawia kwestia tego, kim jest specjalista. Można by odnieść wrażenie, że specjalista to jest po prostu ten, kto dostaje spore pieniądze. A to, czy jest specjalistą, to już kwestia drugorzędna. Proponowałbym więc przywrócenie pierwotnego porządku.
Specjalistą jest ten, kto się na czymś zna. Chociaż znowu sprawa staje się śliska. Bo nagle specjalistami staliby się wszyscy profesjonalni Polacy, którzy ze znajomości sportu narodowego i związanych z nim kwestii pobocznych uczynili sport narodowy. Tak się na tym wszyscy znają, tak się fiksują na punkcie narodowego fetyszu autostrad, tych kolei, przejezdności miast, że jak już zakończy się Euro 2012, naród ogarnie wielki spleen. Wszystko się już rozstrzygnie. Po małyszomanii, kubicomanii przejdzie nam również euromania. Ta pierwsza i druga przeminęły, powodując wiele spustoszenia w witalnych siłach narodu. Jednak dopiero pustka po tej ostatniej będzie niepomierna. Kapler dostanie odprawę, Joanna Mucha nie będzie już w centrum zainteresowania, minister Sławomir Nowak wróci do roli modela. I jak tu żyć?
Cała machina medialno-ekspercko-polityczno-jakaśtam od dłuższego czasu jest nastawiona głównie na Euro. Po tym wielkim przesileniu, kiedy zostanie już rozegrany ostatni mecz, narodowe siły powstańczego zrywu sflaczeją, opadną. Będą się z nimi działy wszystkie te rzeczy, którym mają przeciwdziałać preparaty dla mężczyzn tak nachalnie reklamowane w przerwie meczu Polska-Portugalia. Nic już nie zostanie do skomentowania. Nie będzie żadnego deadline’u, żadna UEFA nie pochwali, ani nie zgani, a i inwestycji już nie będzie po co robić, bo obcokrajowcy się zmyją. Tylko na krakowski rynek czasami wpadnie jakaś grupa pijanych Angoli poświecić przed miejskim monitoringiem pośladkami.
Polska liczy się tylko i wyłącznie do Euro. Śledząc medialny przekaz można odnieść wrażenie, że po turnieju nie będzie już niczego. Państwo polskie zamieniło się w administratora sportowej imprezy. Rzeczpospolita Piłkarska. Priorytetem nie są już obywatele tylko PR, kierowany do obcokrajowców, co by znowu wiochy nie narobić. A to rzecz dla Polaka ważna niezmiernie. Obywatel w tych przedtudniejowych dniach został zastąpiony przez kibica. Ten ocenia nie tylko grę piłkarzy, ale również krytycznym okiem spogląda na całą infrastrukturę. Żeby mu było ładnie, schludnie, szybko, tanio i łatwo. Kibic jest najważniejszy. Kibic ucieleśnia to, co jest esencją nastawionej na marketing pop-polityki. Jest tępym konsumentem, żądnym piwa, plemiennych emocji, pięknych kobiet i środków na pobudzenie erekcji (aby po spożyciu pośród tych piękności nie utracić rezonu).
Po kibicach choćby powódź. Po Euro choćby koniec Polski. Za niecałe 100 dni.