Dla Ukraińców jesteśmy frajerami
Dodano:
Dla większości Ukraińców i tak jesteśmy frajerami do oskubania. Po co więc przejmować się ich kłopotami w sprawie rury Gazpromu.
Polakowi, który zainwestował, w kopalnię granitu ukraińska przestępczo-urzędnicza mafia aresztowała wszystkich pracowników. Od dozorcy, przez kierowców koparek, księgową po wiceprezesa. Potrzymano ich w areszcie dwa dni, żeby dać czas do namysłu przedsiębiorcy. - Na pewno nie chcesz żebyśmy cię wykupili? - proponowali bandyci.
- Mówię to panu, żeby już nie pisać, że ta swołocz to jakaś ziemia obiecana dla polskiego kapitału - zwierzył mi się biznesmen. Polityka to inne realia. Pięknoduchy mówią o współpracy, że przecież wprowadzamy Ukrainę do Unii Europejskiej. Nie można zacnych sąsiadów wystawić na żer chciwej rosyjskiej korporacji. Bo przecież jak wybudujemy u siebie ten gazociąg to Gazprom będzie mógł dyktować ceny Ukrainie, która nie będzie miała argumentu w postaci transferu surowca przez swoje terytorium. Wypadałoby, więc Ukraińcom zrobić dobrze i odrzucić rosyjską propozycję wraz z milionami, które wspólnie ewentualnie możemy zarobić.
Piękne, szlachetne tylko, dla kogo my się poświęcamy? Film Sztos gdzie dwóch polskich cwaniaczków robi przewały na walucie i oszukuje niemieckich turystów jak ulał pasuje do skomentowania tej historii. Tyle, że dziś to my jesteśmy frajerami do oskubania. Polecam tekst we Wprost pt „Złodzieje firm” o tzw. rajderstwie, czyli siłowym przejmowaniu firm od zagranicznych inwestorów.
Zbigniew Wróblewski z dnia na dzień przestał być właścicielem wartej 11 mln fabryki lodów pod Kijowem. Żaden finezyjny przekręt. Sfałszowano wpisy do rejestrów po czym, tuzin osiłków w hełmach i kamizelkach kuloodpornych siłą wyrzucił pracowników z fabryki. Zerwali polską flagę z dachu hali produkcyjnej, zmienili zamki i załatwione.
Jerzego Konika, przedsiębiorcę z Krakowa próbowano siłą wyrzucić z jego firmy. Był właścicielem ponad 60 procent udziałów w centrum handlowym we Lwowie. Polak na kilka dni zabarykadował się w biurze i odpierał ataki osiłków z kijami bejsbolowymi.
Kogokolwiek pytam o biznes na Ukrainie mówi o łapówkach, kradzieżach, oszustwach i zwykłym chamstwie nastawionym na walenie po kieszeni bogatych z Zachodu. "Zainstalowałem nowe komputery w firmie. Wszystko ukradli, a do pracy przynieśli swoje stare domowe komputery" - mówi prezes firmy handlowej. Gdy szef dużej polskiej firmy finansowej pozwolił sobie na krytykę władz, tydzień po tekście opublikowanym w polskiej prasie, odebrano mu pozwolenie na pracę na Ukrainie. Jego kariera się skończyła.
Ktoś może powiedzieć, że to negatywne stereotypy, kilka odosobnionych przypadków, o niewielkiej skali w porównaniu do sumy stosunków gospodarczych. Wówczas warto przytoczyć słynną historię o tym jak Ukraińcy zachęcali Polaków do inwestowania i budowy firm u siebie. Wszystkie maszyny i urządzenia przywiezione z Polski miały być zwolnione z podatku. Ale kiedy już fabryki stanęły, zatrudniły tysiące pracowników i zaczęły produkować ukraiński minister finansów stwierdził, że ich budżetu nie stać na takie gesty. Tylko jeden Michał Sołowow, właściciel zakładów produkujących deski podłogowe oraz armaturę łazienkową nie mógł się doprosić o zwrot 10 mln euro.
- Mówię to panu, żeby już nie pisać, że ta swołocz to jakaś ziemia obiecana dla polskiego kapitału - zwierzył mi się biznesmen. Polityka to inne realia. Pięknoduchy mówią o współpracy, że przecież wprowadzamy Ukrainę do Unii Europejskiej. Nie można zacnych sąsiadów wystawić na żer chciwej rosyjskiej korporacji. Bo przecież jak wybudujemy u siebie ten gazociąg to Gazprom będzie mógł dyktować ceny Ukrainie, która nie będzie miała argumentu w postaci transferu surowca przez swoje terytorium. Wypadałoby, więc Ukraińcom zrobić dobrze i odrzucić rosyjską propozycję wraz z milionami, które wspólnie ewentualnie możemy zarobić.
Piękne, szlachetne tylko, dla kogo my się poświęcamy? Film Sztos gdzie dwóch polskich cwaniaczków robi przewały na walucie i oszukuje niemieckich turystów jak ulał pasuje do skomentowania tej historii. Tyle, że dziś to my jesteśmy frajerami do oskubania. Polecam tekst we Wprost pt „Złodzieje firm” o tzw. rajderstwie, czyli siłowym przejmowaniu firm od zagranicznych inwestorów.
Zbigniew Wróblewski z dnia na dzień przestał być właścicielem wartej 11 mln fabryki lodów pod Kijowem. Żaden finezyjny przekręt. Sfałszowano wpisy do rejestrów po czym, tuzin osiłków w hełmach i kamizelkach kuloodpornych siłą wyrzucił pracowników z fabryki. Zerwali polską flagę z dachu hali produkcyjnej, zmienili zamki i załatwione.
Jerzego Konika, przedsiębiorcę z Krakowa próbowano siłą wyrzucić z jego firmy. Był właścicielem ponad 60 procent udziałów w centrum handlowym we Lwowie. Polak na kilka dni zabarykadował się w biurze i odpierał ataki osiłków z kijami bejsbolowymi.
Kogokolwiek pytam o biznes na Ukrainie mówi o łapówkach, kradzieżach, oszustwach i zwykłym chamstwie nastawionym na walenie po kieszeni bogatych z Zachodu. "Zainstalowałem nowe komputery w firmie. Wszystko ukradli, a do pracy przynieśli swoje stare domowe komputery" - mówi prezes firmy handlowej. Gdy szef dużej polskiej firmy finansowej pozwolił sobie na krytykę władz, tydzień po tekście opublikowanym w polskiej prasie, odebrano mu pozwolenie na pracę na Ukrainie. Jego kariera się skończyła.
Ktoś może powiedzieć, że to negatywne stereotypy, kilka odosobnionych przypadków, o niewielkiej skali w porównaniu do sumy stosunków gospodarczych. Wówczas warto przytoczyć słynną historię o tym jak Ukraińcy zachęcali Polaków do inwestowania i budowy firm u siebie. Wszystkie maszyny i urządzenia przywiezione z Polski miały być zwolnione z podatku. Ale kiedy już fabryki stanęły, zatrudniły tysiące pracowników i zaczęły produkować ukraiński minister finansów stwierdził, że ich budżetu nie stać na takie gesty. Tylko jeden Michał Sołowow, właściciel zakładów produkujących deski podłogowe oraz armaturę łazienkową nie mógł się doprosić o zwrot 10 mln euro.