Kawka w mleku

Dodano:
Maamooo wrona! - krzyczał Maciuś (5).
- Wrona wyleciała z kominka! - krzyczał Antoś (7).
Usłyszałam uderzenie w szybę. Jeszcze jedno.
- Spokojnie ptaszku - mówił łagodnym głosem Jasiek (11).
Wbiegłam do pokoju. Wielki czarny ptak leciał w stronę okna. Stuk. Zderzenie z szybą.
- Kurcze! - krzyknęłam.
Miałam pięć minut, żeby zdążyć zawieźć Jaśka do szkoły. Maluchy - jeden z zapaleniem
płuc, drugi z zapaleniem krtani patrzyły zafascynowane i przerażone na wronę.
- Musimy go wypuścić - prosił Antoś.
- Trzeba otworzyć okna - sugerował Jasiek.
Wrona podjęła jeszcze jedną próbę! Stuk. I kolejne czołowe (dziobowe?) z szybą.
- Siedźcie spokojnie. Może się uspokoi - powiedziałam.
- Najwyżej spóźnimy się do szkoły. Nie mogę was zostawić pod opieką wrony - 
zażartowałam.
W tym momencie ptak wylądował w misce z płatkami. Chłopcy uciekli z pokoju.
Wrona przymierzała się do kolejnej próby. Leciała w stronę kominka.
- Próbuje wylecieć tamtędy skąd przyleciała - powiedziałam
Wrona dała nura do kominka! Wpadła w popiół. Zmieniła na chwilę barwę i jeszcze raz
ruszyła w stronę okna!
- Nieeeee! - krzyczeli chłopcy.
Jasiek zasłonił oczy. Stuk. Kolejne zderzenie z szybą.
Chłopcy opatulcie się kocami. Otwieram okno! - wiedziałam, że próba wygonienia ich z 
pokoju nie powiedzie się.
- Pomogę ci! - złapał za klamkę Jasiek.
Niestety wrona nie poczuła świeżego powietrza, kolejny raz zderzyła się z szybą. A 
potem wskoczyła na zasłonę uspokoić gwiazdki nad głową.
- Zrobiła kupę! - krzyczał Maciuś.
Zanim dobiegłam do drugiego okna, zderzyła się z telewizorem.
- Tata nie będzie zadowolony! - skomentował Antek.
- Otwieramy wszystkie okna?! - pytał Jasiek.
Tego nie chciałam. Sześć okien wyziębi nasz dom w pięć minut. Poza tym nie wiem, czy 
ramy przetrwają, mają prawie sto lat, są podwójne (skrzynkowe), w niektórych
miejscach brakuje kitu (wiem, miałam uszczelnić je przed zimą!).
- Nie! Tylko dwa! Maluchy musicie iść na górę. Wystarczy nam jedno zapalenie płuc i 
wrona! - powiedziałam
Czarne ptaszysko odpoczywało na drzwiach. Nigdzie się nie wybierało. Uspokoiło się.
Ba! Chyba jej się spodobało u nas!
- Nie chcę już tych płatków! - powiedział Antoś.
- Zrobię ci za chwilę nowe - pocieszałam.
- Mamo! Mam dzisiaj Alfika (konkurs matematyczny), nie mogę się spóźnić! - 
powiedział Jasiek.
Pięć sekund do zastanowienia. Jednak zostaną na chwilę pod opieką wrony!
- Chłopcy muszę zawieźć Jaśka. Nie będzie mnie pięć minut. Idźcie na górę. Możecie
pograć na komputerze! - powiedziałam.
- Hurrrra! - chłopcy byli już wysoko na schodach.
- Nie wolno nikogo wpuszczać do domu! Nie odbierajcie domofonu, gdyby dzwonił! - 
dodałam.
- Ale ja potrafię odebrać! - powiedział Antoś.
- Wiem, ale nie odbieraj! Nie będzie mnie chwilkę! - podkreśliłam.
Szkoła jest niecały kilometr od naszego domu. Pędziłam jak szalona! Byłam z powrotem
po sześciu minutach.
Uchyliłam drzwi pokoju. Wrona siedziała wyluzowana na kanapie. Było tak zimno, że 
pożegnanie z wroną mogłam obserwować już tylko ja.
Niestety ptak niczego się pod moją nieobecność nie nauczył! Kolejna próba lotu
skończyła się zderzeniem z szybą!
- Cholerka co robić! - myślałam.
- Może powinnam nakryć ją kocem i wypuścić na zewnątrz?! - powiedziałam na głos.
- Udusi się! - odezwał się Antek.
Chłopcy kontrolowali sytuację ze schodów.
Wrona odpoczywała na komodzie. Postanowiłam zrobić jej kilka zdjęć zanim wymyślę co 
dalej!
Aparat bardzo jej się nie spodobał, choć nie używałam flesza (nigdy tego nie robię!
:-)
Jeszcze raz poderwała się do lotu i ... wyleciała do ogrodu!
- Udało się! - krzyczałam przeszczęśliwa.
Chłopcy wbiegli do pokoju. Zobaczyli aparat:
- Będziesz miała fajne zdjęcia! - powiedział Antek.

p.s. ornitolodzy orzekli, że wrona to kawka :-)
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...