Niech system zapamięta śmierć dziecka
Dodano:
Kontrole, zapowiedzi zmian, konferencje i medialne eventy – z tym minister zdrowia Bartosz Arłukowicz radzi sobie znakomicie. Minister w każdej sytuacji kryzysowej stosuje tę samą metodę – występuje na konferencji, obiecuje ukarać winnych i zmienić źle funkcjonujący „kawałek” systemu ochrony zdrowia. I co z tego realnie pozostaje?
Kilka dni temu warszawska prokuratura okręgowa umorzyła sprawę prof. Jerzego Szaflika, byłego konsultanta krajowego w dziedzinie okulistyki. Nie dopatrzyła się skandalicznego łamania prawa przy dokonywaniu przeszczepów rogówki, które kilka miesięcy temu zarzucił Szaflikowi Arłukowicz. Minister pozostał jednak przy swoim zdaniu. Zapowiedzianych przy tej okazji zmian w ustawie o konsultantach krajowych nie ma do dziś. Za to prof. Szaflik zapowiada obronę własnego imienia.
To nie jest najważniejsza sprawa dla służby zdrowia. Za to śmierć dziecka, której można było uniknąć, to sprawa fundamentalna. Nie może być niczego ważniejszego dla wyabstrahowanego z rzeczywistości „systemu”.
Ten system, to są ludzie. Dyspozytorzy pogotowia, lekarze, ratownicy. Na najwyższym szczeblu tego łańcuszka jest minister zdrowia. Panie ministrze, jeśli mówi pan o „porażce systemu” to jest to pana porażka.
To nie jest tak, że w tym systemie wszystko jest złe i w czambuł należy to potępiać. Są przykłady, gdzie jest inaczej. Tak się złożyło, że przez kilkanaście dni ja i mój redakcyjny kolega, niezależnie od siebie, z bliska obserwowaliśmy pracę oddziału pediatrycznego warszawskiego szpitala Świętej Rodziny.
Wnioski? Podobne: nowy, czysty oddział, gdzie lekarze rozmawiają z rodzicami, a pielęgniarki odnoszą się z szacunkiem do małych pacjentów. Nie widziałam, żeby kogoś odesłano z kwitkiem, choć ciągle brakowało łóżek. To okres szalejących infekcji dziecięcych. Niektórzy rodzice zastanawiali się, czy dzieci nie są wypisywane zbyt szybko, żeby zwolnić miejsca następnym. Pediatria jest w całej Polsce niewydolna – niedofinansowana przez NFZ, który źle wycenia te procedury medyczne, z ogromnymi kolejkami, przeładowanymi oddziałami. Rodzice, z którymi rozmawiałam w szpitalu Świętej Rodziny, mimo tych zastrzeżeń, powtarzali: dobrze, że trafiliśmy tutaj.
Ale nie może być tak, żeby o zdrowiu i życiu dziecka decydowało to, czy rodzicom uda się trafić akurat do takiego miejsca. I czy w ogóle uda im się gdzieś trafić.
Mam dość słuchania, że w bliżej nieokreślonej przyszłości, po mniej lub bardziej enigmatycznie zapowiedzianych zmianach, będzie lepiej. Żyjemy w dużym europejskim kraju, aspirujemy do unijnej czołówki, a dziecko umiera z powodu patologii toczących służbę zdrowia. Wydajemy na nią zresztą jako państwo mniej niż Czesi, Słowacy czy Węgrzy.
To jest eksperyment na żywym organizmie. Czas się tu bardzo liczy, żeby nie powtarzały się takie tragiczne historie jak 2,5-letniej Dominiki. Jeśli minister zdrowia nie potrafi, to niech się poda do dymisji. Może lepiej, żeby ministrem był ktoś taki jak dyrektor szpitala Świętej Rodziny?
