Pod jednym dachem
Dodano:
Stadion Narodowy ma szansę wejść na stałe do kanonu „Polish jokes”. Właściwie fraza „Polish joke” zostanie zmieniona, po wczorajszej (nomen omen) wtopie, na „Polish roof”.
- Dlaczego Polacy zamknęli dachu na swoim stadionie.
- Uwierzyli, że Lato będzie u nich już zawsze!
- Czy stadiony w Polsce mają dachy?
- Niektóre tak, ale Polacy nie potrafią ich zamykać.
- Ile kosztował Polaków Stadion Narodowy?
- Z miliard złotych.
- To dużo chyba?
- No i nie wystarczyło im na instrukcję obsługi dachu.
Pamiętam, jak w lutym wspólnie z red. Michałem Majewskim rozmawiałem z Rafałem Kaplerem, byłym szefem Narodowego Centrum Sportu. Kapler właśnie wyleciał z posady, ale ze stadionu był dumny. Gadało się bardzo miło, mimo przenikliwego zimna.
- Panie, zamknij Pan może ten dach? – poprosiliśmy w końcu.
- Ale śmieszne… - odpowiedział Kapler.
Wtedy wyszło, że ten dach się w zimie nie zamyka. Jak się chce, żeby był zamknięty to trzeba zamknąć jesienią. Tylko zeszłej jesieni nikt o tym nie pomyślał.
Czas leci! Prawda? Jak z bicza trzasł! Pożółkły liście, ptaki odleciały, czyli co? Właśnie! Znów przyszła jesień! Ani się PZPN nie obejrzał. Kiedy się obejrzał wtedy niestety się okazało, że ten dach nie zamyka się także jesienią.
- No, ale dlaczego nie zamknięto psze pani? – pytał reporter pani rzecznik PZPN.
- Trudno mi się wypowiadać na ten temat – odparła Pani Rzecznik i dodała, że to sędziowie odpowiadają za bezpieczeństwo zawodników, a delegaci FIFA za murawę.
Czyli zagraniczniacy znowu dali ciała. Uff, Bogu dzięki, że to nikt z naszych!
Dlatego się czepiał nie będę, tylko spytam grzecznie dla porządku: „Pani Rzecznik, panowie z PZPN i NCS, czy może coś słyszeliście? Kiedy zamyka się ten dach skoro ani zimą, ani jesienią?”
W lecie? Gdy temperatura jest powyżej 40 stopni Celsjusza? Wybudowaliśmy Stadion Narodowy, czy Narodową Łaźnię?
Nie to, żebym miał coś przeciw łaźni. Łaźnię popieram, ale chciałbym mieć jasność.
Dach zresztą też popieram. Niezależnie czy jest zamykany, czy niezamykany. Ważne jest, że jest. Bo to dach na miarę naszych możliwości. Dumny jestem. I niech się śmieją!
Jesteśmy dzielnym narodem, tylko nas nie lubią.
Jak budujemy tunele wzdłuż naszych rzek, gdy inni budują w poprzek – to nikt nas nie pochwali! Dopiero, gdy zalejemy taki tunel to zaraz „huzia na Józia”. A Warszawa przecież swoje wycierpiała! W dodatku mamy tu w kurzawki, szczypawki i w ogóle nie jest łatwo. Tylko rechotać łatwo, siedząc w wygodnym fotelu.
Jak budujemy metro w stolicy – a budujemy je najdłużej ze wszystkich na świecie – też nikt nie powie ciepłego słowa: „Zobaczcie! Polacy mają metro w Warszawie! Łał!”
Dopiero jak zaczniemy niechcący, niszczyć kamienice, wysiedlać ludzi… Wtedy tak. Zaraz się robi durna sensacja. Taki nasz los przyjaciele!
Skończę opowieścią piłkarską, która wiele wyjaśni.
Kiedyś polski futbolista pojechał grzać ławę w lidze niemieckiej. Był to człowiek miły, o dobrym sercu. Ale Niemcy go nie lubili. Trener Holender też - nie chcieli więc wypuszczać naszego orła na boisko. Pewnego szarego bundesligowego dnia traf chciał, że sfaulowali gościa, co grał na tej pozycji, na której grał nasz rodak. Trener popatrzył na ławkę i kazał sfaulowanemu grać dalej. Kontuzjowany wytrzymał trochę ale z otwartym złamaniem gra się trudno.
Trener spojrzał jeszcze raz na ławkę i kazał wejść juniorowi, który nominalnie był bramkarzem. Nieszczęścia chodzą parami! I juniora sfaulowali tak brutalnie, że lekarz go zniósł na własnych rękach. Trener popatrzył na ławkę i kazał zagrać lekarzowi. Niestety lekarz dostał ataku serca. Wtedy coach z obrzydzeniem spojrzał na naszego zucha i kazał mu wejść na murawę.
Zuch roześmiał się, przeczesał pukle jasnych włosów, wstał i wtedy… przypomniał sobie, że zostawił klubową koszulkę w szatni!
- O kur….! Ja pie…! – powiedział nasz zawodnik.
Trener powiedział to samo, tylko po holendersku! A stadion zawył ze śmiechu!
I co? Nie wpuścił Holender naszego na boisko! Zwyczajnie, bydlak, nie dał mu szansy!
