Chiński pociąg do Polski

Dodano:
Kontrowersje wokół terminu wizyty polskiej delegacji w Chinach nie mogą prowadzić do zamrożenia współpracy gospodarczej z Państwem Środka, bo skutki byłyby tego fatalne. Oczywiście fatalne dla Polski, nie dla Chin
Ponieważ termin pobytu polskiej delegacji w Chinach jest zbieżny z 24 rocznicą masakry na placu Tiananmen, swoich przedstawicieli wycofały demonstracyjnie PiS i PSL. Marszałek Sejmu Ewa Kopacz próbowała uspokoić nastroje zapewniając, że będzie mówić o przestrzeganiu praw człowieka podczas spotkania z przewodniczącym chińskiego parlamentu, choć wizyta ma głównie charakter biznesowy.

Nie da się ukryć, ze termin wizyty jest nieszczęśliwy, ale mleko się rozlało - co przeoczyliśmy, tego nie naprawimy. Bo gdybyśmy nawet odwołali wizytę, to spowodowałoby to utratę szansy na wspomożenie rozwoju polskiej gospodarki, na złagodzenie skutków kryzysu.

Po wizycie w Chinach prezydenta Bronisława Komorowskiego w grudniu 2010 r., podczas której podpisano umowę o partnerstwie strategicznym, chiński rynek zaczął otwierać się na nasze produkty. Wartość sprzedanego Chinom mięsa liczymy już w setkach tysięcy dolarów. Ale to nic, to dopiero początek, bo w innych krajach Europy, np. w Danii, wartość samego eksportu mięsa do Chin liczy się w wielu dziesiątkach milionów dolarów.

Niedługo między łódzkim terminalem w Olechowie a chińskim Chengdu zacznie kursować trzy razy w tygodniu pociąg, wioząc kontenery z chińskimi towarami do Polski i polskimi do Chin, bo nasi przedsiębiorcy bardzo się palą do takiego eksportu. Kontenery chcą wysyłać duże firmy, o możliwość wysyłania palet dopytują też rzesze mniejszych przedsiębiorców. Mamy spowolnienie gospodarcze, są problemy ze zbytem, a rynek dalekowschodniego giganta jest coraz bardziej chłonny. Co ciekawe, łódzkim załadunkiem interesują się też producenci z innych państw, np. z Austrii.

O przychylność nowych władz w Pekinie zabiega cały Stary Kontynent, np. z premierem Chin spotkała się niedawno kanclerz Angela Merkel. Z kolei Amerykanie już od dawna większą wagę przywiązują do dynamicznie rozwijających się Chin i Indii, niż do Europy.

Polsce udało się zająć całkiem dobre miejsce w kolejce chętnych do współpracy z Państwem Środka. I nie chodzi jedynie o wymianę handlową. Chińskie firmy są zainteresowane współpracą z naszymi spółkami. Dopytują o firmy z branż energetycznej, budowlanej i z innych sektorów. Chcą łączyć z polskimi przedsiębiorstwami swoje potencjały, aby razem skuteczniej wchodzić na unijne rynki.

Wiele naszych dużych firm czeka na taką szansę rozwoju. Oznaczałoby to tysiące nowych miejsc pracy, pośrednio napędziłoby też średni i mały biznes. I tu od razu uwaga dla sceptyków, którzy pokpiwają, że chińskie konsorcjum COVEC wyłożyło się na budowie polskiej autostrady. Otóż na autostradach wyłożyło się też całkiem sporo naszych firm – i nikt z nich nie szydzi, prawda?

Wizyta polskiej delegacji ma utrwalić dobry kierunek w relacjach z Chinami, sprawić, że nasi przedsiębiorcy w trudnych czasach będą mogli się dzięki Chinom rozwijać, a czasem ratować. Tak samo, jak rozwijają się i ratują przed plajtą przedsiębiorcy z innych, w końcu dużo bogatszych niż nasz, krajów Europy.

Polscy politycy popełnili błąd, przystając na rocznicowy termin wizyty. Jednak za ten błąd nie powinni płacić polscy przedsiębiorcy a pośrednio ich pracownicy. Teraz cała sztuka polega na tym, aby zaznaczyć, że pamiętamy o ofiarach z placu Tiananmen, nie demonstrując jednak obrzydzenia do Chin. Bo może się okazać, że polskie produkty nagle przestaną Chińczykom odpowiadać a innego kraje naszego regionu staną się dla nich bardziej atrakcyjnym miejscem do inwestowania.

Sun Tzu, autor najstarszego na świecie podręcznika sztuki wojennej, współcześnie traktowanego jak podręcznik prakseologii i reinterpretowanego w odniesieniu do innych dziedzin, m.in. kierowania biznesem twierdził, że „zwyciężają ci, którzy wiedzą, kiedy walczyć, a kiedy nie.” Nie czas na walkę z Chinami, bo ją przegramy a cena będzie słona.
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...