Czy rząd każe nam przesiąść się na konie?
Dodano:
Rząd – w trosce o bezpieczeństwo Polaków, którzy pozbawieni nadzoru mają skłonności morderczo-samobójcze – postanowił opleść kraj siecią fotoradarów i zaostrzyć przepisy tak, aby ci najbardziej krnąbrni już po dwóch przewinieniach tracili prawo jazdy. Przy okazji ten sam rząd zapisał w budżecie, że od owych krnąbrnych kierowców zainkasuje z tytułu mandatów 1,5 mld złotych, ale – jak zapewnia minister transportu Sławomir Nowak – to w ogóle nie o to chodzi. Chodzi o bezpieczeństwo.
Bezpieczeństwo ważną rzeczą jest – to jasne. Jasne jest też, że kierowcy łamiący zasady kodeksu drogowego nie przyczyniają się do wzrostu naszego bezpieczeństwa. Pytanie brzmi jednak jak ważne jest dla nas bezpieczeństwo i czy aby na pewno nie ma wartości istotniejszych, które powinny skłonić rządzących do ponownego przemyślenia polityki fotoradarowej.
Gdyby bowiem nasi przodkowie uznali, że bezpieczeństwo jest najważniejsze, prawdopodobnie nigdy nie zeszliby z drzew, które zapewniały lepszą ochronę niż pełna czających się wszędzie niebezpieczeństw afrykańska sawanna. A nawet gdyby zeszli – to nigdy nie zdecydowaliby się na niebezpieczne eksperymenty z ogniem. A nawet gdyby jakimś zrządzeniem losu ten ogień ujarzmili – to zamiast wędrować po niebezpiecznym świecie trzymaliby się swoich rodzinnych stron. Przykłady kolejnych ryzykownych zachowań można mnożyć – generalnie ludzkość doszła do etapu, na którym za pośrednictwem elektronicznych mediów dyskutujemy o fotoradarach wyłącznie dlatego, że człowiek to istota mająca skłonność do podejmowania ryzyka.
Nie sugeruje, broń Boże, że łamanie przepisów ruchu drogowego może doprowadzić nas do skolonizowania Marsa tudzież wehikułu czasu. Chodzi jednak o pewną filozofię funkcjonowania państwa. Jeśli bowiem rząd w jednej sprawie traktuje ludzi jako pozbawione instynktu samozachowawczego istoty, to znaczy, że w każdej innej może nas tak potraktować. Z drugiej strony – skoro obywatel jest traktowany przez państwo jako poczciwy idiota, którym nie da się rządzić bez strzelania mu prawnym batem nad głową – to tenże obywatel oczekuje, że projektujące mu życie państwo, będzie się nim czule opiekować a on sam ma prawo, by być bezradny jak dziecko. A bezradni ludzie Marsa nie skolonizują na pewno.
Poza tym skoro rząd tak bardzo dba o bezpieczeństwo na drogach to fotoradary wydają się programem minimalistycznym. Śmiertelność na drogach spadłaby znacznie bardziej, gdyby zakazać używania samochodów – wszak od wieków Polacy (i nie tylko Polacy) poruszali się po świecie konno, co nie dość, że było bezpieczniejsze niż jazda samochodem (konia skuteczniej od fotoradarów hamuje bowiem biologia), to na dodatek było znacznie bardziej ekologiczne. Jeszcze bezpieczniejsze od jazdy konnej będą spacery. Albo – jako wariant ostateczny - powrót na drzewa, po których ani koń, ani samochód jeździć jako żywo nie mogą.
Gdyby bowiem nasi przodkowie uznali, że bezpieczeństwo jest najważniejsze, prawdopodobnie nigdy nie zeszliby z drzew, które zapewniały lepszą ochronę niż pełna czających się wszędzie niebezpieczeństw afrykańska sawanna. A nawet gdyby zeszli – to nigdy nie zdecydowaliby się na niebezpieczne eksperymenty z ogniem. A nawet gdyby jakimś zrządzeniem losu ten ogień ujarzmili – to zamiast wędrować po niebezpiecznym świecie trzymaliby się swoich rodzinnych stron. Przykłady kolejnych ryzykownych zachowań można mnożyć – generalnie ludzkość doszła do etapu, na którym za pośrednictwem elektronicznych mediów dyskutujemy o fotoradarach wyłącznie dlatego, że człowiek to istota mająca skłonność do podejmowania ryzyka.
Nie sugeruje, broń Boże, że łamanie przepisów ruchu drogowego może doprowadzić nas do skolonizowania Marsa tudzież wehikułu czasu. Chodzi jednak o pewną filozofię funkcjonowania państwa. Jeśli bowiem rząd w jednej sprawie traktuje ludzi jako pozbawione instynktu samozachowawczego istoty, to znaczy, że w każdej innej może nas tak potraktować. Z drugiej strony – skoro obywatel jest traktowany przez państwo jako poczciwy idiota, którym nie da się rządzić bez strzelania mu prawnym batem nad głową – to tenże obywatel oczekuje, że projektujące mu życie państwo, będzie się nim czule opiekować a on sam ma prawo, by być bezradny jak dziecko. A bezradni ludzie Marsa nie skolonizują na pewno.
Poza tym skoro rząd tak bardzo dba o bezpieczeństwo na drogach to fotoradary wydają się programem minimalistycznym. Śmiertelność na drogach spadłaby znacznie bardziej, gdyby zakazać używania samochodów – wszak od wieków Polacy (i nie tylko Polacy) poruszali się po świecie konno, co nie dość, że było bezpieczniejsze niż jazda samochodem (konia skuteczniej od fotoradarów hamuje bowiem biologia), to na dodatek było znacznie bardziej ekologiczne. Jeszcze bezpieczniejsze od jazdy konnej będą spacery. Albo – jako wariant ostateczny - powrót na drzewa, po których ani koń, ani samochód jeździć jako żywo nie mogą.