Co powiecie?
Ja myślę, że oni, zagranicą, nas po prostu nie lubią. Stąd są te głupie żarty!
- Uwierzyli, że Lato będzie u nich już zawsze!
- Czy stadiony w Polsce mają dachy?
- Niektóre tak, ale Polacy nie potrafią ich zamykać.
- Ile kosztował Polaków Stadion Narodowy?
- Z miliard złotych.
- To dużo chyba?
- No i nie wystarczyło im na instrukcję obsługi dachu.
Pamiętam, jak w lutym wspólnie z red. Michałem Majewskim rozmawiałem z Rafałem Kaplerem, byłym szefem Narodowego Centrum Sportu. Kapler właśnie wyleciał z posady, ale ze stadionu był dumny. Gadało się bardzo miło, mimo przenikliwego zimna.
- Panie, zamknij Pan może ten dach? – poprosiliśmy w końcu.
- Ale śmieszne… - odpowiedział Kapler.
Wtedy wyszło, że ten dach się w zimie nie zamyka. Jak się chce, żeby był zamknięty to trzeba zamknąć jesienią. Tylko zeszłej jesieni nikt o tym nie pomyślał.
Czas leci! Prawda? Jak z bicza trzasł! Pożółkły liście, ptaki odleciały, czyli co? Właśnie! Znów przyszła jesień! Ani się PZPN nie obejrzał. Kiedy się obejrzał wtedy niestety się okazało, że ten dach nie zamyka się także jesienią.
- No, ale dlaczego nie zamknięto psze pani? – pytał reporter pani rzecznik PZPN.
- Trudno mi się wypowiadać na ten temat – odparła Pani Rzecznik i dodała, że to sędziowie odpowiadają za bezpieczeństwo zawodników, a delegaci FIFA za murawę.
Czyli zagraniczniacy znowu dali ciała. Uff, Bogu dzięki, że to nikt z naszych!
Dlatego się czepiał nie będę, tylko spytam grzecznie dla porządku: „Pani Rzecznik, panowie z PZPN i NCS, czy może coś słyszeliście? Kiedy zamyka się ten dach skoro ani zimą, ani jesienią?”
W lecie? Gdy temperatura jest powyżej 40 stopni Celsjusza? Wybudowaliśmy Stadion Narodowy, czy Narodową Łaźnię?
Nie to, żebym miał coś przeciw łaźni. Łaźnię popieram, ale chciałbym mieć jasność.
Dach zresztą też popieram. Niezależnie czy jest zamykany, czy niezamykany. Ważne jest, że jest. Bo to dach na miarę naszych możliwości. Dumny jestem. I niech się śmieją!
Jesteśmy dzielnym narodem, tylko nas nie lubią.
Jak budujemy tunele wzdłuż naszych rzek, gdy inni budują w poprzek – to nikt nas nie pochwali! Dopiero, gdy zalejemy taki tunel to zaraz „huzia na Józia”. A Warszawa przecież swoje wycierpiała! W dodatku mamy tu w kurzawki, szczypawki i w ogóle nie jest łatwo. Tylko rechotać łatwo, siedząc w wygodnym fotelu.
Jak budujemy metro w stolicy – a budujemy je najdłużej ze wszystkich na świecie – też nikt nie powie ciepłego słowa: „Zobaczcie! Polacy mają metro w Warszawie! Łał!”
Dopiero jak zaczniemy niechcący, niszczyć kamienice, wysiedlać ludzi… Wtedy tak. Zaraz się robi durna sensacja. Taki nasz los przyjaciele!
Skończę opowieścią piłkarską, która wiele wyjaśni.
Kiedyś polski futbolista pojechał grzać ławę w lidze niemieckiej. Był to człowiek miły, o dobrym sercu. Ale Niemcy go nie lubili. Trener Holender też - nie chcieli więc wypuszczać naszego orła na boisko. Pewnego szarego bundesligowego dnia traf chciał, że sfaulowali gościa, co grał na tej pozycji, na której grał nasz rodak. Trener popatrzył na ławkę i kazał sfaulowanemu grać dalej. Kontuzjowany wytrzymał trochę ale z otwartym złamaniem gra się trudno.
Trener spojrzał jeszcze raz na ławkę i kazał wejść juniorowi, który nominalnie był bramkarzem. Nieszczęścia chodzą parami! I juniora sfaulowali tak brutalnie, że lekarz go zniósł na własnych rękach. Trener popatrzył na ławkę i kazał zagrać lekarzowi. Niestety lekarz dostał ataku serca. Wtedy coach z obrzydzeniem spojrzał na naszego zucha i kazał mu wejść na murawę.
Zuch roześmiał się, przeczesał pukle jasnych włosów, wstał i wtedy… przypomniał sobie, że zostawił klubową koszulkę w szatni!
- O kur….! Ja pie…! – powiedział nasz zawodnik.
Trener powiedział to samo, tylko po holendersku! A stadion zawył ze śmiechu!
I co? Nie wpuścił Holender naszego na boisko! Zwyczajnie, bydlak, nie dał mu szansy!
Co powiecie?
Ja myślę, że oni, zagranicą, nas po prostu nie lubią. Stąd są te głupie żarty!