O agencie co miał tatę prezydenta
Dodano:
Tom Clancy już dawno przestał był autorem, który zaskakuje. Ale i tak go czytam z przyjemnością.
Przyznaję – od ponad dwudziestu lat jestem fanem Toma Clancy'ego i czekam na każdą jego powieść. Pamiętam pierwsze polskie wydania „Polowania na Czerwony Październik” i „Czasu patriotów” (ten drugi był nawet na początku lat 90. nadawany w odcinkach w radio – bodajże w Trójce). A potem następne tomy przygód Jacka Ryana, który z sympatycznego prawego CIA-owca stał się niechcący prezydentem USA. Clancy jak nikt umiał połączyć wielowątkową akcję sensacyjną z intrygami politycznymi i kupą wiarygodnej wiedzy wojskowej (z przewagą wiedzy). W pewnym okresie jego twórczość uważana była za wzorzec militarnego technothrillera. Ba, w pewnym momencie wydawał nawet przewodniki po rodzajach broni pozbawione jakiejkolwiek fabuły, a i tak nieźle się je czytało. Z czasem zorientował się jak dużo znaczy jego nazwisko na okładce i zaczął produkować taśmowo nowe serie, które tylko zarysowywał fabularnie, a dalej oddawał robotę już innym (m.in. „OP-Center”, Net-Force”, Splinter Cell”). Sam zaś zajął się mocno rynkiem gier komputerowych, czy sprzedawaniem praw do kolejnych swych fabuł Hollywood. A Jack Ryan i jego przyjaciele co jakiś czas wracali w kolejnych powieściach i to mnie cieszyło najbardziej. Niestety dekadę temu urwało się po tym, jak Clancy najpierw spróbował dopisać Ryanowi fabułę z jego młodości, w której finale Jack znalazł się na Placu Świętego Piotra podczas zamachu na Jana Pawła II („Czerwony królik” 2002), a potem zaczął opowiadać o kolejnym pokoleniu w powieści „Zębach tygrysa”. Okazało się w niej, że syn Jacka Ryana marzy by zostać tajnym agentem, a jego kuzyni już tak pracują i ratują świat przed terrorystami.
I szczerze mówiąc w tym momencie seria przekroczyła granicę sensu i prawdopodobieństwa – syn prezydenta USA aktywnym agentem terenowym? Brzmi jak trzeciorzędne kino akcji.
Nie wiem, czy Clancy zrozumiał, że to już o jednego agenta za daleko, czy się zmęczył, czy już mu się nie chciało, ale potem zamilkł. Na następną powieść z Ryanami przyszło czekać aż siedem lat. A gdy wreszcie się ukazała, okazało się, że Clancy odpuścił już nawet swą najsłynniejszą, pierwszą i flagową serię, bo i tu zatrudnił podwykonawców. Trochę żal, acz dzięki temu wróciliśmy przynajmniej do rytmicznych corocznych premier. I oto właśnie druga z nich - „Wyścig z czasem” (nie mylić z filmem sf o tym samym tytule). Na okładce nie znajdziecie, ale już na stronie tytułowej pod wielkim „Tom Clancy” można znaleźć mniejszymi literkami „Mark Greaney” i to on pewnie odwalił większość roboty. Nie ma to większego znaczenia dla jakości tej prozy – Clancy nigdy nie był mistrzem frazy, to zawsze były proste fabuły pełne szybkich zwrotów akcji i wielu opisów technicznych. I tak jest też tym razem. Oto Ryan senior stara się o reelekcję (bo gdy go zabrakło w Białym Domu w kraju źle się dzieje), a Ryan junior albo siedzi przed komputerem jako świetny analityk albo podróżuje po całym świecie jako zdolny agent terenowy prywatnej agencji wywiadowczej.
Czym te nowe powieści różnią się od poprzednich? Dawniej Clancy umieszczał Jacka Ryana w opowieściach o różnych ważnych dla rzeczywistości końca XX wieku sprawach – konflikcie z ZSRR, walce z narkotykowymi kartelami, problemie terroryzmu, zagrożeniu z krajów Dalekiego Wschodu. Tym razem dostajemy serialową ciągłą fabułę o walce z terroryzmem. W kolejnych tomach/odsłonach widzimy, że tak naprawdę każde zwycięstwo w tym konflikcie jest chwilowe, miejsce każdego złapanego czy zabitego terrorysty zajmuje kilku kolejnych.
Od czasu gdy świat stał się globalną wioską nasze życie stało się łatwiejsze, ale nie tylko nasze – również źli ludzie mają łatwiej i mogą więcej. Może w tej myśli nie ma nic specjalnie odkrywczego, ale nie mam nic przeciwko, by raz do roku ją sobie utrwalić przy pomocy kolejnej powieści z Ryanami.
„Wyścig z czasem” Tom Clancy; Albatros 2013
I szczerze mówiąc w tym momencie seria przekroczyła granicę sensu i prawdopodobieństwa – syn prezydenta USA aktywnym agentem terenowym? Brzmi jak trzeciorzędne kino akcji.
Nie wiem, czy Clancy zrozumiał, że to już o jednego agenta za daleko, czy się zmęczył, czy już mu się nie chciało, ale potem zamilkł. Na następną powieść z Ryanami przyszło czekać aż siedem lat. A gdy wreszcie się ukazała, okazało się, że Clancy odpuścił już nawet swą najsłynniejszą, pierwszą i flagową serię, bo i tu zatrudnił podwykonawców. Trochę żal, acz dzięki temu wróciliśmy przynajmniej do rytmicznych corocznych premier. I oto właśnie druga z nich - „Wyścig z czasem” (nie mylić z filmem sf o tym samym tytule). Na okładce nie znajdziecie, ale już na stronie tytułowej pod wielkim „Tom Clancy” można znaleźć mniejszymi literkami „Mark Greaney” i to on pewnie odwalił większość roboty. Nie ma to większego znaczenia dla jakości tej prozy – Clancy nigdy nie był mistrzem frazy, to zawsze były proste fabuły pełne szybkich zwrotów akcji i wielu opisów technicznych. I tak jest też tym razem. Oto Ryan senior stara się o reelekcję (bo gdy go zabrakło w Białym Domu w kraju źle się dzieje), a Ryan junior albo siedzi przed komputerem jako świetny analityk albo podróżuje po całym świecie jako zdolny agent terenowy prywatnej agencji wywiadowczej.
Czym te nowe powieści różnią się od poprzednich? Dawniej Clancy umieszczał Jacka Ryana w opowieściach o różnych ważnych dla rzeczywistości końca XX wieku sprawach – konflikcie z ZSRR, walce z narkotykowymi kartelami, problemie terroryzmu, zagrożeniu z krajów Dalekiego Wschodu. Tym razem dostajemy serialową ciągłą fabułę o walce z terroryzmem. W kolejnych tomach/odsłonach widzimy, że tak naprawdę każde zwycięstwo w tym konflikcie jest chwilowe, miejsce każdego złapanego czy zabitego terrorysty zajmuje kilku kolejnych.
Od czasu gdy świat stał się globalną wioską nasze życie stało się łatwiejsze, ale nie tylko nasze – również źli ludzie mają łatwiej i mogą więcej. Może w tej myśli nie ma nic specjalnie odkrywczego, ale nie mam nic przeciwko, by raz do roku ją sobie utrwalić przy pomocy kolejnej powieści z Ryanami.
„Wyścig z czasem” Tom Clancy; Albatros 2013