I niech cały „system” nie zapomni o tej historii. Począwszy od NFZ, który od lat zaniedbuje pediatrię w wycenach świadczeń i procedur medycznych, a kończąc na wszystkich dyspozytorach pogotowia i lekarzach, którzy będą odbierać kolejne takie zgłoszenia. Ale to nie może być taka pamięć, jak w wydaniu klubu Solidarnej Polski. Liderzy tej formacji zaproponowali wczoraj, żeby skarb państwa wypłacał 1 mln zł rodzicom dzieci, które zmarłyby z winy szpitala. Lepiej gdyby się poważnie zastanowili, czy naprawdę chcą uprawiać polityczny PR na śmierci dziecka.
To nie jest najważniejsza sprawa dla służby zdrowia. Za to śmierć dziecka, której można było uniknąć, to sprawa fundamentalna. Nie może być niczego ważniejszego dla wyabstrahowanego z rzeczywistości „systemu”.
Ten system, to są ludzie. Dyspozytorzy pogotowia, lekarze, ratownicy. Na najwyższym szczeblu tego łańcuszka jest minister zdrowia. Panie ministrze, jeśli mówi pan o „porażce systemu” to jest to pana porażka.
To nie jest tak, że w tym systemie wszystko jest złe i w czambuł należy to potępiać. Są przykłady, gdzie jest inaczej. Tak się złożyło, że przez kilkanaście dni ja i mój redakcyjny kolega, niezależnie od siebie, z bliska obserwowaliśmy pracę oddziału pediatrycznego warszawskiego szpitala Świętej Rodziny.
Wnioski? Podobne: nowy, czysty oddział, gdzie lekarze rozmawiają z rodzicami, a pielęgniarki odnoszą się z szacunkiem do małych pacjentów. Nie widziałam, żeby kogoś odesłano z kwitkiem, choć ciągle brakowało łóżek. To okres szalejących infekcji dziecięcych. Niektórzy rodzice zastanawiali się, czy dzieci nie są wypisywane zbyt szybko, żeby zwolnić miejsca następnym. Pediatria jest w całej Polsce niewydolna – niedofinansowana przez NFZ, który źle wycenia te procedury medyczne, z ogromnymi kolejkami, przeładowanymi oddziałami. Rodzice, z którymi rozmawiałam w szpitalu Świętej Rodziny, mimo tych zastrzeżeń, powtarzali: dobrze, że trafiliśmy tutaj.
Ale nie może być tak, żeby o zdrowiu i życiu dziecka decydowało to, czy rodzicom uda się trafić akurat do takiego miejsca. I czy w ogóle uda im się gdzieś trafić.
Mam dość słuchania, że w bliżej nieokreślonej przyszłości, po mniej lub bardziej enigmatycznie zapowiedzianych zmianach, będzie lepiej. Żyjemy w dużym europejskim kraju, aspirujemy do unijnej czołówki, a dziecko umiera z powodu patologii toczących służbę zdrowia. Wydajemy na nią zresztą jako państwo mniej niż Czesi, Słowacy czy Węgrzy.
To jest eksperyment na żywym organizmie. Czas się tu bardzo liczy, żeby nie powtarzały się takie tragiczne historie jak 2,5-letniej Dominiki. Jeśli minister zdrowia nie potrafi, to niech się poda do dymisji. Może lepiej, żeby ministrem był ktoś taki jak dyrektor szpitala Świętej Rodziny?
I niech cały „system” nie zapomni o tej historii. Począwszy od NFZ, który od lat zaniedbuje pediatrię w wycenach świadczeń i procedur medycznych, a kończąc na wszystkich dyspozytorach pogotowia i lekarzach, którzy będą odbierać kolejne takie zgłoszenia. Ale to nie może być taka pamięć, jak w wydaniu klubu Solidarnej Polski. Liderzy tej formacji zaproponowali wczoraj, żeby skarb państwa wypłacał 1 mln zł rodzicom dzieci, które zmarłyby z winy szpitala. Lepiej gdyby się poważnie zastanowili, czy naprawdę chcą uprawiać polityczny PR na śmierci dziecka.