Boruc i Salamon pokazali charakter. Czas na Fornalika
Dodano:
Przejęcie po Franciszku Smudzie przez Waldemara Fornalika posady selekcjonera reprezentacji Polski przyjęto z dużą radością i jeszcze większymi nadziejami. Fornalik zaczął dobrze, ale szybko zaczął popełniać błędy poprzednika. Teraz ma okazję do powrotu na właściwy tor.
Wszyscy pamiętamy Smudę i jego przywiązanie do chociażby Boenischa. Lewy obrońca może i radzi sobie obecnie całkiem nieźle w Bayerze, ale przed Euro 2012 nie grał w ogóle. Był po długo leczonej kontuzji, na mistrzostwach grał właściwie nieprzygotowany. Smuda i tak wolał go od grającego kilkadziesiąt meczów w sezonie Wawrzyniaka (Liga Europy, Puchar Polski, ekstraklasa). Czemu? To wie tylko selekcjoner. Wszyscy jednak pamiętamy jego przywiązanie do „swoich” ludzi.
Fornalik błędu Smudy popełniać nie chciał. Miał wybierać najlepszych. Powołanie Marka Saganowskiego na spotkania z Czarnogórą i Mołdawią było ruchem zaskakującym, ale... trafnym. Fornalik nie przejął się tym, że Legionista w kadrze nie grał od kilku lat. Nie przeszkadzał mu jego zaawansowany jak na napastnika wiek. Saganowski był w lidze lepszy od swoich, często młodszych, kolegów i do kadry trafił zasłużenie.
Ostatnio jednak mogliśmy przeżyć małe deja vu. Były trener Ruchu Chorzów na spotkanie z Irlandią powołał do bramki średnio radzącego sobie w tym sezonie Wojciecha Szczęsnego i zakorzenionego pod ławką rezerwowych Przemysława Tytonia. A gdzie Boruc? - pytały media. Były golkiper Celtiku zasłużył chociaż na miejsce Tytonia. I w końcu je dostał. Ciężko jednak nie mieć wrażenia, że jego powołanie wymogły media.
Boruc pokazał charakter. Raz, że przyjął spóźnione powołanie, dwa, że momentalnie po „dowołaniu” zaczął grać jeszcze lepiej. Jego popisy w bramce Southampton przeciwko Rooney’owi i van Persiemu podziwiała cała Anglia. A przecież mógł pójść odcinać kupony na Półwyspie Arabskim – jak na bramkarza wciąż jest młody, na pewno znalazłby ofertę. Chciał jednak grać w Premiership i dopiął swego. Powiem więcej – to on jest znowu najlepszym polskim bramkarzem. W Southampton zaliczył swojego rodzaju falstart, ale teraz nie opuszcza spotkań. Z każdym następnym jest za to coraz lepszy.
Salamon też dopiął swego. Niechciany przez Smudę, niechciany przez młodzieżówkę. Każdy o nim jednak słyszał. Podobno dobry. Podobno Guardiola się nim interesował. Tylko nad Wisłą taki nieodkryty. Salamon jednak zamiast narzekać w gazetach spokojnie pracował nad swoją karierą. No i dobił do AC Milan. Kiedy ostatni raz polski zawodnik z pola był chociaż rezerwowym w klubie tej klasy? Borussii Dortmund nie da się nawet porównać.
Fornalik – jeżeli nie chce popełnić grzechu zaniedbania jak swój poprzednik – powinien sprawdzić Salamona przy najbliższej okazji. Wtedy zostanie mu wybaczone, że obrońcę jeszcze w Brescii po prostu ignorował. A Boruc zwyczajnie powinien stanąć w bramce, bo na to zasługuje. Jest bardziej doświadczony od Szczęsnego, ma dość charyzmy, aby utrzymać szatnię w ryzach. I jest po prostu lepszy. Tylko czy Fornalik odważy się dać mu szansę chociaż towarzysko przeciw Irlandii?
Fornalik błędu Smudy popełniać nie chciał. Miał wybierać najlepszych. Powołanie Marka Saganowskiego na spotkania z Czarnogórą i Mołdawią było ruchem zaskakującym, ale... trafnym. Fornalik nie przejął się tym, że Legionista w kadrze nie grał od kilku lat. Nie przeszkadzał mu jego zaawansowany jak na napastnika wiek. Saganowski był w lidze lepszy od swoich, często młodszych, kolegów i do kadry trafił zasłużenie.
Ostatnio jednak mogliśmy przeżyć małe deja vu. Były trener Ruchu Chorzów na spotkanie z Irlandią powołał do bramki średnio radzącego sobie w tym sezonie Wojciecha Szczęsnego i zakorzenionego pod ławką rezerwowych Przemysława Tytonia. A gdzie Boruc? - pytały media. Były golkiper Celtiku zasłużył chociaż na miejsce Tytonia. I w końcu je dostał. Ciężko jednak nie mieć wrażenia, że jego powołanie wymogły media.
Boruc pokazał charakter. Raz, że przyjął spóźnione powołanie, dwa, że momentalnie po „dowołaniu” zaczął grać jeszcze lepiej. Jego popisy w bramce Southampton przeciwko Rooney’owi i van Persiemu podziwiała cała Anglia. A przecież mógł pójść odcinać kupony na Półwyspie Arabskim – jak na bramkarza wciąż jest młody, na pewno znalazłby ofertę. Chciał jednak grać w Premiership i dopiął swego. Powiem więcej – to on jest znowu najlepszym polskim bramkarzem. W Southampton zaliczył swojego rodzaju falstart, ale teraz nie opuszcza spotkań. Z każdym następnym jest za to coraz lepszy.
Salamon też dopiął swego. Niechciany przez Smudę, niechciany przez młodzieżówkę. Każdy o nim jednak słyszał. Podobno dobry. Podobno Guardiola się nim interesował. Tylko nad Wisłą taki nieodkryty. Salamon jednak zamiast narzekać w gazetach spokojnie pracował nad swoją karierą. No i dobił do AC Milan. Kiedy ostatni raz polski zawodnik z pola był chociaż rezerwowym w klubie tej klasy? Borussii Dortmund nie da się nawet porównać.
Fornalik – jeżeli nie chce popełnić grzechu zaniedbania jak swój poprzednik – powinien sprawdzić Salamona przy najbliższej okazji. Wtedy zostanie mu wybaczone, że obrońcę jeszcze w Brescii po prostu ignorował. A Boruc zwyczajnie powinien stanąć w bramce, bo na to zasługuje. Jest bardziej doświadczony od Szczęsnego, ma dość charyzmy, aby utrzymać szatnię w ryzach. I jest po prostu lepszy. Tylko czy Fornalik odważy się dać mu szansę chociaż towarzysko przeciw Irlandii?